13

7.7K 571 67
                                    

Erick:

Słowa Izaaka wciąż do mnie nie docierały, czułem jakbym śnił. Chciałem za wszelką cenę obudzić się i upewnić, że to wszystko to tylko zwykły koszmar, iluzja, że to nie dzieje się naprawdę. Jednak z każdą kolejną upływającą sekundą, coraz bardziej rozumiałem, że nie śnię, i w każdej chwili mogę stracić ważną dla mnie osobę.

Nie mogłem do tego dopuścić, ona nie mogła umrzeć, nie teraz, nie w taki sposób. Była na to stanowczo za młoda, nie mogła zostawić swoich dzieci, Michaela, mnie.

Zmierzyłem Izaaka groźnym spojrzeniem i powoli podszedłem do niego:

— Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co powiedziałeś? Ja nie przyjmuję tego do wiadomości, rozumiesz? Udam, że tego nie słyszałem i czekam na jakąś racjonalną propozycję, masz ją uratować!

— Alfo, ale ja..

— Zamknij się Izaak, po prostu się zamknij i myśl. Nie mam zamiaru pozwolić odejść kobiecie, która jest matką moich dzieci! One jej potrzebują! — wrzasnął Michael, po czym złapał omegę za szpitalny fartuch.

— Michael, zostaw go, krzyki nic nie pomogą, a on musi nam pomóc — na te słowa beta zaprzestał potrząsania lekarzem i puścił go, po czym stanął przy oknie, wpatrując się w nas uważnie.

— A, więc? — zapytałem.

— W-wydaje mi się, że jest pewne rozwiązanie.

— A więc słucham.

— Tyle że to jest...

— Mów, nie pierdol, nie mamy czasu na twoje wahania — wtrącił Michael, a ja zauważyłem, że jego oczy niebezpiecznie pociemniały.

— Można wykorzystać do tego waszą więź, ale to jest zbyt ryzykowne, alfa nie może się tak narażać, święte wilcze prawo wyraź...

— Zamknij się, mów, co mam robić — warknąłem, siadając na skraju łóżka gdzie leżała wciąż słabnąca ciemnowłosa.

— J-ja naprawdę odradzam...

— Izaak! — warknąłem, a omega przełknął głośno ślinę i obniżył głowę w geście poddaństwa:

— Jak wiesz, więź przeznaczenia to połączenie dwóch dusz, ale nie tylko. Ciała przeznaczonych przyciągają się, czujecie swoje obawy, pragnienia, ból, czerpiecie siłę od swojej drugiej połowy, a wszystko to potęguje się gdy...

— Oznaczę swoją ukochaną — wyszeptałem, dokańczając jego wypowiedź.

— Dokładnie.

— Nie możesz! Nie pozwalam! — zaczął krzyczeć Michael. — Chyba cię popierdoliło, jeśli myślisz, że pozwolę mu ją tknąć! — warknął, wskazując na mnie palcem.

— Wolisz, żeby umarła? — syknąłem, a Santez natychmiast umilkł. — No właśnie.

— Ale alfo istnieje kolejny problem — wtrącił się Izaak.

— Tak? — zapytałem, zirytowany wiedząc, że teraz każda chwila jest na wagę złota.

— Nie mamy gwarancji, że to się uda. Wasza więź jest nietypowa. Nie wiem, jak zareaguje jej organizm, być może ona umrze, ugryzienie może pogorszyć jej stan.

— Dopiero teraz o tym mówisz?! — ryknął Santez.

— To bez znaczenia, nie mamy innego wyjścia — zabrałem głos.

— Ty ją zabijesz!

— Ona już umiera! Podjąłem decyzję i nie macie prawa jej podważać!

— Erick, zdajesz sobie sprawę, że jeśli oznaczysz Mallory, już zawsze będziesz czuł jej obecność? Zawsze będziesz wiedział gdzie jest i co czuje? Jeśli to zrobisz, to już nigdy nie oznaczysz innej kobiety — próbował przemówić mi do rozsądku Izaak.

— To nie ma znaczenia, jestem jej coś winien — odparłem cicho, będąc pewnym swojej decyzji.

— Porozmawiaj najpierw z Sashą — zasugerował lekarz, lecz ja pokręciłem głową.

— To moja decyzja i tylko moja, a ja jestem jej pewien.

— Jak uważasz — westchnął Izaak.

— Wyjdźcie stąd — rozkazałem, pewnym głosem.

— O nie, nigdzie się nie wybieram! — oponował Michael.

— Naprawdę? Chcesz na to patrzeć? Idź do dzieci Santez! One są teraz najważniejsze, musisz się nimi zająć, póki Mallory nie może tego zrobić!

— Ale...

— Nie chcę was tu widzieć, wyjdźcie! — ryknąłem, a podwładni skulili się i niechętnie opuścili pomieszczenie.

Zostałem sam z nieprzytomną ciemnowłosą, ponownie przysiadłem obok niej i chwyciłem jej dłoń:

— No to się porobiło — westchnąłem, bawiąc się jej palcami. — Wiem, że byś tego nie chciała, ale wiem, że zrozumiesz to, jaką decyzję podjąłem, robię to dla ciebie, dla twoich dzieci. Mam nadzieję, że mi wybaczysz — wyszeptałem, po czym uniosłem jej rękę, i zbliżyłem jej nadgarstek do swojej twarzy.

Wiedziałem, że nie chciałaby mieć oznaczenia w widocznym miejscu, więc postanowiłem zgryźć się w jej nadgarstek, tak by z łatwością mogła ukryć znamię.

Posłałem jej ostatnie spojrzenie, krew wciąż sączyła się z jej nosa i ust, metaliczny zapach wypełniał pomieszczenie, a dziewczyna z każdą chwilą robiła się, coraz bledsza, wiedziałem, że jej czas się kończy.

Cynthia wciąż dopytywała, gdzie jest Mallory, chciała jej podziękować. Co miałem powiedzieć Glossom? Że jej przyjaciółka oddała za nią życie? Że dla niej zostawiła dwójkę dzieci?

Nie mogłem tego zrobić, Mallory już wiele razy pomogła mojemu stadu, a ja ją tak skrzywdziłem. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że przeze mnie, z mojego rozkazu była torturowana, zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

Nim zdążyłem się rozmyślić, wysunąłem wilcze kły i wgryzłem się z drobny nadgarstek mojej przyjaciółki, pozostawiając na nim wieczny ślad i licząc, że to przywróci ją do życia.

Jej krew wypełniła moje usta, a z moich ust nagle wyrwał się krzyk, czułem fale bólu przetaczające się przez moje ciało, słabłem z każdą chwilą, wiłem się w agonii. Ostatkiem sił schowałem kły. Wirowało mi w głowie i nim zdążyłem się obejrzeć, zrobiło mi się ciemno przed oczami, a moja głowa zaliczyła bolesne spotkanie z nogami Mallory.

Nastała ciemność.

Data opublikowania:
25 maj 2018

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz