Rozdział 11

5.4K 337 88
                                    

***
Siedzieli na kanapie. Harry, cały zarumieniony, zajmował miejsce na kolanach Toma, który był widocznie z siebie zadowolony. Obejmował nastolatka w pasie, co jakiś czas całując go we włosy.

Draco, siedzący po drugiej stronie mebla, przyglądał się dwójce czarodziejów. Domyślał się, kim może być nieznany mu mężczyzna. I miał nadzieję, że myli się w swoich przypuszczeniach.

Szczególnie, iż podczas kłótni Harry'ego z wężem, który jednak jest człowiekiem, kilka razy próbował zwrócić na siebie ich uwagę i zadać nurcące go pytania, lecz został zignorowany.

A może raczej, w ogóle go nie zauważyli. Byli zbyt zajęci sobą i Draco - nawet jeśli byłby ślepy i głuchy - zauważyłby chemię między nimi.

Doskonale wiedział, że tych dwoje coś do siebie czuje, ale żaden nie chce się do tego przyznać.

Cieszył się, że jego przyjaciel znalazł osobę, która o niego dbała i chroniła. Jednak wolałby, żeby nie był nią czarnoksiężnik, który miał w swoich planach wymordowanie połowy świata.

Mimo, że go popierał, nie był pewny czy jest to odpowiednia partia, dla kruchego, zielonookiego nastolatka.

-Więc... - zaczął niepewnie Harry. - Może zadawaj pytania? Tak będzie, chyba najlepiej.

-Czy ten glonojad, który jest do ciebie przyczepiony, jest Voldemort'em? - Draco postanowił nie owijać w bawełnę.

-Tak, jestem Voldemort'em i radzę ci, uważaj na słowa Malfoy, ponieważ twoja rodzina może na tym dużo stracić. A tego byśmy nie chcieli, prawda? -w oczach Toma błysło szaleństwo.

-Nie strasz mojego przyjaciela! - Harry odwrócił się przodem do starszego i uderzył go w głowę. - Przez ciebie jest biały jak ściana - wskazał na blondyna. Trzeba było przyznać, że twarz Dracona, w dość szybkim czasie, straciła kolory.

-Sam się o to prosił - mruknął.

-On się tylko o mnie martwi, a poza tym ma rację. Dziwię się, że twoją animagiczną postacią nie jest kleszcz albo właśnie glonojad. Czasami jak się do mnie przylepisz, trudno jest cię odlepić.

-Nieprawda - mruknął.

-Oczywiście, ale teraz już zamilknij. Chciałbym porozmawiać, na spokojnie, z Draco.

-Ale...

-Cii - zielonooki zatkał dłonią usta Riddle'a i zwrócił się do blondyna. - Więc, co jeszcze chciałbyś wiedzieć?

Malfoy zerknął niepewnie na Czarnego Pana, który wyglądał niczym obrażone dziecko, ale chyba postanowił być w miarę cicho. Przynajmniej na jakiś czas.

-Jak do tego wszystkiego doszło? Jesteście razem? Nie rzucił na ciebie żadnego uroku, prawda? Skrzywdził cię? - z każdym zadanym pytaniem, przysuwał się bliżej przyjaciela, żeby na koniec prawie stykać się z nim nosami.

Harry po usłyszeniu pytań i zobaczeniu wzroku przyjaciela, wiedział, że będzie to długa rozmowa.

Westchnął.

-To może zacznę od początku... - opowiedział mu o dniu jego pierwszego spotkania z Tom'em, o późniejszych wydarzeniach i powrocie do Hogwartu.

Draco słuchał go uważnie. Czasami zadawał pytania, czy wyrażał własne zdanie odnośnie jakiegoś wydarzenia.

Natomiast Marvolo postanowił nie przeszkadzać im w rozmowie. A raczej został do tego zmuszony, delikatnie mówiąc.

Po tym, jak co pięć sekund wtrącał sarkastyczne komentarze, Harry rzucił na niego Silencio. Starszy nie mógł rzucić przeciwzaklęcia, gdyż dziwnym trafem jego różdżka znalazła się w rękach nastolatka. I to nie tak, że nie mógł jej zabrać zielonookiemu. Postanowił poczekać, aż skończą rozmawiać.

I WouldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz