Rozdział 1

4K 143 38
                                    

Dla niektórych rzeczy warto zostać zdrajcą.

Te słowa wbijają się w moją czaszke i rozbrzmiewają w niej echem. Kompletnie mnie zamurowuje. Wpatruję się w brata szeroko otwartymi oczami. Nie mogę uwierzyć, że to powiedział, a tym bardziej, że naprawdę w to wierzy.
Zawsze wydawało mi się, że znam Caleba, a on zna mnie, ale najwyraźniej się myliłam.

Caleb nie jest cichym, uczciwym Altruistą. To ktoś, kto z łatwością potrafi zaplanować zarówno niezauważony spacer kandydatek po pałacu w środku nocy, ale też ktoś, kto spiskuje za plecami wszystkich, którzy mu ufają i których teoretycznie powinien kochać. Powinien mi powiedzieć. Powinien mi ufać.

To zaczyna boleć dokładnie w tej samej chwili, w której o tym pomyślałam. A jeśli Caleb mnie nie kocha? Jeśli wcale nie zależy mu na mnie tak bardzo, jak zawsze twierdził? Albo raczej jak sama to sobie wmawiałam?

- Warto - powtarzam po nim, zaciskając żeby. - Są rzeczy, dla których warto - Czuję, że w moich oczach zbierają się niechciane łzy, w gardle czuję gule, której nie potrafię się pozbyć. - Warto zdradzić mnie, rodziców, swoich przyjaciół i monarchię. Warto...

- Stój - Caleb podnosi ręce w obronnym geście, a ja o dziwo rzeczywiście milknę. Łzy spływają po moich policzkach, ale nie mam siły z nimi walczyć. - Wolnego, Bet - upomina mnie ostro. - Zacznijmy może od tego, że nigdy nie zrobiłem nic, co zaszkodziłoby tobie lub naszym rodzicom. Nawet jeśli w w tej chwili trudno ci w to uwierzyć.

- Chcę wyjaśnień - mówię i podnoszę wzrok na człowieka, którego prawdopodobnie mogę nazywać bratem. Którego kiedyś tak nazywałam.

Chłopak kiwa głową.

- Wiem o tym - wzdycha, przesuwając ręką po włosach. - I tak, prędzej czy później, musiała byś się dowiedzieć. Chodźmy - Caleb podchodzi do drzwi.

- Chodźmy? - powtarzam z niedowierzaniem. - Dokąd? Na zewnątrz są...

Chcę powiedzieć, że na zewnątrz są rebelianci, ale chłopak rzuca mi przez ramię krótkie spojrzenie, które niemiłosiernie mnie irytuje. Przesłanie jest jednak jasne.

Serio, Bet? Serio?

No tak, przecież ci wszyscy przestępcy to jego kumple.

- Zobaczysz - otwiera drzwi i wyciąga rękę w moją stronę. - Zaufaj mi.

Prycham i wychodzę na korytarz, ignorując jego dłoń. Kątem oka rejestruję jego twarz - zabolało go to. Nie mogę jednak nic poradzić na to, że nie potrafię w tej chwili być dla niego miła.

Po korytarzu krąży kilku bezfrakcyjnych i gwardzistów. To połączenie powinno wywołać eksplozję, ale nie widać żadnej walki, mężczyźni, a także kilka kobiet, mijają się bez słowa albo wymieniając się krótkimi uśmiechami.

Co tu się do cholery dzieje?

Przy poręczy schodów zauważam Uriaha i Petera, którzy pochyleni nad jakimś papierem dyskutują o czymś, żywo gestykulując. Ich widok powinien mnie uspokoić, ale zamiast tego jeszcze bardziej się denerwuję. Jestem wściekła i przerażona jednocześnie. Staram się, żeby to pierwsze uczucie było bardziej widoczne.

- O, Cal... - mina Uriaha rzednie, kiedy mnie zauważa. - Beatrice.

- Co ci się stało? - Peter lustruje mnie wrokiem od stóp do głowy, zatrzymując spojrzenie najpierw na podartej sukni, a potem na mojej twarzy, na której mógł się już pojawić jakiś siniak. - W porządku?

Mam ochotę coś odwarknąć, ale powstrzymuje mnie autentyczna troska w jego oczach. W odpowiedzi tylko kręce głową.

- Mamy problem - wyjaśnia szybko Caleb. - Knox, Bradley i Fernando wleźli do jej pokoju.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz