Mallory:
Późniejsze wydarzenia działy się jakby w zwolnionym tempie. Po zakończeniu połączenia zerwałam się i wybiegłam z sali, na której leżała Cynthia, potrącając po drodze Michaela Santeza:
— Mallory, Mallory zaczekaj! — zawołał za mną, jednak ja nie zareagowałam, biegnąc do auta, minęłam Ericka:
— Co jej się stało? — usłyszałam jak pyta Santeza:
— Ktoś porwał Alayę — odparł krótko beta, a ja w tym czasie drżącymi dłońmi próbowałam umieścić kluczyk w stacyjce.
— Mallory wyjdź z tego auta — zarządził North, podbiegając do drzwi od strony kierowcy.
— Nie mam czasu, spieprzaj, muszę jechać! — wycedziłam, przez zaciśnięte zęby.
— Wyjdź, nie możesz prowadzić w takim stanie, ja poprowadzę! — wykrzyczał, ręką zmuszając mnie, bym na niego spojrzała.
I wtedy pierwszy raz to poczułam.
Pierwszy raz poczułam moją więź z Erickiem, w tej samej chwili, gdy nasze oczy się spotkały, czas dosłownie się zatrzymał. Czułam, że moje ciało drży, czułam swoje nerwy i pragnęłam ruszyć się, jechać, jednak mój umysł nie reagował. Nie przekazywał informacji do ciała, nie mogłam się ruszyć, byłam jak sparaliżowana:
— Co ty jej robisz? — usłyszałam krzyk, jednak był on jakby spod wody, zniekształcony i przyduszony.
— Nie wiem, ale to działa — padła krótka odpowiedz, a ja ponownie skupiłam się na tym, co się dzieje w mojej głowie:
— Uspokój się — usłyszałam w niej głos, jednak Erick nie poruszał ustami. To wszystko rozbrzmiewało wewnątrz mnie, jednak ja nie mogłam się uspokoić, moje dziecko było zagrożone. — Uspokój się Mallory, niech twoje serce zwolni, zamknij oczy i odetchnij, musisz się uspokoić — dodał, a ja mimowolnie zamknęłam oczy i nabrałam powietrza głęboko do płuc.
Nie wiem, ile to trwało, nim uspokoiłam się i otworzyłam oczy, ponownie spoglądając w niebieskie tęczówki Northa, powoli mrugnęłam, przerywając połączenie:
— Już dobrze? — zapytał alfa, a jego wzrok był pełen troski:
— Tak, dziękuję, ale ja naprawdę muszę jechać. Muszę tam jechać, muszę dowiedzieć się, co się stało z moim dzieckiem — wyszeptałam, na co North skinął głową:
— Wiem, ale usiądź z drugiej strony, lepiej będzie, jeśli ja poprowadzę — odparł, a ja posłusznie wysiadłam z auta i oddałam mu kluczyki, po czym obeszłam pojazd dookoła i zajęłam miejsce pasażera:
— A ja? — warknął Santez, podchodząc i szarpiąc alfę. — To w końcu moje dzieci, nie wpieprzaj się North.
— Siadaj z tyłu i zamknij mordę, to nie czas i miejsce na kłótnie — warknął Erick i wsiadł po auta, po czym odpalił silnik. — Jedziesz? — zapytał Santeza, który skinął i zajął miejsce z tyłu.
Erick ruszył z piskiem opon, a moje serce znów niebezpiecznie przyśpieszyło:
— Gdzie jest moje dziecko? — myślałam, wpatrując się przed siebie.***
Gdy zajechaliśmy pod dom Theo Mayersa, było już ciemno. Byłam wściekła i zmartwiona, po drodze złapaliśmy kapcia, przez co podróż znacznie się wydłużyła, a na dodatek Theo nie odbierał telefonu, co tylko potęgowało mój strach.
Gdy auto zatrzymało się, niemal wybiegłam z niego i skierowałam się w stronę domu. W drzwiach wejściowych czekał na mnie Theo trzymający Aresa, który kurczowo zaciskał piąstkę na jego białej koszuli:
— Co się stało, gdzie Alaya? — zapytałam, dobiegając do Mayersa, a następnie zabrałam syna z jego rąk i mocno go przytuliłam, zanurzając nos w jego włosach i rozkoszując się jego kojącym, dziecięcym zapachem.
— Wejdź do środka, porozmawiamy — powiedział smutno, wskazując na drzwi.
— Przestań pieprzyć, gdzie moje dziecko? — wtrącił Santez, a następnie podbiegł do Theo i chwycił go za koszule:
— Michael! — upomniałam go.
— A ty to kto? — zapytał pogardliwie Theo.
— Jestem ich ojcem!
— Ojcem? Chyba sobie ze mnie kpisz — warknął jasnowłosy, uwalniając się z uścisku Santeza, po czym przewrócił go na ziemie i zadał mu cios pięścią. — Jesteś tylko dawcą spermy, nikim więcej, gdzie kurwa byłeś, jak się rodziły? — padł kolejny cios. — Gdzie byłeś, jak bliźniaki ząbkowały? Gdzie byłeś gnoju? Wiesz, chociaż z jaką zabawką zasypia Alaya? Jaki deserek lubi Ares? Nie kurwa, nic nie wiesz, więc nie waż nazywać się ich ojcem, bo bycie nim oznacz coś więcej niż ograniczenie się do zapłodnienia ich matki.
— Jak śmiesz? — próbował wyrwać się Santez, jednak nie miał szans ze specjalnie wyszkolonym Theo.
Nie mogłam już na to patrzeć, w moich oczach zebrały się łzy:
— Może zapomnieliście, ale porwali moje dziecko, chce odzyskać swoje dziecko — wykrzyczałam, zalewając się łzami.
Mężczyźni popatrzeli na mnie i oprzytomnieli. Niemal natychmiast przestali się kłócić i wstali, a Theo podszedł do mnie powoli, po czym otoczył mnie i Aresa ramionami szepcząc mi na ucho ciche:
— Przepraszam.***
Siedziałam na kanapie i trzęsącymi się dłońmi obejmowałam kubek herbaty, a łzy obficie spływały po moich policzkach. Obok mnie siedziała Ashley, która delikatnie gładziła mnie po plecach:
— Przepraszam Mallory, naprawdę przepraszam. Odwróciłam się tylko na chwilę, by wyrzucić słoiczek po jedzeniu Aresa, wszystko było w porządku, nikogo nie widziałam, a gdy się odwróciłam, Alayi już nie było.
— To nie twoja wina Ashley, to nie twoja wina — szeptałam, a w tle usłyszałam śmiech Aresa, którego Erick wziął pod swoją opiekę.
— Jak mogłaś być tak nierozważna! — wtrącił się Michael.
— Nie czas na wyrzuty, musimy zawiadomić policję — westchnął Theo. — Każda godzina jest na wagę złota.
— Jeszcze ich nie zawiadomiliście? — uniósł się Michael.
— Ashley zadzwoniła po mnie, a ja chwilę temu dopiero przyjechałem, nie było kiedy.
— To dzwońcie do cholery!
— Nie — wtrąciłam cicho.
— Co? — Mayers spojrzał na mnie, posyłając mi pytające spojrzenie.
— Żadnej policji.
— Ale Mallory musimy, tylko policja może ją odnaleźć.
— Ja wiem, kto to zrobił — wyszeptałam. — I policja nic tu nie pomoże.
Data opublikowania:
27 września 2018

CZYTASZ
Obroń mnie
Manusia SerigalaDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...