24. - "Masz szlaban"

3.4K 177 46
                                    

Nick:

W czasie załatwiania wszystkich spraw związanych z pogrzebem, próbowałem wspierać Sophie najmocniej, jak tylko mogłem. Moje starania i tak poszły w las, bo straciła całkowicie sesn życia. Nawet ukończenie studiów nie cieszy jej...

- Tatuś! - Riley rzuca się od razu na mnie, gdy wchodzę do mieszkania.

Stał pod drzwiami i czekał na mnie?

- Cześć, łobuzie. - podnoszę go do góry. - Dawno wstałeś? - kiwa lekko głową. - Zaraz zrobię ci jakieś śniadanie, a mama śpi?

- Tak, bo całą noc płakała. - odpowiada smutno.

- To dziś damy jej trochę odpocząć, a my pojedziemy na małą wycieczkę. - mówię, idąc z nim do kuchni.

- Będzie fajnie? - jego oczy aż świecą się z ciekawości.

- Mam taką nadzieję. - całuję czubek jego nosa, sadzając go na blacie. - Mogą być płatki? - pytam, zaglądając do lodówki.

- Tak. - odpowiada z małą przerwą na przemyślenie. - Ale te z czekoladą. - zauważa.

- To oczywiste. - uśmiecham się do niego, stawiając potrzebne produkty przed sobą.

Niecałe dwie minuty i śniadanie gotowe. Szkoda, że tak nie może być z obiadem...

Czekając, aż mały zje, idę uszykować mu ubrania. Po wejściu do pokoju wzdycham ciężko, gdy widzę opakowania po czekoladach, cukierkach i żelkach na dywanie. Żeby tego było mało po całym pokoju rozrzucone są zabawki... Kiedy on to zrobił? Wyszedłem wczoraj od nich dopiero koło pierwszej i mały już wtedy spał.

- Zjadłem. - oznajmia, wchodząc do swoich czterech ścian.

Odwracam się do niego, wkładając ostatnie zabawki do pudła.

- Następnym razem ty będziesz tutaj SAM sprzątał. - podkreślam, zbierając śmieci z podłogi. - I masz szlaban na słodycze. - wychodzę z pokoju, kręcąc głową.

- Tatausiu. - biegnie za mną. - Zapomniałeś. - podaje mi butelkę po coli.

Wzdycham patrząc na niego. Chyba będę musiał porozmawiać z Sophie. Jak tak dalej pójdzie, to od tego nadmiaru cukru straci wszystkie zęby...

***

Przed obudzeniem się Sophie zabrałem małego i ruszyliśmy w stronę zoo. Kiedyś męczył mnie, aby zabrał go tam, ale nie miałem zbytnio czasu. Teraz jest odpowiedni czas, mały zapomni o tych wszystkich smutach, a przy okazji spotka się z moimi rodzicami. Mam nadzieję, że są już na miejscu, bo inaczej Riley umrze z nudy.

Po znalezieniu miejscu na parkingu, pomagam wysiąść małemu z auta, po czym biorę go za rękę i idziemy do głównego wejścia. Na całe szczęście już rodzice na nas czekają.

Mały wyrywa się ode mnie i biegnie czym prędzej do nich. Równie dobrze mógłbym zostawić go z nimi...

Kupujemy bilety i wchodzimy do ogromnego ogrodu. Już na początku Riley jest zafascynowany małpami. W sumie dogadałby się z nimi. On jak i one mają zbyt dużo energii...

- Chcę taką. - pokazuje palcem na rude, skaczące zwierzę.

Tata bierze go na ręce, po czym mówi mu coś na ucho, a ten robi duże oczy po czym zaczyna się śmiać. Nawet nie chcę wiedzieć, co tym razem mu powiedział.

- To babcia też umie tak skakać? - pyta go, a Kelly uderza męża w ramię.

- No przecież żartowałem. - mówi skruszony, stawiając młodego na ziemi.

Przez ponad trzy godziny chodziliśmy, oglądając wszystkie zwierzęta, aż wreszcie nadszedł czas na atrakcje.

- To co pierwsze? - pytam zafascynowanego malucha, który już patrzy na inne dzieci, które głaszczą kangury. - Idź do dziadka, pójdzie z tobą. - mówię, a ten spełnia moje polecenie.

Z początku boi się rudego zwierzaka, ale po chwili śmieje się z zachwytu. Mam nadzieję, że chociaż jednego stworzenia nie będzie chciał mieć w domu. Od pająków trudno było go odciągnąć, bo zaczął płakać, że chcę mieć takie pupile.

Nie tracąc czasu, idę razem z mamą do restauracji, z której mamy doskonały widok na ojca i małego. Zamawiamy dużą pizzę i czekamy przy stolików, aż reszta do nas dołączy.

- Mały coś wspomniał, że nie mieszkasz z nimi. To prawda? - pyta mnie mama.

Zostawić tę gadułę choć na moment z moimi rodzicami...

- No tak. - mówię zmieszany. - Ale to chwilowe, nie musicie się tym martwić. - przyznaję.

- Wiesz, że powinieneś teraz ją wspierać, to trudny czas dla niej. - zauważa.

A dla mnie nie jest?! Dopiero co dowiedziałem się, że niej jestem ojcem i tak po prostu mam rzucić się w jej ramiona, i o wszystkim zapomnieć?! Och, zapomniałem, że ty o tym nie wiesz...

- I tak jest. - mówię, a po chwili zjawia się przy nas Riley, a za nim zdyszany ojciec.

- Ten dzieciak za szybko biega. - ociera czoło, siadając przy stoliku.

- Coś o tym wiem. - uśmiecham się do niego, pomagając młodemu wdrapać się na dość wysokie krzesło. - I jak było?

- Super! Ale dziadek bał się węża. - śmieje się.

A jednak mój ojciec zgodził się na zdjęcie z wężem... Sądziłem, że akurat to sobie odpuszczą.

- A taki pan powiedział, że można mieć takiego kangura w domu, ale ja wolę pająka.

Może jakbym mu w końcu powiedział, że Spiderman tak naprawdę nie istnieje, to może odpuściłby sobie z tymi ośmionogimi zabójcami. Już widzę reakcję Sophie, gdybym rzeczywiście sprowadził takie stworzenie do domu.

- Myślę, że mama nie ucieszyłaby się z takiego wyjścia. Jak chcesz, to kupię ci rybkę. - proponuję.

Z takim pupilem nie będzie większego problemu. Raz dziennie dostanie jedzenie i spokój.

- Taką dużą, co widzieliśmy? - zaczyna podskakiwać na krześle z radości.

- Nie kupię ci rekina. - śmieję się, mierzwiąc jego włosy. - Chodziło mi o złotą rybkę.

Na taką propozycję zgadza się młody, więc w niedługim czasie kupię mu nowego przyjaciela. Mam nadzieję, że nie wpadnie na tak mądry pomysł jak Luke i nie wyjmie jej z akwarium, aby pobawić się z nią...

***

Po powrocie do mieszkania, mały biegnie szukać mamy. Oczywiście musi pochwalić się swoimi nowymi pluszakami. Niestety nie obeszło się bez kupienia pamiątek.

Idę za nim do salonu, a tam zastaję Sophie, która przytula szczelnie syna. Mogę zauważyć, że znów płakała. Wiem, że jest jej trudno, jednak wolałbym, aby pozbierała się. Mam nadzieję, że w święta, które są za tydzień, będzie już w lepszym stanie.

- To ja lecę. - oznajmuję, kiedy w końcu odsuwają się od siebie.

- Tatusiu, zostań! - Riley staje na kanapie, aby być podobnego wzrostu.

- Nie mogę, maluchu. Jutro idę do pracy. W przeciwieństwie do ciebie nie mam wakacji. - tłumaczę, jednak ten robi smutną minę.

Odpuszczam sobie, w sumie to nie mam chęci wracać do pustego, hotelowego pokoju. Wolę zostać z małym i jego mamą, może to jakoś ją pocieszy...

***

Ech, ostatnio nie mam praktycznie czasu dla siebie, dlatego też postanowiłam, że rozdziały będą pojawiać się co 2-3 dni. W sumie to i tak chcę zakończyć tę "książkę" dopiero 21 października, a z takim tempem nie będzie to możliwe...

Karix

Others IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz