Rozdział 31

1.9K 85 56
                                    

To jest porażka. Nie wiem nawet, jak zacząć.

Wieczorem siedzę przy biurku, w ręce ściskam długopis, a na blacie przede mną leży plik czystych kartek i instrukcja od Tori.

1. Zastanów się nad największymi problemami naszego miasta.

Szczerze mówiąc nie jest to zbyt pomocne, sama bym na to wpadła. Wiele by mi natomiast ułatwiło, gdyby ktoś wypisał mi wszystkie problemy Chicago.

2. Zastanów się nad najlepszymi potencjalnymi rozwiązaniami.

Skoro nie mam problemu, jak mam wymyślić rozwiązanie?

Odchylam głowę do tyłu i pocieram twarz rękami. Przecież przez szesnaście lat musiałam zauważyć jakieś poważniejsze problemy. Zaczynam szukać czegoś w swoim najbliższym otoczeniu i nagle do głowy przychodzi mi Caleb. Przecież trafił do wojska wbrew swojej woli, podobnie jak kilkadziesiąt innych chłopaków w pewnym przedziale wiekowym.

Pochylam się nad kartką i szybko zapisuję na niej jedno słowo. Pobór. Zaraz potem je skreślam. To nie pobór jest problemem, ale brak ludzi w armii. Pobór jest rozwiązaniem. Pytanie więc brzmi, jak można zaradzić potrzebie siły ludzkiej bez konieczności wcielania osób takich jak mój brat?

Zapisuję to szybko na kartce, a potem zaczynam się zastanawiać nad kolejnym problemem, na wypadek gdyby nie udało mi się znaleźć rozwiązania dla tego pierwszego.

Kiedy w końcu udaje mi się uchwycić jakiś temat słyszę pukanie do drzwi i pomysł od razu mi ucieka.

Cholera.

Odkładam długopis i ruszam do drzwi. Czuję się, jakby moje ciało brnęło przez wodę, jestem strasznie zmęczona. Na widok stojącego w progu Tobiasa od razu się ożywiam.

- Hej - uśmiecham się szeroko i przytulam go bez zastanowienia.

- No hej - śmieje się, ale odwzajemnia gest. - Coś ty taka wylewna? Okres masz?

Piorunuję go wzrokiem. Ponosi ręce w geście kapitulacji.

- No dobra, dobra - wchodzi do pokoju i zamyka drzwi. - Przepraszam, ale będziesz musiała się w końcu przyzwyczaić do mojego poczucia humoru.

- Chyba raczej do jego braku - odpowiadam, ale nie potrafię się przy tym lekko nie uśmiechnąć.

Tobias kręci głową i powoli podchodzi do biurka.

- Co to? - pyta, spoglądając na leżące na biurku papiery.

- Zadanie od Tori - odpowiadam, opierając się o blat. - Mamy wymyślić projekt, który jakoś pomoże naszemu miasto.

Chłopak przez chwilę nic nie odpowiada, tylko czyta instrukcje, a potem zerka na moje ubogie notatki.

- To nie jest zadanie od Tori, tylko od mojej matki - mówi w końcu. Unoszę brwi, zaskoczona, ale on tylko odkłada papiery i kręci głową. - Masz jakieś pomysły?

- Jak narazie tylko kombinuję coś z poborem. Wiem, że to jest potrzebne, ale musi istnieć lepszy pomysł na zasilanie armii.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz