20. - "Byłem dzielny"

3.3K 163 24
                                    

Nick:

Pijąc kawę, próbuję przekonać syna, żeby poszedł ze mną do lekarza. Sophie się poddała i wyszła na uczelnie. Mały wprost boi się chodzić do przychodni, a także szpitali. A jak usłyszy o strzykawkach, to wpada w histerię.

- Skarbie, nie płacz. - odkładam kubek na stół i kucam przed synem, aby się uspokoił.

Przytula się do mnie, przecierając czerwone od płaczu oczy. Biorę go na ręce i podchodzę do okna.

- A jak pójdziemy późnej na ogromną porcję lodów? - proponuję, jednak ten kręci głową. - Zabiorę cię do Nowego Jorku w przyszłym roku. - nawet to go nie przekonuje. - To może pojedziemy do babci?

Patrzy na mnie, a następnie kiwa lekko głową.

- No widzisz, możemy się dogadać. - całuję jego czoło.

Stawiam go z powrotem na podłogę, aby mógł iść do swojego pokoju. Mam nadzieję, że przejdzie mu strach przed lekarzami, bo niedługo czeka go wizyta u dentysty...

***

Siedząc w poczekalni z synem na kolanach, otwieram jego książeczkę zdrowia. Nigdy wcześniej do niej nie zaglądałem, więc czas najwyższy. Na pierwszy rzut oka, to nic ciekawego, jednak, gdy patrzę na jego grupę krwi, coś mi nie pasuje. Jak to możliwe, że on ma grupę zero, a ja AB?! Sophie ma tę samą grupę co ja, więc coś tutaj jest nie w porządku. Długo nie mogę się nad tym zastanawiać, bo do gabinetu prosi nas pielęgniarka.

Sadzam syna na kozetce, a ten znów zaczyna płakać. Głaszczę jego główkę, sięgając po telefon. Mam nadzieję, że podczas szczepienia skupi się bardziej nad sceną ze Spidermana niż na igle.

- Riley, patrz, co ci włączyłem. - chłopiec obraca głowę w stronę komórki.

Momentalnie przestaje płakać, przy czym praca pielęgniarki jest łatwiejsza. Mały nawet nie zauważa, kiedy jest już po wszystkim. Blokuję telefon, a ten niepocieszony patrzy na mnie.

- Dla dzielnego pacjenta. - kobieta podaje mu lizaka.

- Już? - otwiera szerzej oczy.

- No pewnie i czego się bałeś? - całuję jego skroń.

W czasie, kiedy Riley zajął się jedzeniem lizaka, siadam na przeciwko lekarki, która uzupełnia odpowiednią tabelkę. Myślałem, że spędzimy tu godzinę, a jednak niecałe dziesięć minut i jesteśmy wolni.

Biorę małego za rękę i ruszamy do auta. Przez chwilę przyglądam się mu, a w głowie mam myśl, czy to na pewno mój syn... Muszę jak najszybciej porozmawiać z ciocią Amandą. Ona zna się na tych sprawach, mam nadzieję, że doradzi mi, co mam zrobić...

- Zabierzesz mnie do tego Nowego Jorku? - pyta, gdy zapinam go w foteliku. - Byłem dzielny. - przypomina dumnie.

- Zobaczymy. - uśmiecham się lekko, po czym zamykam drzwi od pasażera.

W drodze do domu rodziców, Riley opowiada mi, co mu się śniło. Za bardzo go nie słucham, bo ciągle myślę, czy rzeczywiście jestem jego ojcem. A jeśli nie, to co ja zrobię? Kocham go i nie wyobrażam sobie tego, że dowiem się, iż to nie mój syn. Szczerze wątpię, aby to była prawda, przecież Sophie nigdy w życiu nie zdradziłaby mnie. Każdy, ale nie ona...

***

Siadam w salonie, raz jeszcze analizując tę całą sytuację. Nawet nie zauważyłem, kiedy Riley zdążył wybrudzić się czekoladą.

- Tata nas w ogóle nie słucha. - komentuje mama, łaskocząc wnuka.

- Zamyśliłem się. - mówię, przecierając oczy dłonią.

- Właśnie widać. - śmieje się. - Poproś tatę, to przyniesie ci karton ze strychu. Dziadek uszykował ci dużo zabawek. - mały od razu schodzi z kolan kobiety i podchodzi do mnie.

- Chodź, tatusiu! - krzyczy, łapiąc moją rękę.

Wstaję z kanapy i idę na górę, gdzie rzeczywiście znajduje się pudło z moimi starymi zabawkami. Jest też trochę rzeczy mojego brata, ale moich jest zdecydowanie więcej.

Zanoszę nowe zdobycze na dół, gdzie mały od razu siada na podłodze i zaczyna się bawić figurkami w kształcie dinozaurów.

- I dziecko szczęśliwe. - uśmiecha się mama, patrząc na młodego.

Riley zazwyczaj zamyka się w swoim świecie, kiedy przychodzi czas na zabawę. Nic go nie interesuje, nawet to, że brudzi zabawki czekoladą.

- Mamo, nie wiesz do której godziny dzisiaj ciocia Amanda pracuje? - pytam, nie chciałbym przeszkadzać jej w pracy, dlatego ta informacja jest niezbędna.

- Nie mam pojęcia. Musisz do niej zadzwonić... Coś się stało? A może niedługo Riley zostanie starszym bratem. - na ostatnie zdanie mały spogląda na nas.

- Będę miał brata?! - pyta zadowolony.

- Nie, nie będziesz miał brata. - spoglądam wymowie na mamę, aby następnym razem nie zaczynała takich rozmów przy młodym.

- Szkoda. - dodaje, wracając do zabawy.

- Po prostu chciałem ją odwiedzić. - wzruszam ramionami.

Na razie nie chcę mówić mamie o moich podejrzeniach. Wątpię, aby to wszystko było prawdą, dlatego też nie chcę jej martwić.

***

Korzystając z chwili, gdy Sophie zabrała syna na plażę, pojechałem do cioci. Mam nadzieję, że będzie miała dla mnie dobre informacje. Poczytałem trochę o tym w internecie, jednak nic z tego nie rozumiem, a z zajęć genetyki nic nie pamiętam, także potrzebuję pomocy.

Na całe szczęście jest sama, więc nie będę miał dyskomfortu. Witam się z nią, po czym przechodzimy do ogrodu.

- Co ty taki spięty? - uśmiecha się, siadając na jednym z leżaków.

- Prawdopodobnie Riley nie jest moim synem. - mówię, a ta patrzy na mnie, jakby zobaczyła ducha. - Byłem dziś z nim u lekarza i on ma totalnie inną grupę krwi. - zaczynam jej tłumaczyć.

- Wątpię, aby twoje podejrzenia były prawdziwe. Przecież mogli pomylić się przy badaniach. Sam mówiłeś, że po urodzeniu się małego wszystko działo się szybko. Prawdopodobnie podali złą grupę i tyle. A poza tym grupę krwi powinno ustalać się po drugim roku życia. - pociesza mnie, jednak nie wiem, co jest prawdą. - Jak chcesz to możesz zrobić dla pewności badania genetyczne. - wzrusza ramionami.

Po chwili zastanowienia, uważam, że to jest odpowiednie wyjście. Ciotka podaje mi namiary na dobrą klinikę, gdzie powinienem zrobić badania...

***

Po powrocie do domu zostałem zmuszony do oglądania Spidermana. Przecież obiecałem, to nie mogę odmówić.

Siadam na kanapie, a Riley od razu kładzie głowę na moich kolanach, a ja przykrywam go puchatym kocem.

A co jeśli to nie mój syn? Będę mógł to wszystko zaakceptować i po prostu żyć, jakby nic się nie stało? Nie chciałbym stracić tak fajnego chłopca. W końcu to do mnie mówi "tata" i to ja pomagałem mu stawiać pierwsze kroki...

__________

Nie ma to jak pisać rozdział z zeszytem od biologii. 😂

Karix

Others IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz