9

8K 607 58
                                    

Mallory:

— Nie, nie, nie! Wy to wszystko źle robicie! — lamentowała matka Theo, przebierając Alayę w ciemną spódniczkę i bordowe rajstopki, przez co mała wyglądała jak gwiazda rocka, a nie małe dziecko.

Powoli traciłam cierpliwość. Geraldine Mayers miała zagościć u nas na jeden wieczór, lecz od tego czasu minął już tydzień i nie zanosiło się na to, by miała się wynieść. Ku mojej i Theo rozpaczy kobieta szczególnie pokochała wizję bycia babcią i podchodziła do tego nad wyraz poważnie.

— Mallory przepraszam, ale ja muszę cię o coś zapytać. Czy Theo sprawdza się seksualnie? — zapytała wprost, a ja oplułam się kawą:

— Co? — wydusiłam.

— Bo wiesz, ja nie chciałam podsłuchiwać, ale już kolejną noc z waszej sypialni nie dochodzą, żadne dźwięki. Czy mój syn nie potrafi cię zadowolić? Powiedz tak szczerze, czy jego rozmiar nie spełnia twoich oczekiwań? — wyszeptała, patrząc na mnie z powagą, a ja poczułam się skonsternowana.

Na czas wizyty Pani Mayers, dzieliłam z Theo jego sypialnię. Owszem spaliśmy na jednym łóżku, ale pod dwiema różnymi kołdrami, odsuwając się od siebie jak najdalej. Oboje byliśmy skrępowani takim obrotem spraw, ale żadne z nas nie podejrzewało, że zimna i obojętna matka Theo, aż tak zżyje się z dziećmi i będzie chciała zostać na dłużej.

— Jest dobrze — bąknęłam w odpowiedzi.

— Ach kochana, nie ma się czego wstydzić. Jego ojciec też był kiepsko wyposażony, no fistaszek po prostu — westchnęła ciężko, jakby opowiadała o czymś szczególnie traumatycznym.

Nie chciałam kontynuować tej rozmowy, więc miałam ochotę dziękować bogu, gdy poczułam drobną dłoń ściskającą moje udo, od razu przeniosłam swoje spojrzenie w dół:

— Hej Elliot, głodny jesteś? — zapytałam, spoglądając na brata, na co on skinął głową.

— Dziwne dziecko — wtrąciła Mayers. — Nic nie mówi, byłaś z nim u lekarza? Może to zaraźliwe?

— Nie mamo — odpowiedziałam, używając zwrotu, jakim nakazała mianować się Geraldine. — Elliot jest dosyć milczący od śmierci rodziców.

— Ach no tak, Theo coś wspominał — mruknęła, podnosząc Alayę, po czym ułożyła ją w foteliku obok śpiącego Aresa.

Wkrótce miałam pojechać na zakupy, więc korzystając z tego, że dzieci są spokojne, zrobiłam Elliotowi kanapki i wraz z mamą Theo usiadłam w kuchni, chcąc przygotować listę zakupów:

— Powinnaś kupić ostrygi — powiedziała, zerkając do lodówki, a ja uniosłam głowę i spojrzałam na nią:

— Ostrygi? A kto to będzie jadł?

— No jak to, kto? Wy! Ostrygi to afrodyzjak! Kupimy do tego szampana i truskawki, a temperatura w waszej sypialni wzrośnie!

— Zdaje mi się, że dzieci nam już wystarczy — bąknęłam, ponownie zawstydzona.

— Dzieci tak, ale kochaniutka, bez seksu małżeństwo długo nie wytrzyma, zobaczysz. Mężczyźni to zwierzęta, jak nie dasz temu patałachowi, to pójdzie do innej, która mu da! — żachnęła się, a ja miałam ochotę walić głową w ścianę.

Od kilku dni, coraz lepiej poznawałam matkę Mayersa i odkryłam, że jej zimna postawa to tylko maska, którą zakłada przy Theo i innych mężczyznach. Gdy byłyśmy same, to widziałam w niej zupełnie inną kobietę. Może i nieco zbyt bezpośrednią, ale wbrew pozorom bardzo ciepłą. Gdy tak rozmyślałam o jej zachowaniu, nagle dotarło do mnie to, co powiedziała Geraldine:

— M-m-małżeństwo? — wyjąkałam, patrząc na nią z przerażeniem w oczach, na co kobieta uśmiechnęła się:

— No, a jak ty to sobie wyobrażasz? Macie razem dwójkę dzieci i chcecie żyć bez ślubu? A, właśnie powiedz mi, dlaczego ty nie nosisz pierścionka zaręczynowego? — spojrzała na mnie podejrzliwie.

