Miesiąc później.
Mallory:
Kilka dni temu bliźniaki skończyły półtora roku, jednak ja nie byłam w stanie tego w żaden sposób świętować. Od trzydziestu dni niemalże nie żyłam, byłam jak w letargu, wegetowałam. Strata dziecka była chyba najgorszym doświadczeniem mojego życia, nie mogłam się z tym pogodzić i panicznie bałam się spuścić z oczu Aresa, bałam się, że i on zniknie.
Byłam niemal pewna, że to Arlise porwała moją córkę i następnego dnia po porwaniu pojechałam do Joslin która potwierdziła moje obawy. Zniknięcie cudownego dziecka zachwiało równowagą wszechświata, magia płynąca w naszych żyłach stała się niespokojna, wraz z Serlosso porównywałyśmy to do morza podczas sztormu, niebezpiecznej wichury zwiastującej katastrofę.
Przez ten cały czas spędziłam wiele godzin z Joslin, studiując historię mego rodu, poznając swoje umiejętności, o których nie wiedziałam oraz przeszukując stare księgi. Rozpaczliwie szukałam jakiegokolwiek śladu, choćby małej wskazówki, która zdradziłaby nam, gdzie jest Arlise oraz jaki będzie jej kolejny krok, lecz niestety bezskutecznie.
Alaya porwana przez Arlise zniknęła z powierzchni ziemi i żadna magia, żadne tropienie nie pozwalało na jej odnalezienie.
O dziwo zniknięcie córki zbliżyło mnie do Michaela Santeza. Zamieszkałam z powrotem w jego pokoju w domu watahy i próbowaliśmy stworzyć rodzinę, której nie było nam dane dotychczas mieć. W tym trudnym dla mnie czasie nikt nie okazał mi tyle wsparcia po zniknięciu córki co Santez, lecz co się dziwić- w końcu oboje przeżywaliśmy te same katusze.
Dzięki temu, że wróciłam tu, gdzie wszystko się zaczęło, czułam wewnętrzny spokój. Odkąd Erick po raz pierwszy użył naszej więzi, zaczęłam odczuwać potrzebę bliskości z watahą, coś mnie tu przyciągało, koiło moje serce i zbolałą po stracie dziecka duszę.
Sfora uspokajała mnie, lecz mimo wszystko wciąż strasznie brakowało mi mojego przyjaciela, który był ze mną przez ten pierwszy najtrudniejszy rok, cholernie brakowało mi Theo Mayersa. Nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się do niego przywiązałam, lecz teraz nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy, wiedziałam, że źle się zachowałam, zostawiłam go ot tak, jakby ten cały nasz wspólny czas nie znaczył, a przecież to on był moją rodziną przez ostatnie dwa lata. Przecież on też martwił się o moją słodką, małą córeczkę.
Mayers nie najlepiej przyjął moją wyprowadzkę, nie ufał Michaelowi, tak bardzo prosił mnie, bym została. Uparł się, by zawiadomić policję o zniknięciu dziecka, lecz ja wiedziałam, że policja będzie bezradna. To była sprawa nadnaturalnego świata.
— Alaya — mruknął niewyraźnie przez sen Ares, a ja spojrzałam na niego zaniepokojona.
On również przeżył zniknięcie siostry, nie mógł znieść samotności i często płakał, lecz od pewnego czasu po prostu chyba zaczął przywykać do jej braku. Ja niestety nie mogłam się z tym pogodzić.
Niewiedza zabijała mnie, dusiła i paliła od środka, a jedyne, co trzymało mnie na powierzchni to przeczucie, że moje dziecko wciąż żyje.
— Wszystko w porządku Mallory? — zapytał Michael, całując mnie delikatnie w czoło.
— Martwię się o Alayę — wyszeptałam. — To już miesiąc. Boję się, że nigdy jej już nie zobaczę.
— Nie martw się, na pewno ją odnajdziemy, sama mówiłaś, że Arlise potrzebuje obojga dzieci. — Na jego słowa przeszedł mnie dreszcz i instynktownie mocniej objęłam Aresa, przez co poruszył się niespokojnie.
— Nawet mi o tym nie przypominaj — odwarknęłam, patrząc na niego spode łba.
— Nie denerwuj się, wiesz, że nie o to mi chodziło.
— Po co przyszedłeś?- zapytałam, na co on delikatnie zabrał Aresa z mojej klatki piersiowej.
— Cynthia cię wołała, Preston znów gorączkuje — odparł.
— Na boga to dziecko nigdy nie będzie miało odporności, jak przy byle przeziębieniu Cynthia będzie mnie wzywać, jakby się paliło- westchnęłam, powoli wstając.
Gdy szłam w kierunku schodów, prowadzących do pokoju Glossomów, usłyszałam dźwięk swojego telefonu, przelotnie zerknęłam na wyświetlacz, jednak widząc imię Theo, zignorowałam połączenie.
Mimo że Mayers dużo dla mnie zrobił, nie potrafiłam z nim teraz rozmawiać, tęskniłam, ale musiałam skupić się na swojej rodzinie.Arlise Serlosso Varhel:
To dziecko było nieznośne, nie mogłam dłużej znieść tego płaczu, jednak potrzebowałam tego bachora. Już wkrótce przepowiednia wypełni się, już wkrótce uwolnię się od nieśmiertelnego losu, ostrożnie wzięłam plączącą Alayę na ręce i wyszeptałam:
— Już wkrótce dołączy do nas twój braciszek, a twoja głupia matka nawet nie spodziewa się, kto ją zdradził.
Theo Mayers:
Od odejścia Mallory nie mogłem sobie znaleźć miejsca, ciągle analizowałem jej ostatnie słowa, jakie skierowała w moją stronę:
— Muszę wrócić do mojej prawdziwej rodziny. — To wciąż rozbrzmiewało w mojej głowie.
Więc kim byłem ja? Nie rodziną? Przecież to ja przez ostatnie półtorej roku wychowywałem jej dzieci, a ona ot, tak mnie zostawiła, a przecież Alaya była moją córką, nie musiała mieć mojej krwi w swoich żyłach. Pokochałem ją, pokochałem ją, tak jak pokochałem jej matkę od pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem wycieńczoną w zimnej celi.
Nie potrafiłem wyrzucić ze swojej głowy ciemnowłosej Stadfort, na dodatek moja matka wciąż o nią dopytywała. Powoli miałem dość kłamstw, ale jak mogłem się przyznać, że nasze narzeczeństwo to ściema? Jak miałem wyznać, że odeszła, że Mallory odeszła do innego?
Siedziałem w parku na ławce, przy której doszło do porwania i rozglądałem się. Sam nie wiedziałem, dlaczego tu przyszedłem. Nie rozumiałem, dlaczego Mallory zabroniła mi wzywać policję...
Nagle moją uwagę przykuło coś w niedalekiej odległości ode mnie. Natychmiast się poderwałem, wyciągając z kieszeni telefon i wybrałem dobrze znany mi numer:
— Halo, James? Musisz coś dla mnie zrobić.Data opublikowania:
7 października 2018
CZYTASZ
Obroń mnie
Hombres LoboDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...