Mallory:
— Kobiecie — wycedził Michael Santez, patrząc złowrogo na Mayersa.
— Jakiej kobiecie do jasnej cholery! — wykrzyknęłam, mimowolnie bardziej wtulając się w ramiona Theo.
— Och znasz ją Mallory, znasz ją. Ona tam była! Ona wszystko widziała! Zawsze cię obserwowała! — szeptał jak opętany, wpatrując się we mnie beznamiętnie.
— Zaraz rozpierdolę ci łeb, mów! — warczał Erick i kątem oka zauważyłam jak Sasha łapie go za ramię, powstrzymując przed atakiem.
Michael Santez przesuwał wzrokiem po mnie i alfie, aż w końcu zatrzymał się na mnie i wycedził imię, którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć:
— Arlise Serlosso Varhel.
Gdy to usłyszałam, wcale nie byłam zaskoczona faktem, że to ona maczała w tym palce, bo przecież od początku byłam tego pewna, ale usłyszenie tego potwierdzenia zmroziło mi krew w żyłach. Nie byłam pewna co do zamiarów Arlise, wiedziałam, że chce, by moje dzieci ją zastąpiły, ale czy aby na pewno?
Może i zbliżyłam się do Joslin, ale wciąż jej nie ufałam. Wiedziałam, jak silna jest więź matki i dziecka. Ja byłam pewna, że bez względu na wszystko będę trwała przy moich dzieciach, więc czy kochanka Neriosa była w stanie poświęcić własne dziecko? Czy Joslin faktycznie stała po mojej stronie w tej nierównej walce?
— Dlaczego to zrobiłeś, przecież wiedziałeś, co ona im zrobi! Wiedziałeś, że jest niebezpieczna! — wykrzyczałam, próbując się wyrwać ze szczelnego uścisku Theo. Chciałam za wszelką cenę zabić Santeza, jednak nie miałam szans z Mayersem:
— Zostaw Mallory, on nie jest tego wart, musimy odnaleźć Alayę — szeptał mi do ucha, próbując mnie uspokoić.
— Jak mogłeś Michael? — szeptałam w kółko, na co kąciki ust Santeza się lekko uniosły:
— Ona była zła, musiała zniknąć. Te dzieci nigdy nie powinny się urodzić.
— Michael na Boga! Ty też nie miałeś się urodzić, jesteś owocem zdrady. Gdyby nie naszojciec zginąłbyś w lesie! — żachnął się Erick. — Ty powinieneś zginąć, ale on dał ci szansę! Bo jesteś jego dzieckiem, więc jak ty mogłeś jej nie dać swojemu dziecku? Być może skazałeś własną córkę na śmierć!
Gdy usłyszałam słowo śmierć, zawyłam niczym zranione zwierze, a niebo przeszyła kolejna błyskawica, zaś wiatr ponownie wzmógł na sile.
— Co się dzieje? — zapytał niczego nieświadomy Theo.
— Ona musi się uspokoić — przekrzykiwał wiatr Erick, na co Theo spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem, po czym przekręcił mnie przodem do siebie i umieścił moją głowę w zagłębieniu swojej szyi, gładząc mnie prawą ręką po plecach.
— Ona żyje, ja wiem, że ona żyje — szeptałam cicho.
— Na pewno, znajdziemy ją Mallory, obiecuję, że pomogę ci ją znaleźć — mówił, tak cicho, że tylko ja mialam szansę to usłyszeć.- Ja też się martwię, cholernie się boję, ale nie odtrącaj mnie, pozwól mi przejść to z tobą. Ja naprawdę kocham te dzieci Mallory, pokochałem je, gdy tuż po porodzie podali mi je na ręce, pamiętam to, jak dziś. Były jeszcze w mazi poporodowej, takie małe i kruche. Byłem przy nich, jak stawiali pierwsze kroki, pamiętasz, że pierwszym słowem Aresa było moje imię? — zapytał cicho, a ja skinęłam głową. — Wiem, że nie jestem ich biologicznym ojcem i naprawdę tego żałuję, ale byłem przy nich i traktuje ich jak swoje własne dzieci. Więc błagam, pozwól mi pomóc sprowadzić Alayę do domu i wróć ze mną, bez was jest on pusty — zakończył jednym tchem, a ja uroniłam łzę wzruszenia.
Żałowałam, że zostawiłam Theo, nawet nie pomyślałam o tym, że on też cierpi, w końcu to też były po części jego dzieci. Nie liczyło się to, że nie płynęła w nich jego krew, to on był w najważniejszych chwilach ich życia, on pomagał im stawiać pierwsze korki.
Niepewnie wyswobodziłam się z ramion Mayersa i wstałam, ze zdziwieniem zauważając, że pogoda się uspokoiła, choć nadal ciemne chmury przesłaniały niebo.
Czułam na sobie czujny wzrok całej trójki, lecz nie zwracałam na to uwagi, zbliżyłam się do Santeza który wciąż klęczał na ziemi i dwoma palcami uniosłam jego brodę, zmuszając go, by spojrzał w moje oczy.
Przyglądałam mu się chwilę, nic się nie zmienił od naszego pierwszego spotkania, jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie, a jego blizna wciąż pozostawała widoczna, dodając mu mrocznego charakteru:
-Gdzie ją poznałeś? Gdzie poznałeś Arlise? - zapytałam głośno i wyraźnie, a Santez przymknął oczy i uśmiechnął się lekko.
-Sama mnie znalazła, wiedziała, że chcę cię odzyskać, wiedziała jak mi pomóc i zrobiła to.
-Pomogła ci porwać Alayę? -zapytałam, mając nadzieję, że uda się dostrzec ją gdzieś na monitoringu.
— Och, zrobiła znacznie więcej — wyszeptał.
— Co masz na myśli Michael? — wtrącił się Erick, u którego boku pojawił się Rob Glossom, ściskający w rękach tablet:
— Chcecie wiedzieć, co zrobił? — wycharczał. — To on spowodował wypadek Cynthii i Avy — wypalił jednym tchem, patrząc z nienawiścią na Santeza, po czym widząc moją zszokowaną minę, podał mi urządzenie. — Scott zamontował kiedyś kamery na obrzeżach lasu, dopiero dzisiaj sobie o nich przypomniał, teraz już nie działają, ale wtedy... tego dnia.. — jego głos się łamał. — Nagrały wszystko.
Nie mogąc uwierzyć w słowa Glossoma, kliknęłam rozpoczęcie odtwarzania. Czułam, jak za moimi plecami staje Erick North, a to, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach.
Wyraźnie było widać jak na poboczu stoi auto, w którym siedzi Michael Santez. Bez trudu go rozpoznałam przez bliznę na jego twarzy. Wpatrywałam się bez tchu w nagranie, gdy nagle na ekranie pojawia się niebieska astra należąca do Cynthii. Chwilę później auto stojące na poboczu bardzo szybko ruszyło, wbijając się prosto w bok pojazdu, po czym wycofało się i odjechało.
Przeniosłam pełne łez spojrzenie na betę, gdy do moich uszu dobiegł głos Roba:
— Zabije go, zatłukę go gołymi rękami — wykrzyczał, po czym podbiegł i zaczął okładać go pięściami.
— Rob! — krzyknęłam, a Theo natychmiast złapał wilkołaka za ramiona, uniemożliwiając dalszą eskalację przemocy.
— Chciał zabić moje dziecko! Moją ciężarną kobietę, jak możesz go bronić?!
— Nie bronię go — odparłam chłodno. — Ale chcę wiedzieć dlaczego, dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam, przenosząc wzrok na Santeza.
— Ona powiedziała, że przyjedziesz, że wrócisz do watahy — wyszeptał, ocierając dłonią krew z twarzy.
— Kto? Jak się z nią kontaktujesz? — wtrącił Theo, wciąż trzymając za ramiona wściekłego Glossoma.
W tej samej chwili rozdzwonił się telefon. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym przenieśliśmy wzrok na Santeza, który sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej urządzenie, a następnie podał mi je z szerokim uśmiechem:
— To do ciebie kochanie — zaśmiał się cicho, a ja niepewnie ujęłam telefon.
Na wyświetlaczu widniał nieznany numer i informacja o przychodzącym połączeniu wideo. Niepewnie spojrzałam na Ericka, który skinął głową, a ja odebrałam telefon.
Na ekranie ujrzałam śpiącą Alayę, po czym do moich uszu dobiegł znajomy głos:
— Witaj Mallory — zadrżałam pod jego wpływem, doskonale rozpoznając, do kogo należy, po czym zassałam głośno powietrze, gdy kamera przekręciła się i ujrzałam osobę dzwoniącą:
— Ashley.
Data opublikowania:
26 października 2018

CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...