Rozdział 37

1.8K 89 33
                                    

Ostrożnie wystawiam głowę z sypialni, nie chcąc wpaść na patrolującego korytarz gwardzistę. Kiedy uprawniam się, że w pobliżu nikogo nie ma, przebiegam pod drzwi pokoju Nity i przyciskam się plecami do ściany. Biorę głęboki wdech, jak przed skokiem do głębokiej wody, po czym bez pukania otwieram drzwi i wchodzę do pokoju.

- Nita? - odzywam się. W pokoju jest niemal całkowicie ciemno, a na podłodze leży sterta ubrań. - Jesteś tu?

- A gdzie miałabym być?

Marszczę brwi i niepewnie ruszam przez pokój. Gdy moje oczy w końcu przyzwyczajają się do ciemności, zauważam ją, leżącą w łóżku.

- Dlaczego nie zapalisz jakiegoś światła? - pytam, zatrzymując się tuż obok.

- Razi mnie w oczy - wyjaśnia. - Usiądziesz?

Zaskoczona zastygam na sekundę, ale potem siadam na brzegu materaca. Nigdy wcześniej Nita nie mówiła do mnie w taki sposób - szczerze mówiąc nie sądzę, by mówiła tak do kogokolwiek. Jej głos jest pewny, ale cichy i pozbawiony wywyższającego się tonu.

- Jak się czujesz? - Staram się dostrzec na jej twarzy jakieś skaleczenia.

Dziewczyna uśmiecha się lekko.

- Całkiem nieźle. Wciąż jest mi trochę słabo, ale trzymam się. Dzięki tobie.

Wytrzeszczam oczy, mam nadzieję, że Nita nie zauważy, w jakim jestem szoku.

- Dzięki mnie? - powtarzam, na co ona przewraca oczami.

- Tak! A myślisz, że co by się ze mną stało, gdyby nie twoja sztywniacka postawa? Uratowałaś mnie, chociaż wcale nie musiałaś i... - Wyraźnie widzę, że kolejne słowa z trudem przechodzą jej przez gardło. - Dziękuję.

Nie wiem, jak zareagować. Jej podziękowania powinny mnie ucieszyć, ale o wiele bardziej uderzyła we mnie moja sztywniacka postawa.

Dlaczego ostatnio wszyscy wspominają mi to, gdzie się urodziłam? Dlaczego wciąż powtarzają, że to, co robię, wynika z tego, kim jestem? Dlaczego nikt nie potrafi, a może nie chce uwierzyć, że postepuję zgodnie z własnym sumieniem, a nie zasadami swojej frakcji?

- Nie ma za co - odpowiadam głucho. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała, nie potrafię wykrzesać z siebie w tej chwili ani trochę entuzjazmu. - Każdy by tak zrobił. Jeśli to wszystko, pójdę już.

Podnoszę się z materaca, ale Nita nagle chwyta mnie za nadgarstek. Patrzę na nią. Nie przytrzymuje mnie dostatecznie mocno, bym nie mogła się wyrwać, mimo to jej spojrzenie nakazuje mi zostać. Znów siadam.

- Mylisz się - zapewnia mnie. - Wcale nie każdy. J a bym się na to na pewno nie odważyła. Nie dla wszystkich. - Przygląda się uważnie mojej twarzy, ale kiedy nie odpowiadam, ciągnie dalej. - Wykazałaś się nietylko bezinteresownością, ale i odwagą, której się po tobie nie spodziewałam.

- Do czego zmierzasz? - przerywam jej, bo czuję się trochę nieswojo, kiedy mówi to wszystko.

- Nie chcę się dłużej z tobą kłócić - przyznaje prosto z mostu. - Nie powiem, że źle cię oceniłam, ani nic w tym stylu, bo żadna z nas nie ma pewnie czasu na takie pierdoły. Ale wierz mi: chcę mieć w tobie sojuszniczkę.

Uśmiecham się lekko. Sojuszniczkę. Nie przyjaciółkę, ani nic z tych rzeczy. Sojuszniczkę. Z jakiś powodów wiem, że w ustach Nity to słowo ma o wiele większą wartość.

- Tak - mówię cicho. - Myślę, że właśnie sojuszniczki mi teraz potrzeba.

~~*~~

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz