Rodział 18

1.1K 60 70
                                    

----------Time Skip----------

----------(T.I) POV----------

Minął tydzień. Tydzień od wyznania Sansa co do mnie czuję. Chyba nikogo to nie zdziwi, że zostaliśmy parą. Wiele osób nam gratulowało ale wyjątkiem był Maciuś. Cały czas chodził smutny. Żal mi go było. Jak jeszcze raz go zobaczę to się spytam co i jak. Przecież przyjaciele powinni sobie pomagać prawda? Aktualnie siedzę sobie w salonie z Sansem. Oglądamy se milionerów. Ta leniwa kupa kości oczywiście leży na moich kolanach i za chiny nie chce zejść.

- Sans proszę...zejdź

- Nigdy!!! - przytulił się do nich mocniej.

Pogłaskałam go po jego czaszce a on mruczał.

- Fajny z ciebie kotek ale muszę załatwić parę rzeczy.

- A co jest ważniejsze ode mnie?! - oburzył się

- Przepraszam ale pomidory i marchewki oraz cytryny. - tłumaczyłam się.

Sans zrobił smutną minkę.

- Kupie ci ketchup - uległam.

Zarzucił mi się na szyję i pocałował w policzek.

- Tylko wracaj szybko!

Ubrałam buty, kurtkę, czapkę i wyszłam do sklepu.

----------Time Skip----------

Stałam właśnie przy stanowisku z cytrynami. Gdy podniosłam głowę zza kartonów, zauważyłam Undyne i Papyrusa. Podeszłam do nich, bo czemu nie?

- Hey me Amigo - przywitałam się

- Witaj Człowieku!

- Undyne zaśmiała się pod nosem.

Chyba wiem co się kroi.

- Co wy tu robicie? - spytałam

- Przyszłam pokazać Papsowi makarony, bo są na przecenie.

- Undyne gdzie one są?! WIELKI PAPYRUS JUŻ NIE WYTRZYMA!!

Undyne z założonymi rękoma pokiwała głową na lewo. Znajdowała się tam alejka z makaronami. Paps był w istnym niebie.

---------Time Skip----------

Minęło już pół godziny a Paps nadal wrzucał makarony do wózka. Był taki szczęśliwy. Oby taki był zawszę.

- A i gratuluję, że jesteś z Sanem - przypomniało się Undyne.

- Dzięki

- Ej a kiedy on ma ruję? - szepnęła mi do ucha.

WTF? Sans, szkielet i ruja? Wole żarty. Przecież ruję mają tylko zwierzęta.

- On i ruja? - spytałam zdziwiona

Undyne popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Poczułam się lekko dyskomfortowa.

- Każdy szkielet od czasu do czasu ma ruję. Tak jak koty. Czyli są tak agresywno - seksualni. - tłumaczyła mi.

- Czyli Paps ma też tą ruję? - spojrzałam na Papyrusa który wybierał makarony.

- On jest za młody. Ale za niedługo go tez to czeka. - Undyne wzdychnęła.

----------Time Skip---------

Zapłaciłam i wróciłam do domu. Dziwne...nigdzie nie było Sansa. Widocznie poszedł do Papyrusa. Weszłam do kuchni i położyłam ciężkie torby na blacie. Wyjęłam: ziemnoki, cytryny, pomidory, sól, zupkę chińską, makaron, ryż, banany, kurczak, mielone. Wyjmując powoli produkty nie zauważyłam za sobą Sansa. Chwycił mnie za biodra i przyciągną je do swojej miednicy. Przestraszyłam się. Nie jestem jeszcze przyzwyczajona do "związku".

- SANS NIE STRASZ!

- Mnie się boisz~

Odpowiedział dziwnie seksownym głosem

Uwaga Uwaga. LEMON ALERT LEMON ALERT. Proszę się spodziewać lemonu.

Gdy się do niego odwróciłam z jego buzi leciała ślina. Ocho..chyba ruja się włączyła. Nagle Sans zaczął robić mi malinki na szyji. Było to cholernie przyjemne. Aż jękałam. Sans mnie podniósł i zaniósł do sypialni. Dość brutalnie rzucił mnie na łóżko. Z jego buzi bardziej leciała ślina. Wystawił swój świecący język. Szybko rozebrał swoją kurteczkę i w mgnieniu leżałam pod nim.

- S...sans...c...co..r..robisz? - spytałam lekko przerażona

- Chce się pobawić.....tobą~

I zatopiliśmy się  w pocałunku...

Lemon w następnym rozdziale!!!
Chyba, że nie chcecie. Piszcie swoją opinię w komentarzach!

Początek nowej drogi [Sans x Reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz