Rozdział 30

2.1K 98 82
                                    

Cała reszta dnia wypełniona jest mieszanką wszystkich możliwych emocji - od euforii przez obojętność aż po rozpacz.

Zaraz po obiedzie wszyscy dostają trochę czasu. Tori poinformowała nas, że ci, którzy muszą, mają wykorzystać go na pakowanie się. Nikt nie mówi, że to czas na pożegnanie.

Gdy Tobias odsyłał pierwsze kandydatki, minęły dopiero dwa tygodnie od rozpoczęcia Eliminacji. Teraz, kilka miesięcy później, więzi między wszystkimi dziewczynami są o wiele silniejsze, przez co wszystkim przychodzi to z trudem.

Oczywiście nie licząc takich osobistości jak Molly, za którą pewnie nikt tęsknić nie będzie.

Patrzę na deszcz za oknem.

Już czas.

Powoli podnoszę się z krzesła i podchodzę do drzwi. Od początku wiedziałam, że przyjaźnie zawarte podczas Eliminacji nie mają racji bytu, ale nie wiem, czy przez to nie są jeszcze silniejsze.

W holu zebrała się spora grupa ludzi: rodziny, kandydatki, pokojówki... Przez całe dwie minuty nie potrafię się w tym wszystkim odnaleźć, w końcu jednak ktoś chwyta mnie za ramię.

- Siemka, Sztywniaczko - Lynn uśmiecha się do mnie. Chociaż wszystkie pozostałe dziewczyny, które dzisiaj wyjeżdżają, dalej mają na sobie suknie, Nieustraszona ma na sobie czarną kurtkę i spodnie moro. W tym stroju wygląda o wiele realniej. - Przyszłaś kopnąć mnie w tyłek na drogę?

Marszczę brwi.

- Ja tylko...

- Oj, daj spokój, przecież tylko żartuję! - uderza mnie lekko w ramię. - Zabiłabym cię, gdybyś nie przyszła się pożegnać.

Odwzajemniam uśmiech.

- Nie jesteś zła? To znaczy, czy nie jest ci żal, że wyjeżdzasz?

Lynn wzrusza ramionami.

- Nie. Prawdę mówiąc, ani trochę. Sama poprosiłam Tobiasa, żeby mnie odesłał.

- Poważnie? - wytrzeszczam oczy.

- No. Dwa dni temu rozmawiał z Shauną i powiedział jej, że planuje ją odesłać. Przyszła do mnie załamana - Lynn spogląda na stojącą kilka metrów dalej siostrę. - Polubiłam Tobiasa, mógłby być moim dobrym kumplem, ale to Shauna ewidentnie na niego leci. Postanowiłam dać jej trochę czasu.

- To bardzo szlachetne z twojej strony - śmieję się.

- Odpuść - przewraca oczami. - Poza tym, i tak wolę dziewczyny.

Podnoszę na nią zaskoczone spojrzenie, ale ona tylko mnie przytula.

- Pilnuj, żeby Mar nie zrobiła nic głupiego - prosi, dopiero potem się ode mnie odsuwa. - Mogę na ciebie liczyć?

Kiwam głową.

- Zawsze - obiecuję.

- No to żółwik - Wyciąga w moją stronę zaciśniętą pięść. Niepewnie uderzam w nią swoją pięścią. - I gitara. Do zobaczenia na czyimś weselu.

Puszcza mi oczko, po czym rusza w stronę Shauny, która rozmawia z ich mamą i młodszym bratem, który musi być w wieku Rose. Przypominam sobie, że ma na imię Hector.

Wzdycham, patrząc na oddalające się plecy Lynn. Ze wszystkich kandydatek, które dzisiaj pożegnam, jej będzie mi brakować najbardziej.

Poprawiam materiał sukni, po czym ruszam w stronę swoich rodziców, po drodze krótko żegnając się z Nicole. Od razu widzę, że dziewczyna ma pretensje do całego świata i dlatego nie zamierzam dodatkowo jej denerwować.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz