Rozdział 2

2K 104 86
                                    

--------(T.I) POV--------

Obudziłaś się rano na kartonach. Cały kręgosłup cię tak bolał że nie umiałaś praktycznie chodzić. Obejrzałaś swoje mieszkanie w którym były same pudła. Dziś był dzień przeprowadzki. Ostatni raz weszłaś pod stary prysznic i się umyłaś lodowatą wodą. Uwielbiałaś to uczucie, najpierw ochłodzić się a potem wejść do ciepłych ubrań. Wyszłaś z łazienki i otworzyłaś karton podpisany "jedzenie". Na wierzchu znajdowały się jajka dlatego zrobiłaś sobie jajecznicę. Smażąc jeszcze surowe jajka na patelni spojrzałaś na zegarek

- Holender już 12!!! - krzyknęłam w myślach. 

Szybko zrzuciłaś jajka na talerz i zjadłaś je w rekordowym tempie.
Gdy wkładałaś jajka do odpowiedniego kartonu usłyszałaś klakson. Wyjrzałaś, a tam stała ciężarówka z napisem "przeprowadzki". Spanikowana ubrałam adidasy i pobiegłam do kierowcy. Kiedy wyszłam z bloku poczułam zimny nawiew na jeszcze moich mokrych włosach, pięknie czyli jutro czeka mnie choroba. Kierowca wyszedł z wielkiej ciężarówki i powiedział.

- Pomóc Pani znosić te kartony? - spytał się uprzejmie.

- Jakby Pan mógł to byłoby miło. Tak wogule to jestem (T.I)

- Ja jestem Władek - powiedział całując moją dłoń.

Łącznie było 12 pudeł. Praca nam szybko poszła bo w moim bloku była winda ale w nowym nie będzie 😢.
Przez całą podróż do nowego miasta Pan Władzio opowiadał jak on to ciężko pracował i tak dalej. Kiedy już wjechaliśmy na osiedle zauważyłam przez okno śmiesznego małego szkieleta który biegł najwidoczniej do biedronki. Władek zaparkował przed moim blokiem.

- Dziękuje za wspólną podróż - podziękowałam

- Nie ma za co

Nagle coś zadzwoniło w kieszeni kierowcy. Coś tam mówił, że zaraz będzie, że zapomniał czy coś. Rozłączył się a jego mina nie była zaciekawa.

- Przepraszam ale będzie musiała Pani wnieść sama te kartony na górę. Właśnie zadzwonił drugi klient i powiedział że mam po niego za chwile przyjechać. Jeszcze raz przepraszam.

- Spokojnie dam sobie sama rade - nie wiem czemu to powiedziałam. Mam 12 pudeł wnosić na 4 piętro chyba was pogięło, ja z wuefu dobra nie jestem.

I stało się, zostałam ja, 12 pudeł i 319 schodów na 4 piętro. Podniosłam pierwsze pudło. Nagle ktoś wszedł do klatki. Był to ten sam szkielet co biegł do sklepu.

- Moge ci pomóc wnosić te pudła? - spytał miłym grubym głosem.

- Dziękuje - odpowiedziałam.

- Które piętro? - spytał podnosząc kilka pudeł  magią.

- Czwarte - wyjąkałam zaskoczona.

Ja-pierdziele, pierwszy raz w życiu widzę szkieleta z magią. Co prawda mówili we wiadomościach że potwory wyszły na powierzchnię ale nie wiedziałam że będę z takim mieszkać w jednym bloku. Szkielet podniósł swoją magią z 4 pudła i zaczął wchodzić po schodach jakby nigdy nic. Ja stałam jak wryta z jednym pudłem w dłoniach. Trochę mnie to dobijało ja wnoszę po jednym pudle a on ekspresowo po cztery. Kiedy skończyliśmy wnosić pudła oczywiście dopadła mnie zadyszka, naprawdę muszę zacząć ćwiczyć a nie żreć tylko lody. Szkielet popatrzył się na mnie a na jego twarzy pojawiła się niebieska/błękitna plama

 Szkielet popatrzył się na mnie a na jego twarzy pojawiła się niebieska/błękitna plama

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Jeszcze raz ci dziękuje - powiedziałam Zdyszana

- Nie ma za co - odpowiedział i wszedł do siebie.

Był moim sąsiadem z nad przeciwka, fajnie wiedzieć. Kiedy zamykał za sobą drzwi spojrzałam w głąb jego mieszkania, stał tam jeszcze jeden o wiele wyższy szkielet. Widocznie jakaś rodzina bądź kolega, może potem się dowiemy. Wniosłam wszystkie kartony i położyłam na świeżej podłodze w nowym domu.

Początek nowej drogi [Sans x Reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz