Mallory:
Byłam zmęczona, głodna i zamroczona, lecz nie poddawałam się. W chwili, gdy w końcu wynurzyłam się z ciemności i zaczęłam powoli przejmować kontrolę nad swoim ciałem, poczułam niezwykłą dumę z samej siebie. Wiedziałam, że miałam dla kogo walczyć, więc ani przez chwilę się nie poddawałam.
Mógł walić się cały świat, mogłam stracić przyjaciół, majątek, dom, a nawet walczyć z całym światem, bo póki miałam, dla kogo to byłam w stanie zrobić wszystko i znieść każdy ból. Nie posunęłabym się przed niczym, by utrzymać szczęście i bezpieczeństwo moich dzieci, bo to one były dla mnie najważniejsze. Były moim światem i nikt kto nie jest rodzicem, nie jest w stanie zrozumieć takiego poświęcenia. Nie można było tego porównać do uczucia pomiędzy kobietą a mężczyzną, bo rodzicielstwo to miłość bezwarunkowa, nieprzemijająca, wieczna...
Pomimo i mimo wszystko.
Po kres mych dni.
Do ostatniego oddechu.
Bez względu na koszty.
Zawsze będę walczyć o moje dzieci.
W ciemności było zimno, więc gdy tylko zaczęłam odczuwać ciepło, uśmiechnęłam się w duchu, bo już wiedziałam, że wygrałam. Udało mi się wydostać, wracałam do życia i odczułam ogromną ulgę, gdy gdzieś obok usłyszałam znajomy głos:
— Mallory? — dobiegło do mych uszu, a moje serce zabiło szybciej,
— Erick?
— Żyjemy? — zapytał niepewnie.
— Tak mi się wydaje.
— Kobieto przysięgam, że cię kocham jak siostrę, ale nigdy więcej nie dam się wciągnąć w takie akcje — wychrypiał, a ja zachichotałam.
— Dziękuję, że byłeś... — zaczęłam, lecz urwałam, gdy przeszkodził mi kobiecy krzyk:
— Mallory! — usłyszałam głos przyjaciółki i mimowolnie uśmiechnęłam się lekko, gdyż pamiętałam, że to ona dała mi siłę do powrotu. To Cynthia mnie przyciągnęła na powierzchnię, lecz zaraz mój uśmiech znikł, gdy przypomniałam sobie słowa, które tak bardzo mnie wzburzyły:
— Alaya? — zapytałam zaniepokojona, lecz blondynka pokręciła głową:
— Wszystko z nią w porządku, miałam nadzieję, że nasz słuchasz i wiedziałam, że to cię ściągnie do nas z powrotem.
— Dziękuję. Wszystko okej? No wiesz z tobą i..
— Tak, dzięki tobie zarówno ja, jak i moje dzieci mamy się dobrze. Bardzo ci dziękuję Mallory, nigdy nie odwdzięczę ci się za to, co dla mnie zrobiłaś. Chociaż nie mogę uwierzyć, jaka głupia byłaś, aż tak się poświęcając! Mogłaś umrzeć! Gdyby nie Erick..
— Oo, w końcu ktoś sobie o mnie przypomniał! — wtrącił North. — Może dalibyście nam coś do picia?
— O tak, masz rację! — pacnęła się w głowę Glossom i już po chwili mogłam rozkoszować się pitą przez słomkę zimną wodą.
Niespodziewanie zachłysnęłam się, w konsekwencji, czego oplułam cienką szpitalną kołdrę:
— Co to kurwa jest! — wrzasnęłam, wskazując na krwistoczerwony ślad po ugryzieniu znajdujący się na moim nadgarstku:
— Umm... Mallory... — zaczęła Cynth, lecz ja przerwałam jej ruchem dłoni:
— Nie ciebie pytam, North co ty kurwa zrobiłeś?! — krzyknęłam, nerwowo wymachując rękami.
— Przepraszam, nie było innego wyjścia! — próbował się bronić, lecz ja atakowałam go wściekle:
— Jak nie było? Co ty pieprzysz?! Jak mogłeś mi coś takiego zrobić! Nie jestem cholerną rzeczą, żeby mnie kurwa oznaczać! Może weź mnie jeszcze obsikaj jak pies!
— W sumie to nie zły pomysł — mruknął, a ja spojrzałam na niego, kompletnie nie rozumiejąc, o co chodzi. — Tylko niestety nie chce mi się siku, poczekasz? — zapytał, a jego twarz wyrażała czystą powagę. Patrząc na niego, nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem:
— Debil.
— A ja Erick North, miło mi — odparł, wystawiając język.
— No ładnie, kto by pomyślał, że chwilę temu walczyliście o życie — mruknęła Cynthia, uśmiechając się lekko. — Co zrobicie z oznaczeniem?
— A co mamy zrobić? Stało się, trudno. Nie zmienię tego, prawda jest taka, że gdyby nie Erick nie byłoby mnie tu, żyję dzięki niemu.
— Ale wiesz, z czym ono się wiąże? — upewniała się Glossom.
— Wiem, a wiesz, z czym się wiąże pokrewieństwo dusz? Sama dobrze wiesz, że ja i Erick nie doświadczyliśmy go tak, jak powinniśmy, może ugryzienie również nic nie zmieni?
— A co jeśli to tylko złudna nadzieja? — drążyła dalej.
— Och na boga, a co innego miałem zrobić Cynthio? Wolałabyś, żeby umarła? Tak? O to chodziło?
— Wiesz, że nie o to chodzi Ericku... — zaczęła, lecz North jej przerwał:
— Alfo! Jestem twoim alfą, nie kolegą.
— Nie przesadzaj Erick! — krzyknęłam, chcąc przerwać ich dyskusje.
— Ja przesadzam? Niech ona się zamknie! Myślisz droga Cynthio, że mi to jest na rękę? Nigdy już nie oznaczę kobiety swojego życia, zawsze będę w pewien sposób związany z Mallory! Pomyślałaś, choć przez chwilę jak ja się z tym czuję?! — ryknął Erick, a ja zadrżałam ze strachu.
— Erick ja przepraszam — wyszeptała cicho. — Ja po prostu nie mogę sobie darować, że przeze mnie to się stało.
— Jak to przez ciebie? — zapytałam, spoglądając na Cynthię.
— Bo gdyby nie ten cholerny wypadek to nie musiałabyś ratować ani mnie, ani Avy, wszystko byłoby dobrze!
— Cynthia... — zaczęłam, lecz mi przerwała.
— To moja wina — zaniosła się płaczem.
— Nie, to nie twoja wina.
— Nie usprawiedliwiaj mnie. Błagam, nie mogę tego znieść, wiem, że to wszystko stało się przeze mnie!
— Nie, uwierz mi nie, to wszystko nie stało się dlatego, że wam pomogłam — wyznałam, a Cynthia i Erick spojrzeli na mnie zdziwieni:
— J-jak to? — wyszlochała, patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
— Owszem nie wyszłam najsilniejsza z lecznicy po uzdrawianiu was, ale czułam się naprawdę dobrze. To nie stało się z twojej winy Cynthio — wyszeptałam, po czym z wahaniem dodałam. — To Alaya.
— Co Alaya? Nie rozumiem?
— To Alaya mnie skrzywdziła — odparłam cicho, a wzrok wszystkich skupił się na mnie.Data opublikowania:
31 maj 2018
CZYTASZ
Obroń mnie
WerewolfDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...