Rozdział 11

2.2K 110 44
                                    

Przykładam dłoń do piekącego policzka. Mam ochotę rzucić się na Evelyn i drapać paznokciami po jej dumnej twarzy, aż krew zacznie skapywać na podłogę i zmyje wszystkie kłamwstwa, które wyszły z jej ust. Nie mogę tego jednak zrobić, bo karą za atak na królową jest coś więcej niż wyrzucenie z Eliminacji. W najlepszym wypadku skończyła bym na ulicy jako bezfrakcyjna. W najgorszym... Przestałabym oddychać.

Zaciskam usta, chociaż mam ochotę krzyczeć z bezsilności. Chcę coś zrobić, żeby Evelyn zrozumiała, że nie może tak sobie mną pomiatać, nawet jeśli z jakiś przyczyn uważa, że jest inaczej. Że jest ode mnie lepsza.

Czekam kilka minut, żeby nie musieć wracać w towarzystwie królowej, po czy wychodzę z pokoju. Według matki Tobiasa powinnam zrezygnować z Eliminacji. Ja uważam, że powinnam obmyślić plan, jak w nich pozostać.

Nagle jednak dopadają mnie wątpliwości.

Kiedy ona do niego podbiegła... Wyglądał na szczęśliwego. Więcej.
On b y ł szczęśliwy.

Nie wyjadę z pałacu, tak długo, jak długo Tobias chce, żebym tu była. A przynajmniej tak myślałam do niedawna. Teraz, chociaż to, co o mnie mówią, to nieprawda, i tak mam wrażenie, że Evelyn może mieć trochę racji.

Z całą pewnością nie jestem zabawką.
Za to może opcją?

Zatrzymuję się przed drzwiami Komnaty Dam. Nie mogę pokazać, że słowa królowej cokolwiek dla mnie znaczyły. Że mnie zabolały. Protestuję się i unoszę wysoko podbródek. Mogę się martwić, a nawet załamać, ale nie wolno mi tego zrobić przy pozostałych kandydatach.

Pamiętam, co kiedyś pomyślałam, patrząc na Nitę. Kto uczynił ją królową? Chcę, żeby teraz inne dziewczyny pomyślały to samo, patrząc na mnie.

Otwieram drzwi i ignorując wszystkich wokół ruszam do stolika, przy którym oprócz Christina i Susan, siedzą jeszcze Shauna, Marlene i Lynn. Idę zdecydowanym krokiem, ale nie śpieszę się, żeby nikt nie pomyślał, że uciekam.

Mam nadzieję, że przyniosło to zamierzony efekt.

- Mogę się dosiąść? - pytam, bo nie jestem pewna, czy któraś z Nieustraszonych nie uwierzyła plotkom. Opieram ręce ma oparciu wolnego krzesła.

- Jasne - Marlene poklepuje puste miejsce obok siebie. Uśmiecham się do niej z wdzięcznocią, chociaż kiedy tylko na nią patrzę, widzę uśmiech Tobiasa, kiedy ją przytulał, słyszę głos Caleba, mówiący o rebeliantach wśród kandydatek. - Nita cały czas się na ciebie gapi - informuje mnie Shauna.

- Zgaduję, że nie tylko ona - wzruszam ramiomami.

- Przyszliśmy, bo chciałyśmy z tobą pogadać - Marlene kładzie ręce na stole. - Czego chciała królowa?

- Postanowiła wytłumaczyć mi, że pewne zachowania są niestosowne i nie będzie ich tolerować - mówię nonszalnckim tonem, jakby w ogóle mnie to nie obchodziło.

- Ale przecież ty nic nie zrobiłaś! - protestuje Lynn, a ja patrzę na nią zaskoczona. - To znaczy, my nie wierzymy, że zrobiłaś. Nie jesteś taka.

- Dzięki - uśmiecham się, bo to naprawdę wiele dla mnie w tej chwili znaczy. - A co z Nicole i Lacey?

- To idiotki - Shauna macha ręką. - Uwierzą we wszystko, co się im powie.

Przypominam sobie wszystkie swoje rozmowy z Nicole i Lacey, wspólną grę w Nocnego Krykieta, wyjście na imprezę w Piwnicy. Żadna z nich nie wydawała się być głupia.

~~*~~

Kolejne dni mijają bez ważniejszych wydarzeń. Caleb i Allie wyszli ze szpitala, co jednak okazuje się być jedynym pozytywnym akcentem na szczycie wielkiej góry porażek.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz