18

7.8K 482 52
                                    

Mallory:

Pędziłam przed siebie, nie bacząc na wszystko wokół. Czułam, jak cały świat dookoła mnie pulsuje, kolory zlewały mi się w jedność, a autem kierowałam niemal mechanicznie, zupełnie nie zwracając uwagi na światła i znaki.

Chciałam po prostu uciec, zostawić wszystko za sobą, nie myśleć.

Lecz nie mogłam.

W moim, życiu już nie chodziło tylko o mnie.

Składało się ono teraz z wielu innych osób i rzeczy, o których nie mogłam zapomnieć.

Elliot, Alaya, Ares.

Byłam za nich odpowiedzialna, byłam rodzicem, siostrą i przede wszystkim głową naszej małej rodziny. To moim zadaniem było zapewnienie im bezpieczeństwa, pomimo cholernego strachu, który mnie ogarniał.

Spojrzałam na kobiecinę zdziwionym wzrokiem i przyjrzałam się jej, wcale nie wyglądała na kilkuset letnią kobietę. Owszem, przypominała suszoną śliwkę, ale wyglądała zupełnie jak poczciwa babcia Stadfort, gdy kończyła siedemdziesiąt lat, więc czy to możliwe by Amelie była legendarną Joslin van Serlosso?

— Pani żartuje — wyszeptałam. — To niemożliwe.

— Skarbie, leczysz ludzi dotykiem, magazynujesz ból, więc kto, jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że często coś, co dla jednych jest niemożliwe, dla innych jest normalnością — odparła spokojnie, patrząc mi w oczy.

— Przecież Joslin miałaby teraz ..

— Dokładnie sześćset siedemdziesiąt lat — dokończyła za mnie.

— Jeśli jest pani matką Arlise to dlaczego mi pani pomaga? To pani, mi powiedziała, o możliwościach moich dzieci, to pani mnie ostrzegła.

— Arlise jest moją córką, ale to nie znaczy, że popieram jej działania. Czuję się winna, bo to przeze mnie wiodła życie strażnika, przez to mnie odrzuciła. Lecz ja żyję wraz z nią, muszę pilnować, by dopełniała swych obowiązków i nie mogę pozwolić, by poświęciła twoje dzieci. Pomagam ci, bo strzegę swojego dziecka, ale i nie chcę śmierci twoich, są niewinne, a przepowiednia nie może się ziścić.

— A Nerios? — zapytałam. — On też żyje? Dlaczego nie jest z panią?

— Widzisz drogie dziecko — westchnęła przeciągle, jakby mówiła o czymś szczególnie bolesnym. — Czasem okazuje się, że to, co błędnie braliśmy za miłość, było tylko chwilą namiętności, za którą przyjdzie nam płacić do końca życia.

Wspomnienia dnia dzisiejszego urwały się, a ja poczułam łzy spływające po moich policzkach. Do tej pory myślałam, że wiem już wszystko, a okazało się, że tak naprawdę nie wiem nic.

Amelie.. Joslin ostrzegła mnie, że muszę wrócić do watahy, ale ja nie mogłam tego zrobić. Miałam dość uciekania, chciałam w końcu żyć, nie zamierzałam się ukrywać, chciałam czekać z uniesioną głową.

***

— Och, no w końcu jesteś! — przywitał mnie krzyk Geraldine, na co zmarszczyłam brwi.

— Mamo? A co ty tu robisz? — zapytałam, wchodząc do salonu, gdzie zastałam swoją przyszywaną teściową na kanapie, gdzie bawiła się ze śmiejącym się Aresem.

— No jak to, co! Ratuje swoje wnuki! Ja naprawdę nie rozumiem, jak wy mogliście zatrudnić nianię! Przecież macie mnie! Kto to w ogóle jest? A wy ją sprawdziliście? Bo jej źle z oczu patrzy! Ja ci mówię kochanieńka, ta dziewczyna to... — w pewnej chwili przestałam słuchać, byłam zbyt zmęczona na znoszenie tyrady pani Mayers.

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz