Rozdział 45

1.8K 89 112
                                    

- Hej - Tobias zerka na mnie, ale zaraz potem spuszcza wzrok na podłogę. - Możemy pogadać?

Nie byłam idiotką, żeby mieć nadzieję, że przyjdzie do mnie z kwiatami i czekoladkami w ramach przeprosin, ale mimo wszystko cieszyłabym się, gdyby jego twarz nie wróżyła nadciągającej burzy. Obawiam się jednak, że tak własnie jest.

- Dopiero co przestaliśmy - zauważam cicho, ale wpuszczam go do środka. Wygląda na jeszcze bardziej zmęczonego niż wcześniej. - Słuchaj, przepraszam...

- Nie, Beatrice, proszę - Chłopak wyciąga ręce w moją stronę, ale mnie nie dotyka. - Daj mi mówić, dobrze?

Waham się przez chwilę, po czym kiwam głową. Cokolwiek chcę mu powiedzieć, to może zaczekać, bo naprawdę wygląda kiepsko. Przez to zapominam nawet o całym gniewie, który czułam wcześniej i zaczynam się po prostu martwić.

- Tobias... Wszystko w porządku? - pytam ostrożnie, a on spogląda na mnie z pobłażaniem i kręci głową. Zaciskam powieki, przeklinając własną głupotę. - Racja.

- Usiądziemy? - proponuje brunet, więc przytakuję i siadamy obok siebie na łóżku. Czekam, aż zacznie mówić, ale on zamiast tego obejmuje moje dłonie swoimi i przez chwilę się im przygląda. Dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo brakowało mi jego dotyku, mam ochotę się rozpłakać, roześmiać i go pocałować. - Posłuchaj, myślałem o tym, co się ostatnio wydarzyło i co ci dzisiaj powiedziałem. 

- Tobias... - Pokręciłam głową, ale nie pozwolił mi nic powiedzieć.

- Nie przyszedłem cię przeprosić, jeśli tak pomyślałaś - oznajmia, przez co ściska mi się żołądek. - Dalej uważam, że to co zrobiłaś było głupie. Najpierw bez żadnego przygotowania rzuciłaś się do walki, potem postanowiłaś dołączyć do rewolucji, a na koniec prawie wywołałaś własną. Przypadkiem.

- Wiem, że nie powinnam tego mówić!

- Bet, nie ma znaczenia, co wiesz teraz, ale to, w co wierzyłaś, kiedy to robiłaś. Pamiętasz, jak powiedziałaś, że nie należy oceniać ludzi po tym, z jakiej frakcji pochodzą? - Kiwam głową. - Przyznałem ci rację, bo sam nienawidzę tego systemu. Mówią nam, jak mamy się ubierać, co mówić i jakie wartości wyznawać. Nikogo nie obchodzi, kim jesteśmy.

- Właśnie dlatego powinniśmy z tego zrezygnować! - oznajmiam z nową dawką entuzjazmu. Tobias uśmiecha się lekko, więc przesuwam dłonie na jego szyję. - Przemyślałam to wszystko. Mogłoby się udać, gdyby tylko...

- Bet - Chłopak delikatnie głaszcze mój policzek. - Uwielbiam twój zapał do stawiania świata na głowie. - Uśmiecham się szeroko i pochylam w jego stronę, jego usta są tylko kilka centymetrów od moich. Przymykam oczy, ale zaskoczona marszczę brwi, kiedy mnie od siebie odsuwa. - Ale to tak nie działa. Świat... nie możesz go tak po prostu naprawić tylko dlatego, że chcesz.

- Do czego zmierzasz? - pytam, czując zimne dreszcze na plecach. W tej chwili tak bardzo chcę go pocałować i jakaś część mnie wie, że to może być moja ostatnia okazja.

- Przemyślałem wszystko. Jesteś świetną dziewczyną. I wcale nie jesteś głupia, jesteś inteligentna i urocza...

- Tobias, nie rób tego - Spoglądam na niego z przerażeniem, ale on mnie ignoruje, jakby już mnie tu nie było. 

- ...i piękna. A ja jestem naprawdę szczęśliwy, że mogłem cię poznać - Po tych słowach wzdycha i wstaje. - Jutro stąd wyjedziesz.

- A co z nami? - naciskam dalej. - Co z Eliminacjami?

Nie wiem, skąd biorę siłę, żeby go o to pytać. Jakaś część mnie wciąż pamięta czasy, kiedy nie wierzyłam, że mógłby chociażby na mnie spojrzeć. Teraz jednak wiem, że to, co jest między nami jest prawdziwe i nie powinniśmy tego niszczyć. Mam tylko nadzieję, że nie zrozumiałam tego zbyt późno.

- Są inne dziewczyny, Beatrice. Nie obraź się, ale zostało mi jeszcze osiem kandydatek. Siedem, jeśli odliczyć Christinę - precyzuje. - Jest Marlene... - Macha ręką w powietrzu, jakby chciał podać jeszcze jakieś imię, ale żadne nie przychodziło mu do głowy. - Żegnaj, Bet - mówi w końcu i rusza w stronę drzwi. A ja nie mogę pozwolić mu wyjść, bo wtedy naprawdę go stracę.

- Tobias, nie! - krzyczę i zrywam się na równe nogi. Momentalnie podbiegam do niego i bez namysłu zarzucam mu ręce na szyję, mocno przyciskam wargi do jego warg. Wiem, że zachowuję się jak desperatka albo wariatka, może nawet obydwa, ale nie dbam o to. Nie mogę opuścić pałacu, on nie może mnie wyrzucić...

- Dość! - Chłopak gwałtownie odpycha mnie od siebie z taką siłą, że cofam się o kilka kroków i przewracam z powrotem na materac. W jego ciemnych oczach widzę ból, ale nie jestem w stanie tego zrozumieć. Jeśli cierpi, to dlaczego mi to robi? Dlaczego robi to nam? - Już postanowiłem. 

Drzwi zamykają się za nim z głośnym hukiem, a ja jeszcze przez dłuższy czas nie wpatruję się w nie z niedowierzaniem. To nie mogło się naprawdę wydarzyć, prawda? Nie mógł mnie odesłać! Nie teraz!

Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Nie teraz? Więc kiedy? Chyba tak naprawdę nigdy nie byłabym na to gotowa, ale równocześnie nie sądziłam, że to może się stać.

Nabieram powietrza w płuca, wstaję i wygładzam włosy, wycieram łzy. Wciąż tu jestem. Dalej jestem w pałacu, co oznacza, że wciąż biorę udział w Eliminacjach. 

Wciąż tu jestem. Mam jeszcze czas, mogę to wszystko naprawić.

Nie ma opcji, żebym stąd wyjechała. Nie wyjadę.

Okay, wiem, że rozdział krótki, ale muszę wam to zrobić (i zauważcie, że jest piątek!). 
Myślicie, że Tris wyjedzie i taki będzie koniec tego wszystkiego? Co myślicie o takim zakończeniu?

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz