14

7.6K 581 57
                                    

Cynthia Glossom:

Pogrzeby były stałym elementem życia w społeczności, ktoś przychodził i odchodził. Jednak trudno było pożegnać kogoś, kogo znało się od zawsze i kto był bliski naszemu sercu. Każda strata bolała, lecz nie umiałam opisać bólu, jaki towarzyszył stracie dwójki przyjaciół. Gdy patrzyłam na ich zimne nieruchome ciała, łzy napływały mi do oczu:

— Co tu robisz Cynth? Powinnaś wypoczywać — wyszeptał Rob, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia, po czym przyciągnął mnie do siebie, umieszczając dłonie na mojej talii:

— Zabiłam ją — wyszlochałam. — Zabiłam ich.

— Przestań tak mówić! To nie twoja wina!

— Moja, poświęciła się dla mnie, a on dla niej. Jak mam żyć ze świadomością, że pozbawiłam stado alfy, a dwójkę dzieci matki?

— Kochanie, przestań się obwiniać — wyszeptał, po czym chwycił moją brodę i zmusił mnie, bym na niego spojrzała. — To nie twoja wina, tylko tego sukinsyna, który wjechał w twoje auto.

— Boże, gdybym bardziej uważała...

— Nic to by nie zmieniło skarbie. Ktokolwiek to był, tak czy siak, by ci coś zrobił. On chciał, żeby stała ci się krzywda, zrobił to celowo!

— Powiedz mi, jak ja mam dalej żyć? Dlaczego do niej zadzwoniliście? Trzeba było pozwolić mi umrzeć! — krzyczałam, uderzając swojego ukochanego pięściami w tors, a on delikatnie chwycił moje nadgarstki:

— Mallory chciała cię uratować. Dała zarówno tobie, jak i naszym dzieciom drugą szansę. Ona chciała, żebyś żyła, nie możesz się obwiniać.

— Jak ja spojrzę Aresowi i Alayi w oczy wiedząc, że zabiłam ich matkę? — zapłakałam, wtulając się w Roba.

— Nikogo nie zabiłaś kochanie, ich serca wciąż biją.

— To już trzy dni. Izaak mówi, że nie wie jakim cudem żyją. On powiedział, że umrą, rozumiesz to? Umrą z mojej winy!

— Przestań, to samo mówił o tobie, a jednak wciąż tu jesteś, ty, nasza córka i ten mały skarb, który nosisz pod sercem.

— Bo ona mnie uratowała, żyję dzięki niej, a kto teraz ją uratuje?

— Nie obwiniaj się kochanie, mów do niej, jestem pewien, że ona cię słyszy, daj jej powód, by wróciła — wyszeptał, w moje włosy, delikatnie dotykając moich pleców w geście otuchy.

— M-myślisz, że mnie słyszy? — zapytałam, ocierając łzy.

— Na pewno.

— W takim razie mam pomysł — oznajmiłam, patrząc na leżącą nieruchomo Mallory.

Mallory:

Dryfowałam, było mi dobrze, beztrosko. Mojej głowy nie zaprzątały żadne zbędne myśli, byłam tylko ja i cisza.

I wtedy nagle zaczęłam tonąć w tej ciemności, ale w ostatniej chwili pojawił się on – Erick, chwycił mnie za rękę i został ze mną, nie pozwolił mi zatracić się w nicości.

Teraz oboje dryfowaliśmy, lecz już świadomi swojego stanu. Zawieszeni na granicy życia i śmierci, trzymając się kurczowo za ręce, nie puszczaliśmy się ani na chwilę. Jedyne, co mogliśmy robić to przysłuchiwać się rozmowom prowadzonym gdzieś tam w równoległym świecie, lecz i te dźwięki stopniowo zniekształcały się, powoli zatracaliśmy własną świadomość.

Śmierć pukała do naszych drzwi.

Czułam, że ktoś chwycił moją dłoń, lecz w nicości nie było nikogo prócz Ericka, ze strachem zerknęłam na niego. Dobrze, że tu był, nawzajem utrzymywaliśmy się przy życiu, był moją kotwicą, trzymał mnie, bez niego odleciałabym w nicość jak latawiec na wietrze.

Gdy wpatrywałam się w mojego przyjaciela, do moich uszu dobiegł kobiecy głos, znałam go. To Cynthia, ale dlaczego mnie przepraszała? Chciałam znać odpowiedź na to pytanie, ale moja pamięć zaczynała się zacierać, znikała tak samo, jak ja. Dlaczego Cynthia płakała? Czy ja jej coś zrobiłam?

— Wybacz mi Mallory — płakała, lecz ja nie wiedziałam, kim była Mallory. Czy powinnam ją znać?

Gdy zastanawiałam się nad tym, kim była tajemnicza osoba, w mojej głowie zakiełkowała myśl. Poczułam się zdezorientowana, bo nie mogłam przypomnieć sobie swojego imienia, kim byłam? Czyżbym była nicością?

Gdy tak rozmyślałam, nagle usłyszałam huk i zdenerwowany męski głos. Znałam go, lecz nie potrafiłam już rozpoznać, do kogo należał:

— Cynthia, szybko!

— Co się stało? zapytała kobieta, a ton jej głosu wyrażał zaniepokojenie.

— Alaya wypadła z wózka. Jest źle, nawet bardzo, błagam cię, chodź!

— Jasna cholera — usłyszałam tylko, po czym do moich uszu dobiegł trzask drzwi i ponownie nastała cisza.

Kim była Alaya? Znałam to imię, czułam, że jest ważne, próbowałam uchwycić jedno z ulatujących wspomnień. Wytężyłam resztki swoich sił, sprawiając sobie ból, czułam jak Erick, chwyta mnie mocniej, łączyliśmy siły, próbując przywołać, choć krótką chwilę z pamięci.

Poród.

To słowo uderzyło we mnie, a ja uchwyciłam jedno małe wspomnienie.

Wysoki dobrze zbudowany blondyn uśmiecha się do mnie:

— Patrz, co kupiłem! — zawołał, a ja uniosłam głowę i dostrzegłam szary podwójny wózek:

— Może się przydać szybciej, niż sądziliśmy.

— Co? — zapytał, nie rozumiejąc moich słów.

— Theo, ja rodzę — odparłam, a z moich ust wyrwał się krzyk.


I wtedy już wiedziałam.

Alaya. Moja córka.

Moje ciało zaczęło drżeć, a ja gotowałam się od środka. Coś się stało mojemu dziecku, musiałam się obudzić, musiałam żyć.

Posłałam ostatnie spojrzenie Erickowi, a on skinął głową.

Wiedział.

Zaczęliśmy walczyć z ciemnością, chwyciliśmy się za dłonie i pozwalaliśmy, by nasza nadnaturalność wyszła i otuliła nas. Nie byliśmy zwyczajni, zostaliśmy narodzeni z magii, i tylko ona mogła nas wyciągnąć z tego letargu. Musiałam wrócić, za wszelką cenę musiałam przebić się przez otaczającą mnie nicość.

Cynthia Glossom:

— Myślisz, że to się uda? — zapytał Rob, wpatrując się w okno, przez które widzieliśmy salę, w której byli Mallory i Erick.

Miałam nadzieję, że Mallory słyszała naszą rozmowę, a wieść o wypadku Alayi da jej siłę do walki. Na szczęście z dziećmi było wszystko dobrze, spędzały czas z Sashą, nieświadome tego, że ich matka walczy o życie.

— Nie wiem, warto spróbować, ja dla Avy poszłabym do samego piekła, więc może ona dla swoich dzieci z niego wróci, ona musi walczyć, one na nią czekają.

— Wiem skarbie, wiem — odparł mój luby, tuląc mnie do siebie.

Minęło kilka godzin i straciłam już nadzieję, gdy nagle usłyszałam głos Roba, który wyrwał mnie ze snu:

— Cynthia — szturchnął mnie. — Patrz! — wskazał palcem na wnętrze sali Mallory i Ericka.

Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do okna, a moje serce niemal natychmiast ogarnęła ulga. Ciała moich przyjaciół lekko drżały. Wybudzali się.

Data opublikowania:
28 maj 2018

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz