Moja mama... Znaczy się, Bill, zaczął grzebać w torebce.
- Niech pan chwilę poczeka, panie doktorze, gdzieś tu musi być mój dowód... Wie pan, jak przepastne są kobiece torebki, prawda? - zaśmiał się nerwowo.
Lekarz uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- Tak, absolutnie panią rozumiem. Moja żona nigdy nie może niczego znaleźć wewnątrz swojej, a kiedy wyspie całą jej zawartość na stół, to zawsze robi się zaskakująco duża sterta. Przysięgam, że gdyby chciała, to udałoby jej się tam wcisnąć słonia - rzucił mężczyzna.
Bill grzebał w torebce z coraz bardziej nerwowym uśmiechem. Dostrzegłam kropelki potu formujące się na jego czole. Sama również byłam zestresowana, ale co niby miałam zrobić? Postanowiłam więc zostawić demonowi rozwiązanie sprawy.
- Och, ależ ja jestem głupia! - Demon przebrany za moją matkę uderzył się z impetem w czoło. - Musiałam zostawić go w domu. Jak ja mogłam być tak nierozsądna?
Bill zaczął się kręcić z niespokojem po gabinecie. Z mistrzowską wręcz grą aktorską udawał zatroskana kobietę. Zauważyłam jego wyczekujace spojrzenie, które ukradkiem rzucał w stronę lekarza.
Mężczyzna za biurkiem odchrząknął i poprawił okulary.
- Niech pani się uspokoi i usiądzie, droga Pani - powiedział.
- Och, dobrze, w porządku - rzucił Bill.
Ponownie usiadł przed doktorem, utrzymując wyraz zdenerwowania na twarzy.
Lekarz wstał i odwrócił się do na tyłem. Podszedł do okna i przez chwilę stał przed nim, wpatrując się w zasłoniętą żaluzjami szybę. Wysunął palec i kciuk w szparę pomiędzy żaluzjami, po czym z cofnął rękę, czym wywołał brzdęk metalowych blaszek, które uderzyły o siebie i wrócił do nas z kamienną twarzą. Stanął przed biórkiem i opierając dłonie o jego blat, pochylił się i oświadczył:
- Jak dobrze pani wie, droga pani, obowiązują mnie pewne przepisy... i nie mogę wydać recepty byle komu... - Zdenerwowana spojrzałam z boku na blondyna. Cała się trzęsłam, ale on wcale nie wyglądał lepiej. - Ale, jeśli to zostanie między nami... Mogę zrobić dla pani mały wyjątek...
Uśmiechnęłam się z ulgą. Jak dobrze, że dał się nabrać na sztuczkę Billa!
- Oczywiście, wszystko kosztuje, rozumie pani... - Zamilkłam. Bill, siedzadzy obok mnie, zesztywniał nagle i zbladł.
- A-ależ oczywiście, proszę pana... - wyjąkał. - To jest jasne jak słońce...
Zaczął grzebać w torebce. Po chwili wyciągnął z niej portfel i wręczył lekarzowi kilka banknotów.
- Tyle chyba wystarczy, prawda? - rzucił już z większą pewnością siebie.
Mężczyzna wziął banknoty i przeliczył je szybko. Obrócił się na pięcie i spojrzał na nie pod światło, po czym z zadowoloną miną zwrócił sj w do demona.
- Tak, to powinna być odpowiednia kwota - Uśmiechnął się szeroko. Napisał kilka słów na kartce, którą wyrwał ze specjalnego bloczku i wręczył ją Billowi. - Miło się z panią robi interesy, pani Pines.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł Bill, który szybko odebrał karteczkę z rąk mężczyzny i wstał, chwytając torebkę. - Chyba pan się jednak nie obrazi, jeśli ja i moja córka będziemy się już zbierać, trochę nam się dzisiaj śpieszy. Do widzenia, panie doktorze.
Po tych słowach blondyn chwycił mnie za rękę i wyciągnął za drzwi.
Ciągnął mnie za sobą, dopóki nie znaleźliśmy się uliczkę dalej od przychodni. Tam przystanął i pochylił się, opierając ręce na kolanach. Jego postać owinął niebieski płomień i już po sekundzie stał przede mną zdyszany Bill.
- Masz receptę? - zapytałam, oddychając ciężko.
Wyciągnął przede mną karteczkę, którą ściskał w ręce.
- Dzięki niebiosom! - rzuciłam z ulgą.
W drodze powrotnej wpadliśmy do apteki. Mówiąc ,,wpadliśmyʼʼ mam na myśli dosłownie - wpadnięcie. Bill otworzył portal, tylko zrobił to tak nieumiejętnie, że przejście pojawiło się pod sufitem. Wystarczyło by zobaczyć minę aptekarki, żeby wiedzieć, co czuła. Szok i zdezorientowanie były jasno wypisane na jej twarzy. Bez większych kłopotów zdobyliśmy maść, którą przepisał nam doktor i wróciliśmy do domu.
Blondyn zamknął za nami drzwi, a ja ruszyłam do kuchni, żeby przygotować sobie coś do jedzenia. Chciałam już otwierać jedną z szafek, kiedy Bill złapał mnie za nadgarstek.
- Poczekaj. Najpierw chcę porozmawiać.
- Czy to nie może poczekać, aż zjem kanapkę? - zapytałam.
- Nie - Blondyn patrzył na mnie z powagą. - Chcę to załatwić teraz.
- W porządku - powiedziałam i odsunęłam się od szafki.
Przeszłam kilka kroków i oparłam się o brzeg stołu.
- Słucham uważnie.
Bill wziął głęboki oddech, co zapowiadało długą dyskusję. Czułam, że ta rozmowa będzie poważna.
- To nie może tak być.
Nie odzywałam się, czekając aż powie, co ma na myśli, lecz tylko wpatrywał się we mnie wyczekująco.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Jestem dla ciebie zagrożeniem, Mabel - powiedział. - Wszystko, co cię spotkało, wszystkie twoje problemy i krzywdy, były spowodowane przez mnie.
- Bill, przestań - przerwałam mu. - Nie zrobiłam niczego, czego bym nie chciała. Jeśli coś złego się wydarzyło, to jest to również moja wina.
- Nie Mabel, nie rozumiesz.
Spojrzałam na niego zimnym wzrokiem.
- To prawda, nie rozumiem - odparłam zimnym, pozbawionym uczuć głosem. - I zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie chcesz to zrobić dla mnie i mojego bezpieczeństwa, czy może dla siebie. Co, nie jestem dla ciebie dość dobra? Już ci się znudziłam?
- Jestem potworem, Mabel! - wybuchnął. - Nie możesz przebywać przy mnie, bo z każdą kolejną sytuacją jesteś coraz bliżej śmierci! Ile razy o mało przeze mnie nie zginęłaś?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to! - odkrzyknęłam. - Umiem zatroszczyć się sama o siebie, więc nie musisz zgrywać nadopiekuńczego rodzica, Bill!
- To przestań zachowywać się jak dziecko i choć przez chwilę mnie posłuchaj!!!
- Nie! Nie zamierzam cię słuchać! - krzyknęłam. - Myślałam że coś dla ciebie znaczę.
Pichyliłam głowę i zacisnęłam pięści. Poczułam, jak moje policzki robią się mokre od łez. Wtedy Bill postanowił uderzyć z innej strony.
- Ach tak? - rzucił, starając się brzmieć jak najbardziej drwiąco. - W takim razie byłaś głupia. Niby dlaczego miałbym cię kochać? Jesteś tylko głupim, nic nie wartym człowiekiem. Nigdy się dla mnie nie liczyłaś. Daj mi jeden powód, dla którego miałabyś dla mnie być czymkolwiek więcej niż zabawką.
Gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na niego z furią w oczach.
- Nie mam takiego zamiaru! Wiesz co?! - wykrzyknęłam. - Mam cię gdzieś! Nic mnie nie obchodzisz! Wolałabym, żebyśmy to wszystko nigdy się nie wydarzyło! Żebyś nigdy nie zapukał do moich drzwi!
Demon nagle przycichł i jakby zamknął się w sobie. Przez kilka chwil było słychać jedynie mój przyśpieszony oddech i bicie serca. Potem Bill spojrzał mi w oczy i rzucił:
- I słusznie. Tak było by lepiej dla nas obojga.
CZYTASZ
Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona]
FanfictionZwykły, typowy, nudny Mabill. Nic nadzwyczajnego. No, może nie do końca. Przekonaj się sam... _________________________________________ Uniwersum Gravity Falls ani żadne postaci z niego pochodzące nie należą do mnie, a do ich prawowitego właściciel...