29

5.7K 353 60
                                    

Mallory:

Od czasu mojej rozmowy z Theo minęło kilka dni i choć nie umiałam tego opisać, to czułam, że coś się zmieniło w jego zachowaniu. Częściej się uśmiechał, a nawet zaprzyjaźnił się z kilkoma wilkołakami z watahy, choć oczywiście nie miał zielonego pojęcia, kim tak naprawdę są.

Postanowiłam nie wciągać go do tego świata, był on zbyt niebezpieczny i zbyt wiele osób już bym przez niego straciłam. Zależało mi na Theo i jego bezpieczeństwie, na tyle, że nie mogłam pozwolić, by poznał tajemnicę, która była sporą częścią mojego życia.

Wiedziałam, że to wcale nie jest w porządku, ale czasem prawda była zbyt niebezpieczna, by ją wyjawiać i to właśnie była taka sytuacja.

Na dodatek wciąż nie byłam jeszcze pewna, jak potoczy się moja znajomość z Theo. Był dla mnie ważny, ale nie potrafiłam powiedzieć, że go kocham, chyba dlatego, że miałam rację, mówiąc mu, że jeszcze nie wiem, co to znaczy.

Kiedyś myślałam, że w pewnym sensie kocham Michaela Santeza, ale dziś mogłam z całą pewnością, powiedzieć, że nigdy go nie kochałam. Zbliżyłam się do niego po długim czasie samotności i pomyliłam zauroczenie z miłością, stał mi się bliski w krótkim czasie i pokładałam w nim nadzieję mu, choć nie powinnam.

Michael Santez uśpił moją czujność, zaufałam mu mimo wielu razy, gdy mnie skrzywdził. Dopiero teraz zaczęły do mnie docierać wszystkie kłamstwa, jakimi mnie karmił przez ostatni czas.

Nie mogłam pokładać nadziei w byle kim. Teraz byłam matką i musiałam kierować się dobrem swoich dzieci, każda moja decyzja musiała być dokładnie rozważona, bo ich dobro było najważniejsze. Ares i Alaya to najcenniejszy dar, jaki otrzymałam w życiu, dał mi go Santez i tylko dzięki swoim dzieciom przeżyłam czas więzienia u Victora Moultona.

Moje dzieci uratowały mnie, gdy jeszcze nie były na świecie, a ja nie potrafiłam ich ochronić.

To już ponad miesiąc odkąd mojej córki nie ma przy mnie, ale nadzieja na nowo się pojawiła i zamierzałam wykorzystać ją za wszelką cenę. Gdy miałam pewność, że moje dziecko żyje i kto je przetrzymuje to wiedziałam, że je odzyskam.

— Mall? — usłyszałam cichy głos Elliota i przeniosłam swój wzrok na brata.

Elliot Stadfort zmienił się, wydoroślał, zrobił się wyższy, jego włosy dłuższe, a spojrzenie miał poważne i nieznoszące sprzeciwu. Cynthia wciąż powtarzała, jak wspaniale opiekuje się Avą i miałam sobie za złe, że zostawiłam go praktycznie w obcym miejscu i nie poświęcałam mu czasu. Byłam złą siostrą i obiecałam sobie w duchu, że gdy odzyskam córkę, to zabiorę Elliota z terenu watahy Ericka Northa. Mój brat musiał mieć własną rodzinę, byłam mu to winna.

— Tak? — odpowiedziałam po chwili, a on przysiadł obok mnie na schodach, które ostatnio stały się moim ulubionym miejscem.

— Mogę cię o coś zapytać? — nieśmiało wysunął pytanie, a ja zauważyłam jego zdenerwowanie.

— Słucham? — spojrzałam w jego zielone oczy, a on zacisnął piąstki i skrzywił się, jakby coś sprawiało mu ból:

— Oni nie wrócą, prawda? Rodzice nie wrócą? — wyszeptał, a ja zamarłam, zdając sobie sprawę, że nigdy wcześniej z nim o tym nie rozmawiałam. Zwiesiłam smutno głowę i pokręciłam nią przecząco:

— Nie wrócą — mruknęłam cicho, po czym przyciągnęłam brata do siebie. — Oni nie wrócą, ale ja obiecuję, że już nigdy cię nie zostawię, dam ci dom, na jaki zasłużyłeś, taki jak ja miałam, gdy rodzice jeszcze żyli.

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz