Rozdział 37

41 2 0
                                    

***

-Mam dosyć twojej matki-powiedział Johnatan.

-Ciągle gada tylko o tobie. Marudzi i marudzi.

-Martwi się o mnie. Co w tym dziwnego?-zapytała.

-To że zaczyna mnie wkurzać-zamyślił się.

-Chyba będę musiał ją uciszyć.

-Nie rób jej krzywdy-poprosiła.

-Nie mów że nagle zaczęłaś się nią przejmować-powiedział złośliwie.

Dziewczyna popatrzyła na niego z pogardą.

-Jaka by nie była to jest moją matką-powiedziała stanowczo.

-Coś w tym jest-znowu się zamyślił.

-Powiesz mi co się stało z Emily?

-A ty ciągle o tym-westchnął.

-Chcę wiedzieć.

-Przestań ciągle o nią pytać. Chyba nie chcesz mnie zdenerwować?

-Myślisz że się ciebie boję?- Powiedziała i odrazu ugryzła się w język.

-Znowu zaczynasz?-podszedł do niej.

Odwróciła głowę. Uśmiechnął się.

-Pamiętam jak jeździłem do dziadków. Babcia zawsze dawała mi coś słodkiego i mówiła że jestem dobrym chłopcem, ale to Emily zawsze była ulubienicą rodziny. Kiedy wróciłem ze szpitala babcia patrzyła na mnie jak na potwora. Zrozumiałem że już nigdy nie dostanę od niej ciastka- jego twarz spochmurniała.

-Nie wiedziałam że miałeś tak ciężko-westchnęła.

-Kiedy wróciłem do domu wszyscy zaczęli mnie unikać. Nie rozumiałem dlaczego. Przecież nie zrobiłem nic złego-żalił się.

Anna chciała wykorzystać jego słabość, by wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

-Dlaczego trafiłeś do szpitala?-zapytała spokojnie.

-Właściwie to nie wiem. Zanim tam trafiłem, to miałem kota. Wabił się Iskierka. Pewnego dnia znalazłem go martwego obok domu, a w rękach miałem zakrwawiony kamień. Emily zaczęła krzyczeć i pobiegła po mame. Gdy to zobaczyła omal nie zemdlała. Nie wiedziałem o co jej chodzi. Nie wiedziałem skąd była ta krew na moich rękach. I wtedy właśnie zaczęła dzwonić do różnych lekarzy. W końcu powiedziała żebym spakował najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Wsiadłem z nią do auta i pojechaliśmy do tego okropnego miejsca. Powiedziała że zostanę tu kilka dni i odjechała. Czekałem na nią codziennie, a ona nie przyjeżdżała. Gdy próbowałem uciec, to na mnie krzyczeli i wiązali. Dawali mi leki po których źle się czułem. Chciało mi się spać...

Anna słuchała z przejęciem i w pewnym momencie zrobiło jej się go żal.

-Takie właśnie miałem dzieciństwo.

-Bardzo mi przykro-powiedziała szczerze.

-Miło że to mówisz, ale nie potrzebuje twojego współczucia. Wszyscy już nie żyją i nic mi nigdy nie zrobią.

-Ale ból nie minie jeśli nie stawisz mu czoła.

-Co ty możesz o tym wiedzieć?

-Wiem więcej niż ci się wydaje.

-Jeśli myślisz że cię uwolnię to się mylisz-powiedział sucho.

Anne trochę zaskoczyła ta odpowiedź.

-Nie liczę na to-odpowiedziała.

-Nie?-zapytał zdziwiony.

-Nie.

Ucieczka w umysłWhere stories live. Discover now