Mallory:
Obudził mnie dziecięcy płacz dobiegający z pokoju bliźniaków. Z cichym westchnieniem odgarnęłam okrywającą mnie kołdrę, po czym wstałam i obniżyłam spodenki swojej piżamy, które lekko się uniosły podczas snu, a następnie wyszłam z sypialni.
Idąc korytarzem, mimowolnie zerknęłam do pokoju Theo. Panował tam jak zwykle wzorowy porządek, jednak nigdzie nie dostrzegłam mężczyzny.
Wiedziałam, że miał zaplanowaną nocną akcję, ale zazwyczaj o tej porze zawsze był już w domu, więc trochę zdziwiła mnie jego nieobecność, jednak nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy maluchach w obawie, że jedno obudzi drugie i czeka mnie dwa razy więcej roboty.
Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, dostrzegłam Elliota który siedział na łóżku i wpatrywał się we mnie zaspanymi oczami, pokazując rączką na dziecięce łóżeczka:
— Tak wiem skarbie, Ares płacze. Zaraz go uspokoję, idź spać — powiedziałam tylko i zbliżyłam się do niemowląt. Gdy jednak sięgnęłam do łóżeczka, by wziąć Aresa, ze zdziwieniem zauważyłam, że maluch śpi spokojnie.
To Alaya płakała.
Pierwszy raz widziałam, jak płacze. Mimowolnie poczułam zimny dreszcz przebiegający mi po plecach, a mnie ogarnęło dziwne uczucie. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Czułam, że stało się coś złego.
Jednak zignorowałam to uczucie i odgarnęłam kocyk okrywający małą, po czym wzięłam ją delikatnie na ręce:
— Co piękna, spać nie możesz? — zapytałam cicho, kołysząc ją.
Przez dłuższy czas ciężko mi było ją uspokoić, cały czas wierciła się i grymasiła, a cisza zapadła dopiero, wtedy gdy przystawiłam ją do piersi. Alaya delikatnie zasysała pokarm, wpatrując się we mnie, swoimi dwukolorowymi oczami. Przez chwilę miałam wrażenie, jakby chciała mi coś powiedzieć, lecz ona niespodziewanie zamrugała, przerywając nasz kontakt wzrokowy i chwyciła swoją drobną piąstką mój palec ściskając go mocno.
— Hej siłaczko, zmiażdżysz mi palce i kto wtedy będzie wam zmieniał pieluchy? — zaśmiałam się i chyba po raz pierwszy poczułam tak silną nić przywiązania do córki.
To nie było tak, że jej nie kochałam, po prostu czułam od niej coś mrocznego. Nie potrafiłam tego wytłumaczyć, wprawiała mnie w dziwny niepokój, którego nie potrafiłam zdefiniować.
Nagle moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon. Zmarszczyłam brwi, bo wyraźnie słyszałam telefon Mayersa:
— Theo? — zawołałam, jednak odpowiedziała mi głucha cisza.
Odstawiłam córkę od piersi i ubrałam się, po czym wciąż trzymając Alayę, podążyłam za dźwiękiem piosenki, którą mój przyjaciel ustawił sobie na dzwonek połączeń przychodzących.
Ku mojemu zaskoczeniu jego telefon znalazłam na blacie kuchennym. To było dziwne, ponieważ zawsze nosił go przy sobie. Jeszcze większe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię "Sarah". Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam odebrać, jednak przygryzłam wargę i zaakceptowałam połączenie:
— Tak? — zapytałam niepewnie.
— Tu Sarah Jackson, czy rozmawiam z kimś z rodziny Theo Mayersa? — usłyszałam nerwowy kobiecy głos.
— Tak, jednak Theo jest w pracy i zostawił tele... — zaczęłam, lecz kobieta mi przerwała.
— Tak, wiem, dlatego dzwonię. Jestem partnerką Theo — przerwała mi, a ja się zdziwiłam, partnerka? — Chciałam poinformować, że Theo jest w szpitalu.
— W szpitalu? Jak to, co się stało? — pisnęłam wystraszona i posłałam zaniepokojone spojrzenie Alayi, która wciąż nie spuszczała ze mnie wzroku.
— Podczas nocnego nalotu zdarzył się wypadek, Theo został postrzelony i jest w tej chwili operowany. Dzwonię, bo potrzebne są jego dokumenty i jakieś rzeczy, czy jest pani w stanie je przywieść? — zapytała rzeczowo, a ja spanikowana milczałam. — Halo, jest tam ktoś?
— Tak, tak, oczywiście. Zaraz obudzę dzieci, spakuję torbę i przyjadę.
— Dzieci? — powtórzyła jakby zdziwiona, lecz ja zignorowałam jej pytanie.
—Może mi pani podać adres tego szpitala?
— Oczywiście. — Kobieta odzyskała swój poważny i rzeczowy ton. — To jest szpital Sarrelles Bay, przy ulicy Carmeston 48.
— Dobrze, dziękuję, będę jak najszybciej — wydusiłam z siebie, po czym rozłączyłam się w i panice wbiegłam do dziecięcego pokoju.— Elliot, wstawaj i ubieraj się, szybko — krzyknęłam do brata, błyskawicznie przebierając Alayę w body i grube rajstopy, po czym ułożyłam ją w foteliku i wyciągnęłam Aresa z łóżeczka. Maluch okazał się niezbyt zadowolony ze swojej pobudki i zaczął marudzić, jednak ja nie miałam czasu, by go uspokajać. Byłam tak zestresowana, że ubierałam go drżącymi dłońmi, gdy jednak w końcu udało mi się zapiąć wszystkie guziki w jego śpioszkach, ułożyłam go w foteliku stojącym tuż obok Alayi.
W takich chwilach dziękowałam Bogu, że to są takie spokojne dzieci, bo mimo marudzenia Aresa udało mi się ogarnąć je całkiem szybko. Gdy upewniłam się, że są bezpiecznie przypięte, wpadłam do sypialni i przebrałam się w luźną sukienkę, by móc w razie, czego nakarmić dzieci. Ostatnim moim przystankiem był pokój Theo. Nie lubiłam tam przebywać pod jego nieobecność, starałam się szanować jego prywatność, lecz wiedziałam, że nie mam teraz wyboru.
Szybko chwyciłam leżącą na podłodze sportową torbę i zapakowałam do niej jego kosmetyki, piżamę i ręcznik. Wiedziałam, gdzie Mayers trzyma dokumenty, więc bez wahania otworzyłam szafkę przy jego łóżku, po czym wyciągnęłam z niej dokumenty ubezpieczeniowe i chwyciłam kluczyki do samochodu.
— Elliot, gotowy? — zawołałam, a malec przybiegł do mnie, kiwając główką. — To chodź, tylko uważaj. Ja najpierw zniosę Aresa, a ty postoisz i popilnujesz go i szybko pójdę po Alayę, jasne?- zapytałam, przypatrując się brunetowi, a on posłusznie skinął.
Jak tylko zeszliśmy na dół, postawiłam fotelik Aresa obok auta i szybko przyniosłam małą. W duszy dziękowałam Bogu, że Theo jeździł do pracy z Matthewem, przez co teraz mogłam spokojnie pojechać do szpitala samochodem.
Gdy w końcu zamontowałam foteliki, odkryłam, że od telefonu Sarah minęła ponad godzina:
— Jasna cholera — zaklęłam cicho, siadając za kierownicą i regulując fotel. Miałam znacznie krótsze nogi niż Theo i musiałam przysunąć sobie siedzenie do przodu. — Elliot zapnij pas i jak możesz, to podaj smoczek Alayi, widzę, że znowu go wypluła — powiedziałam do brata, a on zapiął pas i z uśmiechem wykonał moją prośbę.
Przez chwilę jeszcze męczyłam się z ustawieniem GPS, gdy jednak w końcu to zrobiłam, to ruszyłam z piskiem opon.
Jechałam bardzo szybko, główną autostradą i cholernie się bałam o Theo. Może nie znałam go długo, ale on był moim jedynym wsparciem, tylko on był przy mnie, gdy wszystkich innych zabrakło, nie chciałam stracić mojego jedynego przyjaciela.
Jeśli będzie trzeba, ujawnię mu, kim jestem.
— Nie pozwolę mu umrzeć — powiedziałam cicho, składając tym samym wiążącą obietnicę.Data opublikowania:
28 kwietnia 2018
![](https://img.wattpad.com/cover/146229644-288-k450395.jpg)
CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...