*już wkrótce epilog!*
Mallory:
Gdy wiedziałam, że mój koszmar się skończył, odetchnęłam głęboko i roześmiałam się głośno. Nie mogłam w to uwierzyć. Czułam, jakby ktoś zdjął mi ciężar z ramion. Ulżyło mi.
Po dłuższej chwili, którą spędziłam na wdychaniu chłodnego, wieczornego powietrza i rozkoszowaniu się spokojem postanowiłam, że czas na mnie.
Z początku poczułam się zdezorientowana. Nie miałam pojęcia gdzie może czekać na mnie Erick z moimi dziećmi, ale postanowiłam ruszyć do miejsca, gdzie pozostawiłam auto Theo. Miałam nadzieję, że to tam w końcu ujrzę swoje pociechy. Nie potrzebowałam niczego więcej oprócz nich, musiałam się upewnić, że są cali i zdrowi.
Wciąż nie wierzyłam w to, że mam już ten koszmar za sobą.
W końcu miało być dobrze.
Gdy po dłuższym czasie marszu zobaczyłam w oddali migoczące światła, mimowolnie przyśpieszyłam i niemal biegiem rzuciłam się w tamtą stronę.
W tamtej chwili nie obchodziło mnie nic, nic oprócz widoku moich dzieci.
I w końcu je ujrzałam.
Wbiegłam na parking i stanęłam jak wryta, widząc Alayę w ramionach Ericka, poczułam łzy wzbierające się pod moimi powiekami, które zaraz zniknęły zastąpione wściekłością. To wtedy zobaczyłam, na czyich rękach znajdował się Ares.
Michaela.
Złość przesłoniła mi cały świat. Bez wahania podbiegłam i wyrwałam syna z rąk ojca, po czym tuląc go do siebie, wycedziłam:
— Nigdy więcej nie zbliżaj się do moich dzieci.
— Mallory ja..
— Milcz — przerwałam mu, po czym podeszłam do Ericka i ucałowałam Alayę w czółko.
Pogładziłam delikatnie jej ciemne włoski, po czym kucnęłam i umieściłam Aresa w jednym z nosidełek stojących na ziemi.
— Co robisz? — zmarszczył brwi North.
— Zabierz je do domu, zaraz przyjadę.
— Mallory co ty..
— Po prostu jedź. To sprawa między mną, a Michaelem — odparłam, kończąc temat, a alfa posłał mi niepewne spojrzenie.
Po chwili jednak posłusznie skinął głową, a ja odwróciłam się i pokazałam gestem, by Santez podążył za mną:
— Chcesz mnie zabić? — zapytał z wahaniem, gdy stanęliśmy pośrodku lasu.
— Powinnam.
— Przepraszam, ale...- zaczął, lecz przerwałam mu:
— To prawda co powiedział Nerios? Pomagałeś mu?
— Tak.
— Od jak dawna?
— Od kilku miesięcy.
— Zależy ci na naszych dzieciach — stwierdziłam, a on skinął głową.
— Tak.
— Więc to, co mówiłeś w celi, też było kłamstwem?
— Nie — odparł, a ja zamarłam. — Nie zrozum mnie źle, ja po prostu ich nie kocham. Nie chciałem być ojcem, nigdy nie widziałem się w tej roli. Z początku myślałem, że cię kocham, ale po tym, gdy cię porwali to zrozumiałem, że to nie była miłość. Lubię cię, ale nic więcej.
CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...