Mallory:
Pomimo tego, że od wydarzeń, które miały miejsce w szpitalu minęło już kilka godzin, to ja wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się tam stało. Nerwowo zerkałam na kołyskę, ze śpiącym Aresem i wciąż rozpamiętywałam i analizowałam to wszystko, co się wydarzyło w przeciągu ostatnich kilku godzin.
— Może mi się przywidziało? — pomyślałam, lecz zaraz pokręciłam przecząco głową.
Wiedziałam, że to działo się naprawdę, lecz wciąż nie rozumiałam jakim cudem to mogło się stać. Przecież to wbrew naturze, wilcze dziecko zrodzone, z potomkiem rodu eventiris, było wynaturzeniem, dwie magie zacierały się wzajemnie, a dziecko rodziło się człowiekiem.
Więc jakim cudem Ares władał tym samym darem co ja?
Jak to możliwe, że bezpośredni potomek osoby obdarzonej również posiadł dar? Przecież to była rzadka umiejętność, wywodząca się ze starych czarów, ujawniała się co kilka pokoleń, to było niemożliwe, by mój syn przejął moje brzemię.
Zupełnie nie wiedziałam, co o tym myśleć, czułam się osaczona napływającymi myślami. Czy to oznaczało, że Alaya również będzie taka jak ja? Czy moje dzieci także będą zmuszone uciekać przez całe swoje życie?
Pokręciłam głową, po czym oparłam łokcie na kolanach i spuściłam głowę, to nie tak miało być. Nie takiej przyszłości chciałam dla swoich dzieci, one zasługiwały na więcej, chciałam dla nich lepszego życia.
Teraz gdy wiedziałam, że być może podzielają mój los, niemal drżałam ze strachu. Czy one też będą musiały pozostawić bliskich za sobą? Wyruszyć w nieznane? Żyć z dnia na dzień, z dala od normalności? Też staną się celami? Towarem, na który wszyscy będą polować dla własnych korzyści?
Nie mogłam znieść tych myśli. Wiedziałam, że potrzebuję odpowiedzi i wtedy przypomniałam sobie o dziwnym spotkaniu na spacerze w parku i o słowach napotkanej staruszki. Odruchowo wstałam i pobiegłam do salonu, w którym stał wózek i zaczęłam nerwowo przetrząsać swoją torebkę, którą na nim położyłam.
W końcu znalazłam to, czego potrzebowałam.
Niewielka karteczka z adresem.
Musiałam dowiedzieć się, co się działo, zrozumieć to. Bez względu na wszystko moje dzieci były dla mnie najważniejsze i byłam gotowa zapłacić każdą cenę, byleby uniknęły mojego losu.
Postanowiłam, że gdy tylko Theo wyzdrowieje i wróci do domu, złożę wizytę tajemniczej nieznajomej.
Erick:
Wściekły do granic możliwości wpadłem do pokoju swojego bety. Miałem już dość jego użalania się nad sobą. Musiał wstać i ogarnąć się, a ja czułem się odpowiedzialny za to, by mu w tym pomóc.
— Michael! Do jasnej cholery! Sprzątaj swoje butelki! Zrobiłeś melinę z naszego domu! — warknąłem, odsłaniając zasłony w sypialni brata.
— Wypierdalaj — wybełkotał beta.
— Dobra stul swój wilczy pysk, czas się ogarnąć. Myślałem, że będąc z Erin, byłeś na dnie, ale nie, pomyliłem się, dopiero teraz się tam znalazłeś!
— Nie byłem z nią i wypierdalaj! Nie będę więcej powtarzał — odwarknął, zakrywając głowę poduszką, którą natychmiast mu wyrwałem.
— Bo co mi zrobisz? Grozisz mi? Beta przeciwstawia się swemu alfie? Dobrze ci radzę, wstawaj debilu i pod prysznic, w tej chwili!
— Nie rozumiesz, co znaczy nie? — ryknął, wstając na równe nogi, po czym zatoczył się i by nie upaść, podparł się ręką o ramę łóżka.
— Kiedy w końcu się ogarniesz? Myślisz, że tak ich odzyskasz?!
— A, co mam zrobić?! Ona nie wróci i ma już ojca dla moich dzieci — rzucił z przekąsem.
— Aha i myślisz, że to cię usprawiedliwia? To daje ci prawo do zapijania się dzień w dzień?
— Taki mądry jesteś North?! To powiedz, gdzie ja mam jej kurwa szukać?! Mam latać po całym świecie? Mam puścić ogłoszenie do telewizji?!
— Cynthia jest w ciąży — odpowiedziałem krótko, na co on spojrzał na mnie zdziwiony.
— Po co mi to mówisz? Co to ma do rzeczy?
— Przyjaźni się z Mallory i wiem, że mają kontakt. Myślisz, że na jej prośbę nie przyjedzie? Ona tu wróci, może na godzinę, może na dobę, ale jestem pewien, że przyjedzie i co wtedy? Naprawdę chcesz, żeby zobaczyła cię w tym stanie? Myślisz, że szuka takiego ojca dla swoich dzieci? Pijaka? — zapytałem z drwiną.
— Ona już ma dla nich ojca.
— Ty jesteś ich ojcem, bez względu na wszystko to są twoje dzieci. Mają w sobie krew Northów i Santezów, ogarnij się Michael, zrób coś z tym wszystkim, bo jak nie to możesz stracić ich na zawsze.
— Już ich straciłem. Mallory myśli, że to ja skrzywdziłem Elliota, ona jest pewna, że przespałem się z Erin gdy oni ją tam katowali!
— Wiem Michael, ja to wszystko wiem, ale nie ma sytuacji bez wyjścia! Usiądziemy razem i coś wymyślimy, może poprosimy Cynthię!
— Ją? Ona mi w życiu nie pomoże! — odwarknął, siadając na fotelu w rogu pokoju.
— Nie doceniasz jej, może cię nie lubić, może mieć jakiś żal, ale ona jest matką. Zrozumie twój ból i będzie chciała wam pomóc, nie dla ciebie, ale dla waszych dzieci.
— Nie sądzę.
— Na szczęście nie ty tu jesteś od osądów — westchnąłem, a Michael spojrzał na mnie, jakby chwilę się wahając, po czym zapytał:
— Powiedz mi, tak szczerze, dlaczego mi pomagasz?
— Nie pomagam ci, pomagam jej. Mallory jest moją przeznaczoną i może jej nie kocham, ale to ja ją wciągnąłem w to gówno, to ja ją tu sprowadziłem, i czuję, że jestem jej coś winien. Więc proszę, wstań. Chodź, weź prysznic, a ja za ten czas posprzątam ten syf.
— Myślisz, że to wszystko pomoże? Uda mi się z nią porozmawiać, wyjaśnić?
— Na pewno nie zaszkodzi — odpowiedziałem z uśmiechem.Data opublikowania:
5 maj 2018

CZYTASZ
Obroń mnie
Manusia SerigalaDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...