Mallory:
Gdy zajechałam pod szpital, na horyzoncie zaczęło pojawiać się słońce. Byłam strasznie zmęczona, gdyż niewiele spałam, ale adrenalina skutecznie napędzała mnie, zabierając senność w niepamięć.
Wysiadałam z auta na drżących nogach, niepewna tego, co czeka mnie, gdy przekroczę próg szpitala. Byłam tak zestresowana, że nie byłam w stanie rozłożyć wózka. Od przeszło piętnastu minut szarpałam się z nim, a on ani myślał ze mną współpracować.
— Jasna cholera — zaklęłam sfrustrowana.
— Może pomogę? — usłyszałam za plecami.
Instynktownie odwróciłam się, zasłaniając plecami otwarte drzwi samochodu, w którym znajdowały się moje dzieci. Moim oczom ukazał się wysoki, rudowłosy mężczyzna patrzący na mnie z rozbawieniem.- Przepraszam, nie chciałem pani wystarczyć.
— Nie, nic się nie stało — zaprzeczyłam, rozluźniając się. —Po prostu mój przyjaciel jest w szpitalu, a ja nie mogę rozłożyć tego cholernego wózka — wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
— Niech pani to zostawi, bo jeszcze coś się popsuje — westchnął, a ja obrzuciłam go spojrzeniem po czym niepewnie odsunęłam się.
Mężczyzna kucnął przy wózku, przyjrzał mu się chwilę, po czym zaczął coś majstrować. Po kilku minutach zdających się trwać wieczność z dumą wstał i zaprezentował mi rozłożony wózek:
— Och, bardzo dziękuję! — posłałam mu szczery i szeroki uśmiech.
Zadowolona, że w końcu mogę ruszyć do przyjaciela, szybko sięgnęłam do auta po pierwszy fotelik, a mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął w jego stronę rękę.
Niepewnie omiotłam go spojrzeniem i zagryzając wargę, z wahaniem podałam mu nosidełko z Alayą, a on wziął je ode mnie i zamieścił we właściwym miejscu.
— Na przyszłość, niech pani spokojnie podejdzie do tego, nerwami nic pani nie zdziała — rzucił, unosząc kąciki ust.
— Mallory, jestem Mallory — przedstawiłam się, wyciągając do niego rękę.
— Lenar — odparł, ściskając moją dłoń.
— Masz bardzo oryginalne imię.
— A i owszem, nie będę cię zatrzymywał, do widzenia Mallory. Coś czuję, że jeszcze się spotkamy — rzucił, niespodziewanie kończąc rozmowę, po czym zniknął w tłumie.
***
Gdy w końcu udało mi się przymocować foteliki, wpadłam z Elliotem do szpitalnego holu i na drżących nogach podeszłam do pielęgniarki siedzącej przy dużym biurku.
— Dzień dobry, szukam Theo Mayersa — wydyszałam, rozglądając się nerwowo, a kobieta obrzuciła mnie czujnym spojrzeniem.
— Obcym nie udzielamy informacji.
— Nie jestem osobą obcą, ja... — zaczęłam, lecz kobieta stanowczym głosem mi przerwała.
— Proszę zabrać te dzieci z placówki, przeszkadzają pacjentom.
— Ciekawe w jaki sposób, bo z tego co widzę to śpią, a mój brat stoi tu obok mnie, poza tym nie widzę tu żadnych pacjentów.
— Brat, jasne. Puściła się i teraz się wstydzi! A rozkładać nogi w młodym wieku to pani wstyd nie było! — wykrzyczała, a mnie zamurowało.
— Nie było, a co, zazdrości pani? Bo tak patrząc na pani zachowanie, to chyba dawno nikt Pani nie przeleciał — odpowiedziałam, nie mogąc się pohamować.

CZYTASZ
Obroń mnie
LobisomemDruga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się poukładać na nowo swoje życie, co nie okazuje się być takie łatwe. Mężczyzna, który ją zawiódł pono...