— Pierścionka? Ale my z Theo, nie... nie kupiliśmy... — zaczęłam, lecz przerwała mi:

— O boże, o boże, zabijcie mnie! Weź ten nóż i zabij mnie! Ja nie chcę żyć! Dlaczego ja urodziłam takiego nieudacznika? Dwójka dzieci, do których się nie przyznał, a na dodatek nie kupił ci pierścionka! O boże, dzwoń po pogotowie! Ja mam chyba zawał albo nie... Daj mi telefon! Dzwonie do tego patałacha!- wykrzyczała, po czym chwyciła komórkę i wybrała jakiś numer.- Halo, Theo?... Ty się pytasz, co?... Nie no ja nie wierzę...! — nie chciałam tego słuchać, więc po prostu westchnęłam ciężko:

— Elliot, zjadłeś już? — zapytałam, a malec skinął głową. — To chodź, pojedziemy do sklepu — dodałam, zakładając torebkę, po czym dźwignęłam dwa foteliki z dziećmi i podążyłam przed dom, gdzie umieściłam je w aucie.

Gdy upewniłam się, że Elliot zapiął pas, włączyłam silnik i ruszyłam do marketu.

***

Na miejscu byliśmy krótko przed siedemnastą, zmęczona przemierzałam sklepowe alejki, pchając wózek z bliźniakami, a Elliot z dumą dzierżył koszyk.

Miałam już większość potrzebnych mi produktów, lecz wciąż nie mogłam znaleźć ulubionych ciastek Theo. Zrezygnowana po raz kolejny mijaliśmy alejkę z zabawkami, gdy nagle Elliot przystanął, wpatrując się w niewielkiego brązowego misia. Niepewnie spojrzał na mnie, po czym upuścił na ziemię koszyk i podszedł do niego:

— Chcesz? Kupić ci? — zapytałam i uśmiechnęłam się lekko, lecz Elliot pokręcił główką:

— Dla Avy — odpowiedział, a ja popatrzyłam na niego oniemiała, odezwał się, w końcu się odezwał. — Pojedziemy do Avy?

— Oczywiście skarbie — odparłam, po czym przytuliłam go. — Pojedziemy tam za jakiś czas. — Na te słowa Elliot pokręcił głową:

— Boli ją, czuje to.

— Coś jej się stało? — zapytałam zaniepokojona, lecz Elliot tylko spojrzał na mnie niepewnie, po czym wrzucił pluszaka do koszyka i podniósł go z posadzki.

Słowa brata wzbudziły we mnie strach, lecz zaraz odgoniłam od siebie złe myśli i uśmiechnęłam się, będąc pełna nadziei, że wszystko w końcu zaczyna wracać do normy.

***

Właśnie kończyłam pakować wózek do bagażnika, gdy rozdzwonił się mój telefon. Westchnęłam ciężko, będąc pewna, że to Geraldine i podążyłam za dźwiękiem, modląc się, by nie obudził dzieci.

Nim jednak udało mi się znaleźć torebkę, to komórka przestała dzwonić. Zamknęłam więc tylne drzwi i usiadłam na miejscu kierowcy, odblokowując telefon.

Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię przyjaciółki po czym wybrałam jej numer i przyłożyłam komórkę do ucha, uruchamiając silnik:

— Halo, Mallory? — odezwał się po drugiej stronie głos nienależący do Cynthii.

— Erick? — zapytałam zdziwiona. — Dlaczego masz telefon Cynth? Dzwoniła do mnie przed chwilą.

— To nie ona. To nie była ona — wydusił, czym wzbudził moje zaniepokojenie.

— Erick, stało się coś?

— J-ja przepraszam, że dzwonię z jej telefonu, ale wiedziałem, że ode mnie nie odbierzesz, a potrzebujemy cię. Cynthia cię potrzebuje.

— Erick, powiedz co się stało — prosiłam, czując obezwładniający mnie strach.

— Mallory, Cynthia.. Ona.. Ona i Ava miały wypadek samochodowy — na te słowa zmarłam. — Musisz przyjechać, jest źle, jesteś naszą jedyną nadzieją. Cynthia ma obrażenia wewnętrzne, może stracić dziecko, Izaak robi co może, ale... — na te słowa, głos mu się załamał, a ja wiedziałam, że jest bardzo źle:

— Już jadę — rzuciłam, po czym rozłączyłam się i z piskiem opon ruszyłam w kierunku watahy Ericka Northa.

Data opublikowania:
15 maj 2018

Obroń mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz