39. - "Moja wina"

3.1K 179 21
                                    

Nick:

Po niecałym tygodniu wróciliśmy całą czwórką do Sydney. Sophie na szczęście nie robiła większych problemów i po prostu zgodziła się, aby wrócić. Zdecydowaliśmy, że dziś wieczorem przyjadą do nas moi rodzice, którzy nie domyślają się nawet, iż zostali po raz kolejny dziadkami.

Wracając wcześniej z pracy, zastanawiam się, czy powinienem robić testy na ojcostwo. Jestem pewien, że ta mała istotka jest moja, jednak wolałbym mieć pewność na papierze.

- Jestem! - wołam, wchodząc do mieszkania.

Po raz kolejny wpadam na swoją walizkę, której jeszcze od wczoraj nie rozpakowałem. Teraz mój mały palec cierpi przez moje lenistwo.

- Ciszej, bo Phoebe jeszcze śpi. - oznajmuje Sophie, wychodząc z sypialni. - Powinna obudzić się za godzinę, to akurat pojedziemy na badania. - podchodzi bliżej mnie.

- Odpuśćmy sobie to, co? - wzruszam ramionami, a ta patrzy na mnie zdziwiona.

- Jednak mi wierzysz? - pyta, a ja jedynie kiwam głową, przechodząc do pokoju małego.

Riley również uciął sobie popołudniową drzemkę. Też chciałbym mieć wakacje, jednak ktoś musi pracować na całą rodzinę.

- Jesteś pewien? - staje za mną.

- Tak. - obracam się i całuję jej czoło. - Pojechać po coś do sklepu? Wątpię, abyśmy mieli cokolwiek na obiad, a także kolację. - wzycham.

- Obiad już prawie gotowy, jednak rzeczywiście przydałoby się pójść do sklepu. - odpowiada.

- Jasne, tylko przebiorę się. - mówię, idąc do sypialni.

Po cichu wyciągam ubrania z szafy, które po chwili ubieram. Na moje nieszczęście upada mi telefon na podłogę, jednak Phoebe nie wybudza się ze snu. W tej chwili od razu przypomina mi się pomysł o przeprowadzce do dużego domu, gdzie każdy miałby swój kąt. Chyba wcielę ten pomysł w życie...

***

Wieczorem razem czekamy na moich rodziców, którzy jak zwykle spóźniają się. Nawet nie chcę wiedzieć, co jest powodem ich spóźnienia...

- Riley, mógłbyś nie wyjadać ciasta? - mierzwię włosy syna, gdy ten stoi przy blacie kuchennym.

- Mama nie patrzy, to mogę. - uśmiecha się do mnie słodko.

- Nie będę cię kryć. - kręcę głową, a ten wraca, co robienia ciury w cieście.

- Weźmiesz na chwilę Phoebe? - słyszę Sophie, a młody zrywa się z miejsca, chowając się za mną. - Riley, co ja ci mówiłam o słodyczach przed posiłkiem? - wzdycha, gdy odsuwam się krok do przodu.

- Mamusiu. - przytula się do niej w chwili, gdy biorę córkę na ręce. - Tata mi pozwolił. - pokazuje na mnie palcem.

Przewracam oczami, siadając przy stole. Mały lizus, jak zwykle musi zrzucić na mnie całą winę. Niedługo odegram się na nim.

- Jasne. - ciągnie go lekko za nos, po czym pochyla się i całuję jego czoło.

- Ale twój brat kłamie. - uśmiecham się do małej, a Riley od razu znajduje się przy nas.

- Ja nie kłamię! - robi wkurzoną minę.

Tuż po chwili słyszymy dzwonek do drzwi. Młody po chwili biegnie pod drzwi, jednak Sophie musi mu pomóc w otworzeniu. Od razu słyszę zachwyt ze strony rodziców.

Powoli wstaję ze swojego miejsca i idę do reszty, aby zobaczyli swoją wnuczkę. Trochę boję się ich reakcji, jednak nie może być tak źle.

Tata od razu po zobaczeniu Phoebe w moich ramionach otwiera szeroko usta, reakcja mamy jest podobna.

- Fajną mam siostrę? - pyta mały, uśmiechając się szeroko.

- Chyba muszę się napić. - mówi cicho tata, łapiąc się za głowę.

- Zack. - mama uderza go w ramię, po czym podchodzi do mnie. - Mogę się dowiedzieć, dlaczego tak późno dowiadujemy się o tym, że zostaliście po raz kolejny rodzicami? - po jej głosie mogę stwierdzić, że jest nieźle wkurzona.

W sumie nie dziwię się jej, też byłem wkurzony na Sophie, że oszukiwała mnie tyle czasu.

- To moja wina. - oznajmia Sophie.

- Wina leży po obydwu stronach, zaraz wam wszystko wyjaśnimy. - wtrącam się.

Wszyscy przechodzimy do jadalni, gdzie zaczynam streszczać tę całą historię, oczywiście bez szczegółów. Nie chciałbym, aby mieli jeszcze gorsze zdanie o Sophie.

- Najważniejsze jest to, że w końcu jesteśmy wszyscy razem. - dodaję na koniec, uśmiechając się do Sophie.

- To prawda. - mówi łagodnie mama, dotykając policzka Phoebe.

Chyba już zdążyli zakochać się w małej. W sumie nie ma co się dziwić, jest piękna i słodka. Nieważne, że jest gruba i nie ma zębów, to dodaje jej jeszcze więcej uroku.

- Skoro już wszystko się wyjaśniło, to chciałbym o coś spytać. Niedawno myślałem trochę o przeprowadzce, ale to będzie trochę kosztować. Mam trochę odłożone, ale...

- Zapłacimy za wszystko. - przerywa mi ojciec. - Blisko nas jest dom na sprzedaż, możemy pojechać tam w tygodniu i się rozejrzeć. - proponuje.

- Dzięki. - uśmiecham się do niego.

Sądziłem, że będę musiał prosić ich o pieniądze, a jednak są skorzy do zapłaty. Mam nadzieję, że ten dom nie jest aż tak blisko rodziców, bo chyba nie zniósłbym ich jako sąsiadów...

***

- A ty jeszcze nie śpisz? - pytam, kładąc się koło Sophie.

Wzrusza ramionami, patrząc w sufit. Stała się mało rozmowna po tej kolacji. Ciekaw jestem, o co jej chodzi tym razem.

- Powiedziałem coś nie tak? - opieram głowę o łokieć, patrząc na nią.

- Nie, po prostu... Naprawdę chcesz tak bardzo brnąć w to wszystko? - spogląda na mnie. - Rozumiem, że kochasz dzieciaki, ale nie możemy być ze sobą tylko ze względu na nie. - wyrzuca z siebie.

- Nie wiem jak ty, ale ja nadal bardzo cię kocham. Trochę pogubiliśmy się, ale przecież możemy to wszystko naprawić. - dotykam jej ramienia. - A kupno domu i tak nic nie zmieni. Poza tym, że nie będziemy musieli tak cicho mówić. - śmieję się, kiwając głową w stronę łóżeczka Phoebe.

- Masz rację, przepraszam. - przewraca się na bok, po czym przytula się do mnie.

Całuję jej czoło, obejmując ją. Mam nadzieję, że nasze relacje w najbliższym czasie polepszą się i będzie jak dawniej. Nie chcę już żadnych tajemnic, a także kłótni. Chcę w końcu żyć spokojnie, bez żadnych przeszkód na drodze...

____________

Matematyka zrobiona, rozdział napisany, więc można iść spać... Dobranoc! ❤️

Karix

Others IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz