XLVII.

194 14 4
                                    

Zatrzymałam się. Poczułam uderzenie w plecy, gdy Bill na mnie wpadł.

- Co jest? - zapytał.

Nie odpowiedziałam, tylko wskazałam palcem prosto przed siebie.

Obraz miasta był w pewnym sensie przerażający i majestatyczny jednocześnie. Pod przykryciem czerwonego jak krew nieba rozciągała się panorama miasta. Budynki wyglądały jakby były rozrzucone na oślep, ale po uważniejszym przyjrzeniu im się można było zauważyć jakiś dziwny, skomplikowany wzór, według którego zostały ustawione. Ich ciemne, czarne lub szare ściany, idealnie zgrywały się z brunatnym brukiem, którym wyłożono uliczki. Lecz najciekawszym elementem tego widoku były demony. Było ich pełno, roiły się na uliczkach niczym stado dziwacznych, wielokolorowych mrówek. Były w najróżniejszych formach, kształtach i rozmiarach. Ze wzgórza, na którym staliśmy, nie wiedziałam dokładnie wszystkich szczegółów, ale mogłam stwierdzić, że o większości tych stworzeń zwykłemu śmiertelnikowi nawet się nie śniło.

- Bill... To jest niesamowite - powiedziałam, wpatrzona w ten cudowny widok.

- Chyba jednak powinienem cię wcześniej uprzedzić, jak to wszystko wygląda...

- Nie, tak jest nawet lepiej - odparłam, nadal jak w transie.

Stałam tak i stałam, kiedy przerwał mi rozbłysk światła. W kłębach dymu pojawił się przed nami nie kto inny, jak Kill.

- Niezłe mam wejście, co nie? - rzucił. Żadne z naszej dwójki nawet się nie uśmiechnęło. - No co, humor nie dopisuje? Cóż, ja mam się świetnie.

Fuknęłam. Jeśli mam z nim wytrzymać dobę, to na pewno nie dam mu się żądzić.

- Musisz być zawsze taki arogancki?

- A ty musisz być zawsze taka irytujące? - rzucił.

Otwierałam i zamykałam usta, licząc że wpadnę na jakąś dobrą odpowiedź, ale to na nic. Nie byłam przygotowana na odpowiedź z jego strony.

- Co jest, nie minęła minuta, a panience już się skończyły odzywki? Lepiej uważaj, bo ja mam spory repertuar.

Zacisnęłam pięści.

- Spokojnie, mam ich jeszcze wiele - Uśmiechnęłam się złośliwie. - Po prostu nie chcę ich marnować na kogoś tak nędznego, jak ty.

Słyszałam, jak Bill parsknął za moimi plecami. Po czymś tak mocnym nie ma szans, żeby Kill się pozbierał. Demon pochylił się nade mną tak, że prawie stykalkśmy się nosami.

- Tak? Zobaczymy, czy na koniec dnia też będziesz taka odważna - wyszeptał, po czym wyprostował się gwałtownie, uśmiechając się niewinnie do Billa. - Dzięki za przesyłkę, braciszku. A teraz wybacz, ale mam ochotę się troszkę pobawić...

Bill chciał coś rzucić, ale położyłam mu dłoń na ramieniu, mówiąc:

- Nie martw się. Zanim się obejrzysz będę z powrotem.

Kiwnął głową i delikatnie pocałował mnie na pożegnanie. Kiedy zniknął w portalu, poczułam dłoń Killa na swoim biodrze.

- Wiesz, nie żartowałem z tą zabawą...

Spojrzał na mnie jednoznacznie. Odtrąciłam jego rękę i wyrwałam się. Nie miałam siły ani ochoty, żeby mu cokolwiek odpowiedzieć, bo i po co? Na pewno jeszcze będzie czas na kłótnie.

Bez słowa zaczekam schodzić ze wzgórza. Pomarańczowa trawa była mokra i śliska od deszczu, który niedawno musiał przestać padać. Starałam się stawiać ostrożnie każdy krok, bo ścieżka wiła się nad niebezpiecznym urwiskiem, a ja wolałabym nie musieć z niego spadać. W końcu, ile razy jeden człowiek może umierać?

Byłam zbyt pochłonęta własnymi myślami i przestałam zwracać uwagę na otoczenie. Wtedy się poślizgnęłam. Z krótkim okrzykiem zdziwieni zmieszanego ze strachem osunęłam się w przepaść. Przerażona zacisnęłam powieki, gotowa na twarde spotkanie z ziemią, lecz ono nie nastąpiło. Otworzyłam oczy, by przekonać się, że silna ręką w czarnej, skórzanej rękawiczce trzyma mnie w miejscu. Nie wierząc własnym oczom, powiodłam wzrokiem wzdłuż owej ręki, by przekonać się, że jednak się nie mylę. Jej właścicielem był oczywiście Kill. Zabrało mi głos. Chciałam coś powiedzieć, nie mogłam uwierzyć, że to on mnie uratował! Chciałam już mu zacząć dziękować, gdy odezwał się swoim codziennym, drwiącym głosem:

- No co, księżniczko? Przytyło się ostatnio troszeczkę, co?

Iiiiiii czar prysł. Znowu miałam ochotę go zabić. Jak miło.

- Przestań się ze mną drażnić i wciągaj mnie na górę! - warknęłam.

- Och, a co będę z tego miał?

Przewróciłam oczami.

- Co, to teraz jest twoje nowe powiedzonko? Każdego się tak pytasz.

- Nie nazwałbym tego poqiedzonkiem - zamyślił się przez sekundę - ale tak, zawsze miło jest zyskać coś dla siebie, więc chyba każdy w tym mieście choć raz to ode mnie usłyszał.

- Jak miło - zadrwiłam. - Pewnie wszyscy mają cię już dość.

Zobaczyłam błysk w jego oku. Nie spodobał mi się on i słusznie.

- O jej, jakaś ty ciężka! - westchnął teatralnie, wolną ręką łapać się za głowę - Nie wiem, jak długo zdołam cię jeszcze utrzymać!

Miałam zamiar coś odburknąć, kiedy puścił jeden palec. Po chwili zabrał też drugi i kiedy trzymał mnie już dosłowne opuszkami, nie wytrzymałam o krzyknęłam:

- Niech będzie, na coś się umówimy! Tylko wciągnij mnie już, ty mały, zdradziecki, pieprzony...

-Spokojnie, nie spinaj się tak! - rzucił radośnie i wciągnął mnie, jakbym była lekka jak piórko.

Stanęłam na nogach i otrzasnęłam się lekko.

- Czemu... Czemu mnie złapałeś? - zapytałam cicho.

- Nie mogłem przecież pozwolić, by moja cenna przesyłka uległa uszkodzeniu, prawda? - rzucił.

No tak, co ja sobie myślałam? Że zrobił to ze szlachetności? Pfff, wolne żarty. On i szlachetność.

- Nie licz na to, że ci się oddam, nawet jeśli uratowałeś mi życie. Choćbyś nie wiem jak bardzo tego chciał, to nie jestem dziwką, która to zrobi dla świętego spokoju.

- A czy ktoś powiedział, że będę się liczył z twoim zadaniem? - rzucił, a mnie mimowolnie przeszedł dreszcz..

Zacisnęłam zęby. Zbliża się długi dzień...

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz