Rozdział 6

2.2K 116 91
                                    

Najpierw Lena, potem Christina, a teraz ja. Z pozostałych w pałacu piętnastu kandydatek trzy zostały już zaatakowane, co oznacza, że jeszcze jedenaście ma podzielić nasz los.

To oczywiste, że Nita (albo jakaś inna kandydatka) nie odpuści, dopóki któraś z dziewczyn się nie załamie.  Dwie pierwsze pułapki na pewno miały zniechęcić kandydatki do dalszej rywalizacji i chociaż wiem, że szkło w butach też było ciosem poniżej pasa, to chyba tym razem osoba, która dolała coś do mojego mydła, posunęła się za daleko. Przecież gdybym cała weszła do wanny z czymś takim mogłabym umrzeć! 

Kładę się na łóżku i wpatruję się w sufit. Po chwili sięgam po broszkę i obracam ją w rękach, przyglądając się odbijającemu się od niej światłu. Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich dwóch dni wydarzyło się coś ważnego, co umknęło mojej uwadze. Jestem pewna, że wśród wszystkich nowych informacji, które musiał przetworzyć mój mózg, jedna się gdzieś zapodziała i będzie musiała zaczekać, aż w końcu ktoś ją odkopie, ponieważ ja nie potrafię tego zrobić.

Rozglądam się po pokoju. Przez chwilę chcę powiedzieć, chociażby tylko do samej siebie, że jeśli Nita chce wojny, to będzie ją miała. Po chwili jednak uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie nic jej zrobić. Ani ja, ani żadna inna z kandydatek, ani nawet Caleb. 

Tobias. Tylko on może mi teraz pomóc. 

Zerkam na zegarek. Zbliża się dziewiąta, czyli godzina, po której ludzie na zewnątrz nie mogą wychodzić z domów, a ja powinnam być w swojej sypialni.

To oznacza, że muszę zaczekać do rana.

To oznacza, że muszę się pośpieszyć.

Wychodzę na korytarz i bez wahania ruszam w stronę schodów. Wejścia na trzecie piętro pilnuje dwóch gwardzistów - niski chłopak z włosami w kolorze zgniłej marchewki i Will. Na widok tego drugiego uśmiecham się lekko. Dzięki niemu łatwiej mi będzie dostać się do księcia. 

Przez chwilę mam nawet nadzieję, że uda mi się przejść po prostu obok strażników, jednak ci zastępują mi drogę, jeszcze zanim postawię stopę na pierwszym stopniu.

- Ja do księcia - wyjaśniam. - Śpieszę się - dodaję.

- Jego wysokość jest teraz zajęty - mówi blondyn oficjalnym tonem, a drugi chłopak kiwa głową. - Nie może panienka do niego pójść. 

- To ważne - protestuję. - Bardzo.

Rudy chłopak kręci głową.

- Przykro mi, ale to niemożliwe - Will patrzy na mnie z żalem. - Proszę wrócić do siebie.

- Ale ja...

- Co tu się dzieje? - słyszę znajomy głos.

Odwracam się i widzę kolejnego gwardziste. Czuję ulgę na widok jego zielonych oczu.

- Gwardzisto Hayes - kiwam mu głową, mając nadzieję, że zrozumie moje błagalne spojrzenie.

- Lady Beatrice - odpowiada tym samym, kącik jego ust nieznacznie drży.

- Panienka chce się spotkać z księciem - wyjaśnia Will. - Tłumaczę jej, że to niemożliwe, ale...

- Panienka pozwoli ze mną - Peter gestem ręki wskazuje na korytarz, z którego przyszłam.

Wzdycham sfrustrowana. Skoro on mi nie pomógł, to w tej chwili już nie mam żadnej szansy na wejście na trzecie piętro. Może gdyby Peter i Caleb stali na warcie, mogliby mnie przepuścić, ale w obecnej sytuacji...

W milczeniu oddalamy się od Willa i rudego chłopaka, który cały czas tylko kiwa głową. Peter otwiera drzwi do mojego pokoju i jako pierwszy wchodzi do środka, jakby był u siebie.

- Co się stało? - pyta, odwracając się do mnie.

- Słyszałeś o tym, że ktoś sabotuje kandydatki? - przytakuje - No to teraz komuś zachciało się sabotować mnie, ale oberwało się Allie - kiedy tylko wymawiam te słowa mój głos się załamuje.

Zakrywam usta ręką i biorę głęboki wdech, żeby się uspokoić i nie wybuchnąć płaczem przy Peterze.

- Muszę się spotkać z księciem - mówię, a potem przypominam sobie, że Peter jest rebeliantem i nie bardzo obchodzi go tytuł Eatona. - Z Tobiasem - poprawiam się.

O dziwo chłopak jest jedyną osobą, wobec której nie żywię urazy. Tobias i Caleb, z w ł a s z c z a Caleb, powinni mi powiedzieć, ale Peter nie miał żadnego sensownego powodu, żeby to robić.

- Niestety nie mogę pomóc ci dostać się na trzecie piętro - chłopak uśmiecha się smutno, a ja czuję jak ulatują ze mnie resztki nadziei. - Mogę ci tylko powiedzieć, dlaczego Will i Drew nie chcą cię wpuścić na górę. Nie licząc oczywiście faktu, że nie masz tam wstępu.

Splatam ze sobą palce i wpatruję się w niego w oczekiwaniu.

- W związku z wczorajszą "kontrolą systemu zabezpieczeń" - Peter rysuje cudzysłów w powietrzu - Marcus zwołał specjalną konferencję. Obecność Tobiasa jest oczywiście obowiązkowa. Spotkanie będzie się prawdopodobnie ciągnąć do późnej nocy.

- W związku z "kontrolą" - też rysuję cudzysłów - czy "kontolą"?

- Po prostu "kontrolą". O "kontroli" numer dwa nikt się nie dowiedział.

Kiwam głową w zamyśleniu. Muszę porozmawiać z Tobiasem, nie mogę czekać do jutra. Nagle przychodzi mi do głowy pewien pomysł.

- Co będziesz robić do zakończenia spotkania?

- Do północy jestem na służbie - odpowiada. - Czemu pytasz?

- Jeśli będziesz mógł, powiesz mi, że spotkanie się skończyło?

Peter zastanawia się przez chwilę, po czym wzrusza ramionami.

- Jasne. Ale jeśli myślisz, że potem będę mógł zaprowadzić cię...

- Nie, nie - zapewniam go szybko. - Chcę tylko, żebyś powiedział mi, kiedy Tobias będzie już u siebie. I nic poza tym.

Chłopak wygląda na odrobinę zaskoczonego, ale dość szybko się opanowuje.

- Dobra - mówi w końcu. - Powiem ci. Spodziewaj się mnie około północy. W razie czego przyśle kogoś innego, zaufanego. Ale raczej to będę ja.

- Dziękuję - uśmiecham się.

- Jestem twoim dłużnikiem, pamiętasz? - puszcza mi oczko, posyłając mi jeden z tych swoich krzywych uśmieszków. - I na pewno nie zamierzam spłacić tego długu w tak banalny sposób.

Odprowadzam go do drzwi. W ramach pożegnanie Peter bierze moją rękę i podnosi ją, do ust, tak jak zawsze to robił, zamiera jednak, jakby się rozmyślił, kiedy jego twarz znajduje się na wysokości mojej szyi.

- Ładna broszka - mówi, po czym szybko całuje rękę i wychodzi, nie odzywając się już ani słowem.

~~*~~

Ktoś potrząsa moim ramieniem. Leniwie otwieram oczy i widzę zielone tęczówki Petera. Musiałam zasnąć czekając na niego, chociaż miałam zamiar czekać na jego przyjście przez te kilka godzin.


- Hej - odzywam się, przecierając zaspaną twarz.

- Spotkanie skończyło się dziesięć minut temu - informuje mnie chłopak. - Tobias powinien być za chwilę u siebie. Ostrzegam, że przy wejściu na schody jest Daniel.

- Dobra, dzięki - uśmiecham się do niego i wstaję z łóżka. - Nie przejmuję się Danielem, mam pomysł, który zakłada ominięcie schodów.

Peter marszczy brwi.

- Chyba wolę nie wiedzieć jaki - przyznaje. - Jeśli nie jestem ci w tej chwili potrzebny, to za pozwoleniem pójdę spać.

- Pewnie, idź. Dobranoc.

- Nawzajem - chłopak porusza brwiami.

Wzdycham i zamykam za nim drzwi. Ten gość jest momentami nie do zniesienia.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz