30

5.6K 349 36
                                    

*Jak wyobrażacie sobie zakończenie tego opowiadania?*

Mallory:

Siedziałam naprzeciwko Joslin van Serlosso i przyglądałam jej się uważnie. Już na pierwszy rzut oka zauważyłam, że znacznie się zmieniła.

Jej włosy stały się niemal całkowicie siwe, twarz pokryła większa liczba zmarszczek, a dotychczas radosne, błyszczące oczy stały się niemal szare i matowe. Znacząco schudła, a jej kwiecista sukienka wisiała, na jej kościstych ramionach, zupełnie nie przypominała kobiety, którą poznałam niemal rok temu.

W jej mieszkaniu panował chaos, wszędzie leżały stare księgi, które nie tak dawno temu sama przeglądałam. Nim usiadłam na kwiecistym fotelu, złapałam jedną z nich w ręce i teraz nerwowo bawiłam się jej okładką.

— Na prawdę nic o tym nie wiedziałaś? — zapytałam Joslin, która postawiła przede mną różaną herbatę w białej filiżance.

— Mówiłam ci, że jest blisko, lecz nie sądziłam, że odważy się aż tak zbliżyć.

— Nie wierzę ci, coś nie pasuje mi w tej historii — odparłam, odkładając księgę na bok i sięgnęłam po gorący napar.

— Powiedz mi kochanieńka, dlaczego miałabym pomagać Arlise? — postawiła pytanie, po czym przysiadła naprzeciwko mnie, patrząc na mnie zza swoich okularów.

— Jest twoją córką. Mimo wszystko to twoje dziecko, chcesz jej dobra.

— Masz rację, jestem jej matką, ale już ci mówiłam, że nie pochwalam jej postępowania. Oddaliła się ode mnie, zmieniła. Arlise, którą znałam nigdy, by nie porwała niewinnego dziecka, ona nie była zdolna do takich intryg, chcę ją odnaleźć i pomóc, tylko na tym mi zależy.

— Zdajesz sobie sprawę, że jeśli będzie trzeba, to ją zabije? Nie pozwolę skrzywdzić moich dzieci — oznajmiłam chłodno, obserwując reakcję Joslin.

Kobieta spojrzała na mnie i odstawiła filiżankę, po czym wycierając dłonie w kolorową sukienkę, westchnęła przeciągle, jakby się nad czymś zastanawiała.

— Rozumiem twoje rozgoryczenie, ale zdajesz sobie sprawę, że zabicie mojego dziecka nie wchodzi w grę? — zapytała spokojnie.

— Słucham? Więc co mam zrobić? Myślisz, że ot tak odda mi Alayę? Rozumiem, że chodzi o twoją córkę, ale ja nie będę o nią dbać, ona chce skrzywdzić moją rodzinę, a na to nie mogę pozwolić.

— Nie pojmujesz znaczenia mych słów. Nie dam jej skrzywdzić, jeśli to nie będzie konieczne, ale zrobienie jej jakiejkolwiek krzywdy będzie bardzo trudne.

— Dlaczego? — zapytałam, chwytając ciastko czekoladowe, które leżało na porcelanowym talerzyku i ugryzłam je, wciąż wpatrując się w kobiecinę.

— Arlise nie jest zwykłą czarownicą.

— Jest mieszańcem — mruknęłam, czując jak okruszki ciasta, wysypują się z moich ust. Szybko otrzepałam swoją bluzkę, spotykając się z karcącym spojrzeniem Joslin, która sugestywnie spojrzała na ubrudzony dywan.

— Nie rozumiesz, ona jest pośrednikiem, już ci mówiłam, to coś więcej niż bycie czarownicą, eventiris czy też wilkołakiem. To jest znacznie ważniejsze, więc myślisz, że tak łatwo będzie ją zastąpić? Myślisz, że gdyby to było takie łatwe, to żyłaby nadal? Dobrze wiesz, czego ona chce...

— Śmierci — mruknęłam, dokańczając wypowiedźJoslin.

— No właśnie — skwitowała krótko. — Twoje dzieci mają zająć jej miejsce i tylko to się dla niej liczy.

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz