*na moim profilu pojawiło się nowe opowiadanie pt. "Anielski przypadek Carlyn"*
Mallory:
Siedziałam w niewielkim gabinecie, trzymając na kolanach Aresa i wpatrywałam się z nadzieją i zniecierpliwieniem w Jamesa.
Mężczyzna przyjechał późnym wieczorem i niemal natychmiast zasiadł ze Scottem przed komputerem i skupił się na swoim zadaniu. Byłam z tego bardzo zadowolona, gdyż czułam, że już dość chwil z życia swojego dziecka straciłam. Byłam zdeterminowana, by odzyskać swoją córkę, chciałam ponownie mieć swoją rodzinę przy sobie.
Sam James bardzo mnie zaskoczył. Jako że był przyjacielem Theo, wyobrażałam go sobie jako równie rozważnego i odpowiedzialnego mężczyznę co Mayers. Ten jednak pojawił się u nas w spranym, brudnym dresie, dzierżąc w dłoni kebaba i co raz rzucając sprośnymi żartami. Czułam się trochę skrępowana jego zachowaniem, jednak James miał w sobie coś, co sprawiało, że wszyscy mimowolnie się uśmiechali:
— Dobra, więc przekierujmy ten sygnał — rzucił do Scotta, na co ten skinął głową, wyraźnie zachwycony możliwością współpracy z nowo przybyłym:
— Cholerka, ale to ekscytujące! Zwykły haker, samouk pracujący z analitykiem FBI.
— Już tam nie pracuje, a teraz skup się, bo korepetycji nie udzielam, a to, co ci teraz pokazuje, może ci się jeszcze przydać.
— Tak jest kapitanie — zasalutował chłopak, uśmiechając się szeroko.
— Długo to jeszcze potrwa? — wtrąciłam zniecierpliwiona.
— Spokojnie księżniczko, nie pali się — odparł James.
— Nie jestem księżniczką i chce w końcu odzyskać swoje dziecko.
— Theo weź ją porządnie przeleć, bo mi żyć nie daje. Naprawdę widać, że od kiedy spłodziliście dzieci, to nikt jej pajęczynki nie przecierał — wyrzucił z siebie, machając rękami na wszystkie strony i przyglądając mi się z widocznym rozbawieniem.
— Jakiej pajęczynki? — zapytał po chwili namysłu, zdezorientowany Mayers, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— Już cię lubię — chichotał Erick, a ja tylko przewróciłam oczami, spoglądając z troską na Aresa, który już wiercił się i przecierał zmęczone oczy piąstkami.
— Theo, możesz go zabrać? — poprosiłam, wskazując na syna, na co ten pokręcił głową.
— Ty idź, musisz odpocząć.
— Nie chcę, muszę tu być — zaprotestowałam. — Chcę tu być, gdy odnajdziecie Alayę.
— Idź Mallory, obiecuje, że zawołam cię, jak tylko czegoś się dowiemy — wyszeptał, gładząc delikatnie moje ramię, po czym odgarnął mi z oczu moją przydługą grzywkę, którą jakiś czas temu zrobiła mi Emily Bein.
— Na pewno?
— Tak, idź już — skinął głową, po czym ucałował w czółko Aresa, a ten w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko. Po raz ostatni obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, po czym niechętnie wyszłam z gabinetu i podążyłam w kierunku kuchni.
Nie wiedziałam, ile czasu minęło, nim w końcu udało mi się uporać z karmieniem Aresa, choć i tak większość jego posiłku znalazła się na mojej bluzce. Gdy uprzątnęłam kuchnię zauważyłam, że oczy malucha zaczęły się zamykać, więc wzięłam go i zaniosłam do sypialni, którą dzieliłam z Theo.
Cicho westchnęłam, gdy po przekroczeniu progu pokoju zauważyłam, że Mayers jak zwykle zostawił łóżko w porannym chaosie. Przytrzymując lewą ręką dziecko, prawą prowizorycznie naciągnęłam narzutę, po czym ułożyłam na niej syna.
CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...