Rozdział 3

6.8K 375 167
                                    

Abc- myśli

***

Jak do tego doszło?! Przecież miałem MU odmówić, pójść w swoją stronę i nie spotkać GO w najbliższym czasie. A teraz co? Siedzę z NIM w pieprzonej kawiarence, gdzieś w środku Londynu. Żyć nie umierać.

Tak wyglądały myśli Harry'ego, podczas gdy siedział naprzeciwko bardzo zadowolonego Toma Riddle'a. Potter naprawdę nie chciał iść z Lordem Węży do żadnej z kawiarenek, znajdujących się w jednej z bocznych uliczek. Jednak los lubił sobie z niego zakpić.

Miał już mu odmówić, kiedy z ciemnych chmur spadł deszcz. Tom, wiele nie myśląc, złapał chłopaka za nadgarstek i zaciągnął (mimo sprzeciwów młodszego) do nieszczęsnej kawiarenki.

I tak o to siedzieli przy jednym stoliku, znajdującym się w samym rogu dużego pomieszczenia, czekając na swoje zamówienia. Harry naburmuszony i zgarbiony, a Tom zadowolony i wyprostowany. Wyglądali, co najmniej, śmiesznie.

- Więc, masz jakieś pytania, mój drogi? - starszy czarodziej postanowił przerwać otaczającą ich ciszę.

- W sumie mam dwa. Pierwsze, dlaczego nie wyglądasz już, jak chodzący Gad-Który-Żyje-Żeby-Straszyć-Biedne-Dzieci? Drugie, czemu jeszcze żyję i nie jestem zamknięty w żadnym lochu w środku Wężowej Rezydencji? - Riddle starał się nie roześmiać, przez pierwsze pięć sekund całkiem dobrze mu szło, jednak potem poległ i w całej kawiarence można było usłyszeć jego dźwięczny śmiech. Doprawdy, ten dzieciak jest rozkoszny - pomyślał, kiedy już uspokoił się po swoim mini napadzie śmiechu.

Za to mina Harry'ego wyrażałam tyle co jedno wielkie zdezorientowanie. Czego, jak czego, ale tego się nie spodziewał. Cała ta sytuacja coraz bardziej go zaskakiwała i jeszcze nie wiedział czy w pozytywny czy negatywny sposób.

- Odpowiedzi na te dwa pytania są proste - odezwał się po chwili Tom -Jeśli chodzi o mój wygląd to kilka eliksirów i możesz mnie podziwiać w takiej o to postaci. Co prawda chwilę to trwało, ale w końcu mi się udało. W sekrecie ci powiem, że ja również nie lubiłem mojego poprzedniego ciała. Jednak na zebrania ze Śmierciożercami przybieram Twarz Gada, mają wtedy większy respekt.

- Albo się ciebie bardziej boją - mruknął Harry - nie dość, że naprawdę ich torturujesz, to jeszcze muszą patrzeć na twoją piękną wężową mość. A tak poza tym, myślałem, że lubisz tamto ciało. Na cmentarzu nie wydawałeś się specjalnie niezadowolony.

- Jeśli by się mnie nie bali, nie miałbym nad nimi kontroli. Muszę jakoś nad nimi panować. Ich własne życie jest najlepszą motywacją, do nie partaczenia swoich misji i zadań - przerwał swoją wypowiedź, kiedy kelnerka podeszła do ich stolika z zamówieniami. Oboje cicho podziękowali i Tom kontynuował - I to nie tak, że lubiłem tamto ciało. Jakby nie patrzeć nie wypadało, żebym był wtedy oburzony i jawnie zniesmaczony. Musiałem ogarnąć całą tę bandę patałachów i przy okazji nie mogłem przed tobą ujawnić moich odczuć. Nie, kiedy cały Wewnętrzny Krąg zjawił się na moje wezwanie.

- W takim razie czemu teraz normalnie rozmawiamy? - zielonooki upił łyk ze swojego kubka, w którym znajdowała się gorąca czekolada.

- Trochę się zmieniło od tamtego czasu - odpowiedział wymijająco Tom.

- Co się zmieniło? Powiedziałeś, że odpowiesz na każde moje pytanie - Harry nie dawał za wygraną, chciał znać powód, przez który Voldemort już nie pragnie jego śmierci. Miał dziwne wrażenie, że miało to jakiś związek z jego osobą.

- Teraz łapiesz mnie za słówka - fuknął na niego Tom - Dobra, zgodziłem się odpowiedzieć na każde twoje pytanie, ale ta odpowiedź może ci się nie spodobać, dlatego mam świetny pomysł. Zadasz mi to pytanie ponownie za jakiś czas, kiedy już mi zaufasz - dokończył już spokojniej, a wraz z ostatnim słowem na jego twarzy pojawił się uśmiech. Był bardzo z siebie zadowolony, co niezmiernie wkurzyło nastolatka.

- Wszystko świetnie, ale tu pojawia się pewien problem. Nie mam zamiaru czekać, cholera wie ile, żeby dowiedzieć się o przyczynie twojego nawrócenia się. Więc z łaski swojej odpowiedz na moje pytanie, albo przy następnym naszym spotkaniu na powitanie dostaniesz Avadą, w ten twój pusty łeb i żadne Śmierciogówniaki ci nie pomogą - wypowiedź Pottera ociekała jadem, a wzrok wręcz zabijał strasznego mężczyznę.

- Jesteś niewychowany i nietaktowny. Matka nie nauczyła cię szacunku do starszych i zapewne mądrzejszych?! - z oczu Riddle'a bił niesamowity chłód. Słowa i ton nastolatka zdenerwowały go niesamowicie. Czy on tak wiele wymagał? Chciał tylko trochę czasu na przekonanie do siebie chłopaka, żeby uwierzył mu w jego wersję wydarzeń.

- Jakbyś zapomniał, nie mam matki ani ojca, ponieważ ich zabiłeś! Przez ciebie całe moje życie było i nadal jest jednym wielkim koszmarem. Tracę osoby, które kocham, cierpią niewinni ludzie, dzieci tracą rodziców, całe rodziny umierają. Wszyscy boją się o swoją przyszłość. A jedynym winnym jesteś ty! Nie obrażaj mnie i nie krytykuj, ponieważ to dzięki tobie w Anglii panuje wojna - Harry wstał ze swojego miejsca i patrząc z góry na Toma mówił dalej - Więc nie dziw mi się, że chcę znać dokładne powody twojej nagłej zmiany. Nie ufam ci i mam powody co do tego, nie uważasz?! A z resztą nie będę tracił nerwów na bezsensowną rozmowę z tobą.

Po tych słowach odwrócił się w kierunku drzwi. Zauważył przerażony wzrok pracownic kawiarenki. Wiedział, że jego słowa mogły wywrzeć na nich lekki szok i strach. Jednak nie przejął się tym za bardzo, zostawiając ten problem na głowie drugiego czarodzieja i ruszył w stronę wyjścia. 

Tom niechętnie musiał przyznać, że smarkacz ma rację. Był powodem wielu nieszczęść społeczności Anglii, ale zdecydowanie Harry cierpiał ze wszystkich najbardziej. Pozbawił go rodziców, przez co musiał zamieszkać u swojego mugolskiego wujostwa, które na domiar złego, nienawidziło wszystkiego co związane było z magią. Dzieciak musiał szybciej dorosnąć, w wieku szesnastu lat wymagają od niego zabicia najpotężniejszego Czarnego Pana ostatniego stulecia. 

W czasie kiedy Pan Węży robił rachunek sumienia, czarnowłosy opuścił lokal i ruszył biegiem przed siebie ulicą. Nie chciał, żeby Tom go dogonił. Nie miał w planach oglądania jego twarzy przez kolejne kilka miesięcy, a nawet lat. Pragnął znaleźć się jak najdalej tego zarozumiałego dupka.

Marvola z myśli wyrwał trzask drzwiami. Oprzytomniał i jego wzrok powędrował na początku do drzwi a potem w kierunku obsługi kawiarenki. Zauważył jak dwie dziewczyny po cichu dyskutują, jedna z nich trzymała telefon. Kiedy wytężył słuch usłyszał, że jedna z nich chciała zadzwonić na policję, jednak druga nie zgadzała się z koleżanką.

Wiele nie myśląc wyciągnął różdżkę i wypowiedział ciche Obliviate. Upewnił się, czy zadziałało i ruszył za Harrym. Nie wiedział, w którą stronę poszedł zielonooki, ale był pewny, że daleko nie zaszedł. 

Chciał go przeprosić za swoje zachowanie. Wiedział, iż jego słowa mogły zaboleć nastolatka. Był stary, a taki głupi. Szybko skończył się rozwodzić nad swoim zachowaniem. Szedł przed siebie, przemierzał kolejne ulice i uliczki, mając nadzieję na znalezienie Złotego Dziecięcia. 

Zielonooki zaszył się w jednym z zaułków. Przyczyny postoju były dwie. Po pierwsze zmęczył się, a po drugie nie wiedział, gdzie ma się udać. Do wujostwa nie wróci za milion galeonów. Grimmauld Place 12 również odpadało, za dużo osób traktowała go tam jak małe, bezbronne dziecko. 

Mimo "kamuflażu" nie czuł się bezpiecznie wśród magicznej społeczności. Miał świadomość, że zawsze ktoś może go rozpoznać, a ta opcja jakoś specjalnie nie przypadła mu do gustu.

Oparł się o ścianę i z westchnieniem zjechał po niej na dół. Usiadł na ziemi, przyciągając do swojej klatki piersiowej nogi.  Miał dość swojego życia, a przeczucie, że Szalony Czarny Pan najprawdopodobniej go szuka, nie pomagało ani trochę.  

I co ja mam teraz niby zrobić? 

***

I WouldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz