Rozdział 39

1.8K 80 52
                                    

Po treningu zupełnie nie czuję swojego ciała, jestem cieniem żyjącego człowieka. Wchodzę do pokoju i bez słowa opadam na łóżko. Zasypiam w ułamku sekundy, nie mam nawet czasu, żeby sobie wszystko poukładać.

Dla odmiany rano jestem tak bardzo świadoma każdego mięśnia, jak chyba nigdy wcześniej. Boli mnie dosłownie wszystko, mam problem nawet z głupim wstaniem z łóżka.

- Może wolisz dzisiaj zostać? - proponuje Allie, która jak na ironię wygląda doskonale. - Powiemy, że źle się czujesz.

- Nie - kręcę głową. - Muszę iść.

- Szczerze mówiąc mam ochotę zapytać, coś ty wczoraj robiła - odzywa się Hana - Ale chyba jednak sobie daruję. Przygotuję ci gorącą kąpiel, to powinno pomóc.

- Dzięki - W końcu zmuszam się, żeby usiąść, a potem zsuwam nogi z łóżka. To będzie ciężki dzień. 

Zanurzam się w wodzie i opieram o brzeg wanny tak, że właściwie tylko moja twarz zostaje na powierzchni. Wiem, że moje pokojówki są w pokoju, ale w ogóle ich nie słyszę. Dzięki temu łatwiej mogę się skupić.

Powoli, kawałek po kawałku, jakbym układała puzzle, odtwarzam w głowie wczorajszy trening. Kiedy byłam w Piwnicy miałam bardzo silne przeczucie, że jestem intruzem, że Niezgodni nie chcą mnie w swoich szeregach. Teraz, gdy mogę się nad tym na spokojnie zastanowić, zaczynam dostrzegać inne rzeczy. Marlene nie była do mnie wrogo nastawiona, chciała mi pomóc. Tak samo było z Susan - kiedy nie mogłam biec zaproponowała mi chwilę przerwy. Dlaczego nie odpoczęłam?

Ponieważ Caleb mi zabronił. Nie dosłownie, ale w jakiś sposób mi to uniemożliwił. Powtarzał, że dam radę. Wtedy wydawało mi się, że we mnie wierzył, ale gdy teraz przywołuję w pamięci wyraz jego twarzy, gdy o tym mówił, czuję się jeszcze gorzej, bo dociera do mnie, że chyba nie był tak szczery, jak mi się wydawało. 

Wychodzę z wanny i ubieram się w zwiewną błękitną sukienkę, którą wybrała dla mnie Jo. Kąpiel rzeczywiście trochę mi pomogła, ale nie na tyle, żebym nie utykała w drodze do jadalni, a potem do Komnaty Dam. Z każdą minutą czuję się gorzej, dlatego po prostu opieram głowę na podłokietniku kanapy i przysłuchuję się rozmowie Susan, Marlene i Shauny. Nie rozumiem, jak te dwie mogą wyglądać tak normalnie, skoro ja mam problemy z chodzeniem i najchętniej wróciłabym do łóżka. 

-...sama nie wiem - Shauna odpowiada na pytanie, którego nawet nie zarejestrowałam. - Dawno nie była na rance. 

- Tobias w ogóle przestał na nie ostatnio chodzić - zauważa Susan. - Domyślam się, że ma sporo na głowie, ale to i tak trochę... dziwne. Nie?

Marlene kręci głową.

- Wcale nie. I nie przestał. Jest teraz z Lacey, ale nie jestem pewna, dokąd poszli. 

Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły na zazdrość, a ta informacja nie robi na mnie żadnego wrażenia. Tobias może się spotkać z kim chce i robić na co tylko ma ochotę. Kompletnie mnie to nie obchodzi. 

- Christina! - Marlene prostuje się na kanapie i macha do Prawej, która przed chwilą opuściła stolik Darii i Leny. Zostało nas już naprawdę niewiele, a kiedy w dodatku Lacey jest na randce, w Komnacie Dam jest tylko osiem dziewczyn. Ile yo jeszcze potrwa? Dwa tygodnie? Miesiąc?

- Hej - Christina zatrzymuje się przed nami, ale nie siada. Rzuca mi szybkie spojrzenie, zanim uśmiecha się do pozostałych. - Co tam?

- Właśnie obgadujemy księcia - oznajmia entuzjastycznie Nieustraszona i przez chwilę znów jest dla mnie tą samą dziewczyną, którą poznałam na początku września. Prze kilka sekund zastanawiam się, co się stało z ludźmi, którymi wtedy byliśmy. Ja, Caleb, Susan... Czy dalej wracalibyśmy spokojnie ze szkoły i razem jedli lunch, gdybym tylko nie wysłała zgłoszenia?

Like To Be You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz