Mallory:
— Wydajesz się być zaskoczona moim widokiem — uśmiechnęła się lekko, a ja przeniosłam wzrok na Theo. Za wszelką cenę nie chciałam go wciągać do tego świata, więc spojrzałam na stojącą u boku Ericka Sashę:
—Mogłabyś go zabrać do domu? — zapytałam, a blondynka w odpowiedzi tylko skinęła i ruszyła w stronę Mayersa, który pokręcił głową:
— Rozmawiasz z kimś, kto porwał jedną z najważniejszych osób w moim życiu, nie ruszę się stąd, póki nie dowiem się, gdzie ona jest — oponował.
— Zajmij się Aresem, błagam. Przyjdzie czas, gdy wszystko ci wyjaśnię, ale teraz musisz wyjść, proszę — odpowiedziałam, a Mayers zmierzył mnie czujnym spojrzeniem, po czym tylko westchnął i w towarzystwie blondynki wyszedł. W pomieszczeniu pozostały tylko cztery osoby jednak nie na długo, gdyż po chwili Erick poprosił Glossoma, by zabrał Santeza do aresztu.
Gdy zostaliśmy sami, ponownie skupiłam się na trzymanym w ręku urządzeniu. Uważnie przyjrzałam się tak bardzo znajomej twarzy należącej, do której osoby tak bardzo ufałam i wyszeptałam:
— Nie rozumiem.
— Nigdy nie byłaś zbyt mądra Mallory.
— Gdzie Arlise? Dlaczego jej pomogłaś? Szantażowała cię, dała ci pieniądze? Na ile wyceniłaś życie mojej córki? — zapytałam, łamiącym się głosem.
— Żałosne — pokręciła głową, po czym jej wzrok przesunął się w bok. Byłam niemal pewna, że spogląda na moje dziecko. — Jesteś taka głupiutka. Arlise nie musiała mi nic obiecywać, Arlise Serlosso Varhel to ja, to zawsze byłam ja.
— Co? To niemożliwe... — wyszeptałam, spoglądając z przerażeniem w tak dobrze znaną mi twarz.
— No cóż, odkąd urodziły się twoje dzieci, znacznie odmłodniałam. W końcu miałam nadzieję, w końcu pojawiła się dla mnie szansa — odparła, unosząc lekko kąciki ust. -Nikt ci nigdy nie mówił, że obcych do domu się nie zaprasza? — zachichotała.
— Gdzie moje dziecko? — zapytałam, czując narastający gniew.
— W bezpiecznym miejscu.
— Oddaj ją Arlise, zwróć mi moją córkę, bo nie ręczę za siebie. Wiem, co chcesz zrobić i nie pozwolę ci na to, nie skrzywdzisz moich dzieci.
— Wiesz? Tak naprawdę nic nie wiesz, nie możesz w nic wierzyć, nie możesz nikomu ufać, ja cię otaczam. Jestem wszędzie od dnia ich narodzin, każde słowo, jakie o mnie usłyszałaś, dotarło do ciebie tylko dlatego, że ja tego chciałam. Bez tego błądziłabyś jak dziecko we mgle.
— Wiedziałem, że ta stara suka coś kręci — prychnął Erick, a twarz Arlise nabrała wyrazu zaskoczenia.
— Stara suka? — zapytała, na co ja parsknęłam ironicznie.
— Twoja matka. Joslin od początku była po twojej stronie, prawda?
— Co? Moja matka tam jest? — odparła, a po jej minie wnioskowałam, że naprawdę była zaskoczona. — To niemożliwe, ona zniknęła wiele stuleci temu..
— Oddaj moją córkę — zmieniłam temat, a Arlise spojrzała na mnie uważnie:
— Chyba się nie zrozumiałyśmy, nie oddam ci dziecka, za to potrzebuję drugiego.
— Słucham?
— Och przecież zrozumiałaś, oddaj mi drugie dziecko, potrzebuję twojego syna.
— Po moim trupie — wycedziłam, na co kobieta zaśmiała się perliście:
— To da się zrobić moja droga, do zobaczenia wkrótce — odparła, po czym przesłała mi ręką buziaka i zakończyła połączenie.
Nie mogłam w to uwierzyć, wpatrywałam się w urządzenie oniemiała i nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa.
Nie wiem, ile czasu minęło, nim Erick zabrał mi telefon z dłoni i po prostu przyciągnął mnie do siebie:
— Będzie dobrze. Nie martw się, odzyskamy ją.
— Mam dosyć, naprawdę mam dość, czy kiedyś jeszcze będzie dobrze? — wyszlochałam, zalewając się łzami.
— Musi, na końcu zawsze nastaje spokój, wytrzymaj jeszcze trochę — odparł, po czym za pomocą dłoni zmusił mnie, bym na niego spojrzała. Gdy moje oczy spotkały się z jego, poczułam przyjemne ciepło, niemal natychmiast uspokoiłam się, po czym otarłam wierzchem dłoni łzy i uśmiechnęłam się lekko:
— Masz rację, nie poddam się. Tak w ogóle to gratulacje tatusiu — odrzekłam, a kąciki ust Northa uniosły się lekko.
— Dzięki, nie planowaliśmy tego, ale cóż...
— Daj spokój, cieszę się waszym szczęściem.
— Dzięki, to wiele dla mnie znaczy — wyszeptał, po czym ponownie zamknął mnie w szczelnym uścisku.***
— Możesz mi wyjaśnić, o co tam chodziło? — zapytał Theo, jak tylko przekroczyłam próg salonu, w którym siedział wraz z Aresem.
— O nic — odpowiedziałam, choć wiedziałam, że taka odpowiedź, nie zadowoli Mayersa.
Stanęłam obok niego i wyciągnęłam ręce, chcąc zabrać małego, jednak on w odpowiedzi tylko mocniej przytulił go do siebie i ani myślał mi go podać. Na ten widok tylko westchnęłam i usiadłam obok.
— Nie rób ze mnie idioty. Widziałem Ashley, to ona porwała Alayę, ale nie rozumiem dlaczego, i nie wiem, z jakiego powodu nie pozwalasz mi wezwać policji, już dawno byśmy ją odnaleźli — warknął, po czym złagodniał, gdy Ares zaśmiał się i wypowiedział jego imię.
— Są rzeczy, o których nie mogę mówić.. — zaczęłam, lecz mi przerwał.
— Chodzi o nich prawda? — zapytał, po czym skinął głową w kierunku drzwi, za którymi stał North.
— Nie tylko, ale musisz mi zaufać, policja tu nie pomoże.
— A kto pomoże? Nie rozumiesz, że Alayi grozi niebezpieczeństwo?
— Wiem Theo, ale to muszę sama załatwić, proszę, zaufaj mi.
— Ufam ci Mallory — odparł. — Ale cholernie się boję, że znowu was stracę.
— To już nigdy się nie powtórzy, naprawdę przepraszam za to, że ot tak odeszłam.
— Daj spokój, to się nie liczy ważne, że jesteśmy teraz razem i odzyskamy Alayę — odrzekł, po czym uważając na Aresa, przytulił mnie do siebie.
— Boję się, że nadejdzie taki moment, że będę miała dość, że poddam się...
— Nigdy na to nie pozwolę, słyszysz? Zawsze będę cię wspierać, ocierać twoje łzy, lecz nigdy nie pozwolę ci upaść — wyszeptał, całując lekko moje włosy, a ja wtuliłam się w jego tors.
W tamtej chwili poczułam się bezpiecznie i spokojnie. Wiedziałam, że mogę ufać Theo i po raz pierwszy od dłuższego czasu pogrążyłam się w krainie Morfeusza bez cienia wątpliwości, strachu i obaw.***
Rankiem następnego dnia siedziałam w altanie na skraju lasu, zastanawiając się nad tym, jakie następne kroki poczyni Arlise. Zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Erick wciąż namawiał mnie, bym skontaktowała się z Joslin i zapytała o to, czy domyśla się, co uczyni jej córka, lecz ja przestałam jej ufać. Nawet jeśli Arlise wyglądała na zdziwioną faktem, że ona żyje, to wolałam dmuchać na zimne.
Jedyna myśl, jaka mnie uspokajała to fakt, że Alaya była bezpieczna. Na nagraniu wyglądała na zdrową i odżywioną, lecz jak długo to potrwa? Jeśli Arlise potrzebuje Aresa to zapewne, póki on nie wpadnie w jej ręce, moja córka jest bezpieczna, lecz co jeśli nie ochronię ich? Jeśli mój syn też zniknie? Teraz był w mieście z Theo, ufałam mu, ale nie mogłam pozwolić, by ktoś obcy się kręcił wokół mnie. Stawką było życie moich dzieci...
Moje rozmyślania zostały przerwane, gdy nagle usłyszałam za sobą trzask łamanej gałęzi, odwróciłam się w stronę, z której dobiegał ten dźwięk, gotowa na nagły atak i walkę, jednak zastygłam, gdy dojrzałam znajomą twarz:
— Ty tutaj? Co ty tu robisz?
— Okłamałaś nas, prawda? Skłamałaś Mallory.Data opublikowania:
1 listopada 2018
CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...