23

2K 270 45
                                    

Pojazd zatrzymał się na odpowiednim przystanku, a ja z gigantyczną gulą w gardle wysiadłem z niego modląc się o to, aby Sehun nie był na mnie zły.

Skąd on wie, że przyjechałem właśnie tym autobusem?

Śledzi mnie w jakiś sposób?

Odruchowo rozejrzałem się dookoła, jednak nie zauważyłem niczego wartego mojej szczególnej uwagi.

Powoli ruszyłem w stronę auta zaparkowanego na parkingu przed kawiarnią, przy którym stał elegancko ubrany mężczyzna trzymający w dłoniach dwa papierowe kubeczki z kawą.

Wyglądał tak, jak go zapamiętałem.

Garnitur, lakierki, krawat, biała koszula, wiercące w moim ciele dziurę spojrzenie.

Zaczynałem powoli wątpić w to, czy jest on prawdziwy.

Niby wiem, że każdy jego ruch utwierdzał mnie w tym coraz bardziej, jednak ta sytuacja wydawała się być nierealna, a sam Oh wymyślonym przeze mnie tworem.

Zatrzymałem się zaraz naprzeciw niego, wyginając usta w delikatnym uśmiechu.

- Jestem - mruknąłem, wyciągając ręce po ciepłą kawę trzymaną przez mężczyznę.

Ten jednak odsunął rękę, patrząc na mnie dość ostrym spojrzeniem.

- Nie zapomniałeś przypadkiem o czymś? - Spytał, oblizując dolną wargę.

Musiałem chwilę pomyśleć, co miał na myśli. W ostateczności podniosłem się na palcach, cmokając wyższego w policzek.

- Już jestem, tatusiu - to sprawiło, że w moich dłoniach pojawiła się idealna do picia kawa.

Tak jak wspominałem, była o wiele za słodka, a moja miłość do americano chyba nigdy nie zgaśnie.

- Idziemy? - Spytałem, wskazując głową na park znajdujący się po drugiej stronie ulicy.

Nie czekając na odpowiedź, ruszyłem przodem. Wiedziałem, że pójdzie za mną.

Światła zmieniły się na zielone, kiedy podszedłem do krawężnika, więc ze spokojem przeszedłem przez ulicę.

Zrównaliśmy krok dopiero przy bramie.

Sehun splótł nasze palce, chowając ręce do kieszeni swojego płaszcza.

Było to cholernie przyjemne, z racji tego, że zapomniałem zabrać z domu rękawiczki, a teraz moje ręce dosłownie zamarzały.

Ta, którą trzymałem ciepły kubek, była choć trochę rozgrzana, jednak ta trzymana przez Sehiego pozostawała lodowata, aż do tego momentu.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zły, albo coś... - zacząłem, przygryzając dolną wargę. - Powinieneś być w pracy.

- Mówiłem Ci już, że chcę się z Tobą zobaczyć, więc nie masz mnie za co przepraszać, zrozumiano? Twoja obecność mnie rozluźnia, powinienem Ci dziękować - przejechał kciukiem po mojej dłoni, skręcając w prawo.

Napiłem się słodkiego napoju, wzdychając ciężko. Musi mieć naprawdę ciężką pracę, bardzo mu współczuję.

Chodziliśmy po parku w ciszy, ciesząc się w miarę dobrą pogodą.

Słońce świeciło, chociaż temperatura mogłaby choć trochę podskoczyć.

Minus piętnaście stopni na słońcu nie jest dobre, jeżeli chodzi o długie spacery.

- Usiądziemy? - Zatrzymałem się przy jednej z wolnych ławek, kiedy przechodziliśmy obok stawku otoczonego niskim płotkiem, aby dzieciaki do niego nie powpadały.

Anti Virgin I Chanbaek I CzatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz