X.

682 46 26
                                    

Szłam pewnym krokiem przez korytarz, co jakiś czas witając się ze znajomymi. Bill szedł za mną, trzymając ręce w kieszeniach i rozglądając się na boki. Słyszałam, jak niektóre dziewczyny podszeptują na jego temat między sobą, ale olałam to. Już dawno nauczyłam się nie zwracać uwagi na plotki.

Zauważyłam mojego nauczyciela i krzyknęłam do niego z daleka:

- Dzień dobry, profesorze!

- Witam, panienko Pines- odpowiedział z przyjaznym uśmiechem. - Jak się pani dzisiaj czuje?

Po krótkiej wymianie zdań przedstawiłam mu Billa jako mojego kolegę z Irlandii. Nie mam pojęcia co mi odbiło z tą Irlandią. Najważniejsze, że pedagog bez problemu zgodził się, by Bill uczestniczył w zajęciach. Jednak gdy wchodziliśmy do sali, złapał mnie za ramię i zapytał:

- Jesteś pewna, że to tylko 'kolega'?

Skarciłam go spojrzeniem i rzuciłam pełna oburzenia:

- Profesorze!

No świetnie, już nawet mój nauczyciel wyobraża sobie niewiadomo co! Chyba na prawdę muszę pomyśleć nad dobrą trumną, żeby mieli mnie gdzie pochować, kiedy już się powieszę.

Przez całe zajęcia siedziałam spokojnie i w skupieniu robiłam notatki. Dopiero po dłuższym czasie oderwałam się od tego zajęcia i spojrzałam na Billa. Siedział okropnie spięty, wbijając paznokcie w blat ławki. Zaniepokoiłam się.

- Co jest? - spytałam szeptem.

Odwrócił się do mnie ze sztucznym uśmiechem.

- Wszystko w porządku - powiedział, ale wyraz jego twarzy zdecydowanie przeczył jego słowom.

Pochyliłam się w jego stronę i patrzyłam wyczekująco. Nasze twarze były tak blisko, że czułam na policzku jego oddech. Wtedy mnie pocałował.

W porządku, żartuję. Chociaż w tamtym momencie faktycznie myślałam, że to zrobi. Pewnie walnęłabym go w tedy z liścia. W każdym razie Bill zmarszczył brwi w grymasie złości i odsunął się ode mnie gwałtownie.

- Nie podoba mi się tu - rzucił i wstał ze swojego miejsca. - Wychodzę. Wrócę później.

- Zaczekaj, gdzie idziesz? - krzyknęłam za nim, ale on już mnie nie słuchał. Szedł szybkim krokiem w stronę drzwi, ignorując wszystko i wszystkich na około niego. Powinnam była za nim pobiec, zrobić cokolwiek, by go zatrzymać. Nie zrobiłam nic. W tym momencie przez salę przebiegła się fala śmiechu która skutecznie mnie sparaliżowała i przygwoździła mnie do krzesła,

Powiedział, że wróci, więc napewno wróci, pomyślałam i próbowałam się uspokoić, oddychając głęboko. Myliłam się. Nie wrócił. Nie widziałam go przez następne trzy miesiące.

Oczywiście, to nie tak, że nie próbowałam go znaleźć. Zgłosiłam nawet jego zaginięcie na policję. Tak, wiem, to było głupie. Powiedzieli tylko, żebym szukała swojego ekscentrycznego chłopaka na własną rękę. Nie miałam siły się z nimi kłócić. Wróciłam do codziennego życia, ale razem z Billem zgubiłam gdzieś całą swoją radość. Snułam się ospale i apatycznie, większość  wolnego czasu spesizlamspałam.

Nadszedł grudzień. Wujkowie i Dipper przyjechali do mnie na Wigilię. Rodzice jak zwykle byli zajęci swoimi sprawami i ograniczyli się do przysłania nam przysłali nam świątecznej kartki. Zazwyczaj na święta gotuję i przygotowuję masę świątecznych potraw. W tym roku nie czułam się na to na siłach, ograniczyłam się więc do śledzia z cebulką, resztę potraw kupiłam.

Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z rozmyślań. Po chwili do domu wpadł Dipper i od razu rzucił mi się na szyję.

- Mabel! - krzyknął mój pełen szczęścia brat. Przez chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zamieniliśmy się rolami. Przecież to ja zawsze byłam okropnie wesoła, a on był tym poważnym. Teraz on promieniował radością, w przeciwieństwie do mnie.

Rzeczywistość To Iluzja | Mabill | [Zakończona] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz