Mallory:
Z początku wszyscy milczeli, a ja w ciszy pośpiesznie chwyciłam swoją kurtkę, zakładając ją na siebie. Lecz w chwili, gdy moja dłoń dotknęła klamki, Erick powstrzymał mnie:
— Mallory czekaj, to szaleństwo.
— Zejdź mi z drogi North.
— Nie.
— Powiedziałam, zejdź mi z drogi — wycedziłam, a złość mnie przepełniała.
W tamtej chwili z trudem się kontrolowałam, a magia płynąca w moich żyłach buzowała niespokojnie, chcąc wyrwać się na wolność. Nie mogłam pozwolić, by mnie zatrzymali, już raz to zrobili, zaufałam im i straciłam syna. Nikt nie miał prawa mnie powstrzymywać, nikt nie mógł tego zrobić. Oni jeszcze nie wiedzieli, do czego byłam zdolna, lecz dziś byłam gotowa pokazać to choćby i całemu światu. Nagle usłyszałam trzask pękających żarówek i zobaczyłam iskry nad naszymi głowami:
— Mallory co ty robisz? Uspokój się — próbowała uspokoić mnie Sasha.
— Każ mu zejść mi z drogi — ostrzegłam.
— Nie wypuszczę cię, nie w takim stanie — powtórzył North, a ja już wiedziałam, że będę musiała użyć siły, by usunąć go ze swej drogi.
Tępo spojrzałam na Northa, który próbował użyć cienkiej nici przeznaczenia, jaka nas łączyła by mnie uspokoić, lecz to tylko mnie rozwścieczyło, pragnęłam krwi.
Pragnęłam zabić.
Atmosfera zgęstniała, czułam strach bijący od osób przebywających w pomieszczeniu, a bolesna mgła zaczęła mnie otaczać. Powietrze stało się ciężkie, a moje włosy unosiły się na wietrze, który nagle pojawił się ze znikąd. Uniosłam dłoń, kierując ją na Northa, a on złapał się za gardło, nie mogąc złapać tchu. Jego tchawica zaciskała się, blokując przepływ powietrza, a on sam opadł na kolana:
— Mallory zabijesz go! — krzyknęła blondynka i dotknęła mojego ramienia.
To był błąd, nie powinna była tego robić.
Uniosłam lewą dłoń w jej kierunku, a ona tak jak Erick złapała się za szyję. Dostrzegłam łzy w jej oczach, jednak nie zatrzymałam się. Próbowali mnie powstrzymać, zasługiwali na karę. Patrzyłam obojętnie, jak Sasha opada na kolana tuż obok Northa. Niemal widziałam, jak życie z nich uchodzi i wtedy usłyszałam krzyk:
— Mallory ona jest w ciąży, skrzywdzisz dziecko!
Dziecko. To słowo zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody, niemal natychmiast otrząsnęłam się, a wiatr i mgła ustały.
Erick i Sasha łapczywie chwytali powietrze, a ja spojrzałam na przerażoną Cynthię stojącą na schodach i patrzącą na mnie ze strachem. Jednak nie obchodziło mnie to, w tamtej chwili liczyły się tylko moje dzieci:
— Przepraszam, nie próbujcie mnie więcej zatrzymywać — wyszeptałam w kierunku alfy i jego ukochanej, po czym minęłam ich i wyszłam na zewnątrz.
Niemal wbiegłam do auta Theo i z piskiem opon ruszyłam z podjazdu.
Musiałam odzyskać swoje dzieci, pierwszy raz w życiu obudziła się we mnie wola walki, po raz pierwszy byłam zdeterminowana i gotowa na wszystko.
Brakowało mi tylko jednego.
Joslin Serlosso.***
Droga do miasta minęła mi w szaleńczym tempie i nim zdążyłam się obejrzeć, stałam pod mieszaniem Joslin, do którego od kilku minut bezskutecznie próbowałam się dostać:
— Otwieraj! Wiem, że tam jesteś! — krzyczałam, waląc pięściami w drzwi, jednak odpowiadała mi głucha cisza.
W mojej głowie natychmiast pojawiła się myśl, że być może kobieta pomaga swojej córce. Może i ona mnie okłamała. Czyżbym po raz kolejny zaufała niewłaściwej osobie?
Nie widząc sensu dalszego dobijania się do drzwi, odwróciłam się z zamiarem opuszczenia budynku, jednak wpadłam na drobną postać stojącą za moimi plecami:
— Joslin — syknęłam.
— Witaj kochanieńka.. - zaczęła, lecz jej przerwałam:
— Pomagasz jej? — zapytałam wprost, bez zbędnego przedłużania.
— Słucham? — posłała mi zaskoczone spojrzenie, po czym odłożyła siatkę z zakupami, którą ściskała w ręku.
Niemal natychmiast złapałam ją za lewy nadgarstek, posyłając jej impuls bólu, staruszka syknęła, próbując wyrwać się z mojego uścisku:
— To było ostrzeżenie, pytam ostatni raz, pomagasz Arlise?
— Uspokój się. Nie wiem, o czym mówisz.
— Nie prowokuj mnie — warknęłam, patrząc na nią gniewnie. — Obiecuję, że kolejnej fali bólu nie przeżyjesz.
Po tych słowach dostrzegłam w kobiecie lekką zmianę, wyprostowała się i z wyższością spojrzała w moje oczy:
— Nie zapominaj, kim jestem. Twoja moc pochodzi ode mnie, powstałaś z mojej krwi.
— W tej chwili to mam w dupie skąd pochodzi moja moc. Arlise zabrała Aresa i jeśli dowiem się, że jej pomagałaś, to klnę się życie moich dzieci, że znajdę sposób i cię zabije — wycedziłam, a Joslin spojrzała na mnie zaskoczona:
— Arlise ma drugie dziecko?
— Tak.
— A więc wszystko stracone — wyszeptała. — Przykro mi Mallory.
— Nic nie jest stracone. Wiem, gdzie są i mam zamiar pokonać Arlise, a ty mi w tym pomożesz.
— Nie pokonasz jej, nie dasz rady.
— Sama nie, ale z twoją pomocą tak.
— Spójrz na mnie, jestem stara, moja moc od dawna się nie objawia. Już ci mówiłam, że mój wygląd odzwierciedla mój stan, w środku jestem martwa tak jak moja magia. Nie mogę ci pomóc.
— Chyba sobie kpisz — wycedziłam i zamyśliłam się chwilę. — Martwa, tak? Zobaczymy — dodałam i nim zdążyłam przemyśleć, rozejrzałam się czy nikogo nie ma i chwyciłam dłoń kobiety.
Joslin próbowała wyrwać się z mojego uścisku, jednak ja po raz kolejny pozwoliłam, by emocje wzięły nade mną górę. Moja moc otuliła Serlosso szczelnym kokonem i czułam, jak się zbiera wokół niej. Nie byłam w stanie kontrolować swoich czynów, w głowie miałam tylko myśl, że muszę uratować swoje dzieci. Bez względu na cenę.
Gdy moc wystarczająco skupiła się wokół drobnego ciała staruszki, usłyszałam jej krzyk:
— Mallory nie rób tego! — usłyszałam, lecz było za późno. Zacisnęłam zęby i uwolniłam całą swoją siłę, po czym puściłam jej rękę.
Twarz kobiety wykrzywiła się w bolesnym grymasie, jej ciało wpadło w bolesne konwulsje. Widziałam, jak jej oczy błysnęły białkami, a włosy unosiły się rozwiewane niespodziewanym podmuchem.
Przez chwilę, gdy głowa Joslin opadła bezwiednie poczułam strach. Bałam się, że źle uczyniłam, że zrobiłam jej krzywdę, lecz nagle jej ciało rozprostowało się jak struna.
Jej siwe włosy zaczęły się zmieniać, nabierały objętości i czarnego jak węgiel koloru. Jej skóra zaczęła się napinać, a zmarszczki zanikać. Otoczyło nas światło, a ja odruchowo zamknęłam oczy pod wpływem raniącego blasku.
Nie wiem, ile czasu minęło, nim z wahaniem uniosłam powieki i rozejrzałam się niepewnie.
Z początku nigdzie nie dostrzegłam kobiety, lecz po chwili ujrzałam leżącą u mych stóp, skuloną postać.
— Joslin — wyszeptałam, nachylając się nad nią, a następnie przekręciłam ją na plecy. Mimowolnie głośniej zassałam powietrze, patrząc na jej twarz.
Joslin Serlosso niewątpliwie była piękna.
Czarne jak węgiel włosy kontrastowały się ze śnieżnobiałą cerą i sprawiały, że kobieta wyglądała jak porcelanowa lalka. Nawet mi jej uroda zapierała dech w piersi.
Gdy tak jej się przypatrywałam, kobieta nagle otworzyła oczy i spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem:
— Nigdy więcej tego nie rób — wyszeptała słabym głosem, a ja wstając, wyciągnęłam do niej rękę i pomogłam się jej podnieść.
— Nie miałam innego wyboru.
— Mniejsza z tym, jeśli mówisz prawdę i ona ma drugie dziecko, to musimy jechać. Musimy powstrzymać moją córkę — oznajmiła, a ja spojrzałam na nią i wskazując palcem, zapytałam:
— Chcesz iść w tym? — Kobieta nic nie rozumiejąc, spojrzała na swój strój, który składał się z już przydużej, kwiecistej sukienki i czarnych sandałów.
— Jasna cholera, poczekaj tu — oznajmiła i nim zdążyłam coś powiedzieć, otworzyła drzwi do swojego mieszkania i weszła do środka, zamykając je za sobą.
Przez cały czas jej nieobecności, nerwowo zerkałam na zegarek. Było już późno, po moim kręgosłupie przebiegł zimny dreszcz strachu.
Co, jeśli było już za późno, co jeśli...
— Nie — wyszeptałam. — Zdążę, obronie swoje dzieci, Joslin! — krzyknęłam, chcąc ją pośpieszyć i już miałam wejść do jej mieszkania, gdy drzwi się nagle otworzyły.
Zamrugałam, chcąc upewnić się, ze wzrok mnie nie myli, gdyż nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Joslin Serlosso, która jeszcze chwilę temu wyglądała jak suszona śliwka, teraz była młodą i atrakcyjną kobietą. Swoje długie włosy zaczesała w gładkiego kucyka, lecz nie to mnie najbardziej zszokowało. Kobieta ubrana była w skórzane spodnie i pasującą do tego kurtkę. Widząc to, uniosłam brew do góry i z powątpiewaniem zapytałam:
— Serio? — Kobieta tylko uśmiechnęła się lekko i odparła:
— Wiedziałam, że jeszcze kiedyś się przydadzą, jedźmy już. Nie mamy ani chwili do stracenia.
Po tych słowach obie ruszyłyśmy do samochodu, a ja ostatni raz sprawdziłam podany mi przez Santeza adres i skierowałam się na autostradę.
Wiedziałam, że tego wieczoru nastąpi ostateczne starcie.
Ta noc miała zmienić wszystko.Data opublikowania:
21 luty 2019

CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...