Rozdział 37

3.6K 205 75
                                    

***

Harry leżał na hamaku. Jedną dłonią głaskał swój brzuszek, drugą trzymał książkę, która niespodziewanie bardzo go wciągnęła. Z prawdziwą przyjemnością śledził kolejne przygody głównego bohatera, zupełnie zatracając się w świecie wykreowanym przez autora.

Nigdy nawet nie przypuszczał, że kiedykolwiek sięgnie z własnej woli po książkę i nie zaśnie po przeczytaniu pierwszych trzech stron.

Hermiona byłaby ze mnie dumna.

Jednak jakby się nad tym zastanowić, Potter nie tyle co nie chciał, a nie miał czasu ani ochoty, żeby czytać. W Hogwarcie ciągle znajdował ciekawsze od tego zajęcia. Świętem było, jak zajrzał do szkolnych podręczników, co zdarzało mu się bardzo rzadko, nie mówiąc o zwykłych książkach, po które mógłby sięgnąć dla własnej przyjemności. Natomiast kiedy wracał do wujostwa, żeby tam spędzić wakacje, nie miał czasu myśleć o czymś innym niż sprzątanie. Ciotka i wuj skutecznie wypełniali całe jego wolne od szkoły dni, karząc mu wykonywać przeróżne prace domowe, żeby tylko przypadkiem nie zdarzył się dzień, z którym nastolatek miał wolne od pracy.

Harry otrząsnął się z zamyślenia, kiedy poczuł zimny wiatr, który spowodował u niego dreszcze. Odłożył na bok książkę. Dłońmi rozmasował zmarznięte ramiona.

Zdezorientowany rozejrzał się wokół siebie, szukając przyczyny nagłego spadku temperatury. Dopiero po kliku chwilach zorientował się, że słońce zostało przykryte przez ciemne, ciężkie chmury. Nie zapowiadały one niczego dobrego. Odkąd przybył na tą wysepkę z Tomem, nie zdarzyło się, żeby deszcz za dnia padał dłużej niż godzinę. Bywało tak, że całą noc lał deszcz, jednak następnego dnia oprócz mokrego piasku i charakterystycznego zapachu unoszącego się w powietrzu, nie było żadnych śladów po kroplach wody spadających z nieba.

Nastolatek czym prędzej podniósł się z hamaka i z książką, którą jeszcze przed chwilą czytał w ręce, ruszył do domku. Gdy przekroczył próg budynku, skierował swoje kroki do sypialni. Wzrokiem przeskanował pomieszczenie w poszukiwaniu różdżki. Używał jej rzadko, dlatego najczęściej zostawiał ją na szafce nocnej. I tam też ją znalazł.

Chwycił różdżkę w dłoń, zostawiając przy okazji książkę na jej miejscu i ruszył z powrotem na dwór.

Wiatr wiał coraz silniej, a powietrze jakby nagle zgęstniało. Świat pogrążył się w nagłej ciemności przez ciemne, burzowe chmury, które przysłoniły niemal całe niebo.

Zapowiada się prawdziwa wichura.

Zielonooki jednym machnięciem nadgarstka zwinął hamak i z materiałem pod pachą pospiesznie wszedł do domku, żeby przez najbliższe kilka godzin, był pewny że burza, na którą się zapowiadało nie minie wcześniej, nie wychodzić.

Ledwie schował się w ciepłym wnętrzu budynku, na zewnątrz zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Chwilę później rozpadało się na dobre, a wiatr przybrał na sile.

Harry niezadowolony z takiego obrotu spraw, usiadł na kanapie, podciągając nogi do klatki piersiowej. Miał przed sobą perspektywę siedzenia kilku godzin w domku i nudzenia się. Nawet nie miał się do kogo odezwać, gdyż Tom udał się na chyba setne, w ciągu ostatnich dni zebranie Śmieciaków, zabierając ze sobą Nagini. Mimo że Potterowi nie podobało się to, iż Czarny Pan opuszczał ich domek, wiedział że było to nieuniknione. 

Riddle szykował atak i nic nie było w  stanie go od tego odciągnąć. Szczególnie, że pierwszy raz od rozpoczęcie jego kariery Czarnego Pana, nie miał zamiaru zabijać dla zabawy i własnej przyjemności. Chciał chronić swoich bliskich. I obiecał Harry'emu, że postara się, żeby liczba zabitych była mniejsza od liczby ocalałych. Potter mógł mieć tylko nadzieję, że starszy dotrzyma obietnicy. 

I WouldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz