Rozdział 9

2.2K 113 48
                                    

- Bet! - mój brat podbiega do mnie i chwyta mnie za rękę. - Chodź, szybko!

Natychmiast wstaję i pozwalam mu wyprowadzić się na korytarz, Peter idzie tuż za nami.

- Co się dzieje? -pytam zaniepokojona, czując, jak mój puls gwałtownie przyśpiesza.

- Rebelianci - odpowiada krótko Caleb.

- Znowu? - wyrzucam z siebie, na co chłopak kiwa głową. Z jego miny potrafię wywnioskować tylko jedną, ale za to bardzo cenną informację.

Bezfrakcyjni.

- Mamy zaprowadzić cię do schronu - odzywa się drugi chłopak.

Pod ścianą na końcu korytarza zauważam Tori, otoczoną przez pozostałe kandydatki.

- Beatrie! - Susan podbiega do mnie i mnie przytula, a później odsuwa się, żeby zrobić miejsce Christinie. - Martwiłyśmy się o ciebie! Cześć, Caleb - zwraca się do mojego brata.

- Witam, Lady Black - brunet kiwa jej głową z lekkim uśmiechem.

- Gdzieś ty była? - Christina patrzy mi w oczy, kiedy zadaje pytanie. Dziewczyna wygląda, jakby zupełnie zapomniała o naszej sprzeczce, a ja na pewno nie zamierzam jej o tym przypominać. Wiem, że rozpozna, jeśli skłamię, więc muszę się albo przyznać, albo bardzo postarać.

- Potem wam powiem - mówię tylko. Proste, a działa.

- Tutaj cię zostawię - Caleb odwraca mnie do siebie. - Będziesz bezpieczna.

- Caleb... - Nie potrafię znieść myśli, że za chwilę zostanę zamknięta w schronie, podczas gdy on będzie ryzykować życiem.

- Kocham cię - chłopak całuje mnie w czoło, po czym odwraca się i odbiega korytarzem, wcześniej jeszcze tylko zerkając na Susan.

Chcę za nim krzyknąć, ale głos grzęźnie mi w gardle. Spoglądam z rozpaczą na Petera. Wiem, że Caleb odszedł tak szybko tylko po to, żebym nie mogła go zatrzymać.

- Przypilnuje go - obiecuje gwardzista.

- Dziękuję - kiwam mu głową z powagą. - Ale... uważaj też na siebie.

- Beatrice - Christina ciągnie mnie za rękę w stronę wejścia do schronu. Odwracam się jeszcze, żeby zobaczyć, jak Peter znika za rogiem, a potem pozwalam jej i Susan zaprowadzić się do ukrytego pokoju, jednak myślami wciąż jestem w korytarzu na górze, wciąż widzę tył głowy Caleba, jak biegnie w stronę niebezpieczeństwa.

Oby to nie był ostatni raz, kiedy go widziałam.

Na dole spodziewam się zobaczyć rodzinę królewską, jednak oprócz nas jest tu jeszcze tylko sześć osób: czterech gwardzistów, w tym Will, oraz Uriah i Zeke Pedrad.

- Usiądźcie, dziewczęta - nakazuje Tori, a sama podchodzi do jednego z gwardzistów, który wygląda na najstarszego i zaczyna mu coś tłumaczyć.

Podchodzę do jednego z łóżek, na którym siadam razem z Susan i Christiną. Kandydatek jest prawie dwa razy więcej, więc jeśli atak potrwa dłużej będziemy musiały spać parami albo na zmianę, ale w tej chwili w ogóle mnie to nie obchodzi.

- Będzie dobrze - zapewnia mnie blondynka i uśmiecha się pocieszająco. Podziwiam ją za to. Ona też przecież długo zna Caleba, wiem, że jej na nim zależy, w ten czy inny sposób. Ona też musi się martwić.

- Pewnie masz rację - odwzajemniam uśmiech zastanawiając się, czy chcę przekonać ją czy siebie.

Po upływie około godziny, którą część dziewczyn spędziła pochlipując cicho, pare osób decyduje się zdrzemnąć. Wstaję z łóżka ustępując tym samym miejsca Christinie, po czym siadam na podłodze i obejmuje kolana rękami. Nie chcę wyglądać na przestraszoną, ale w takiej pozycji łatwiej mi wziąść się w garść.

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz