Nick:
Wychodząc z uczelni, próbuję jak najszybciej uciec przed moimi znajomymi, jednak nie udaje mi się to.
- Hej, Nick! - słyszę głos mojego przyjaciela Ricka.
Obracam się i widzę, że razem z nim są jeszcze inne osoby.
- Wieczorem będzie impreza u Nicole, wpadasz? - proponuje.
Z miłą chęcią, ale nie mogę, bo muszę się zająć moją dziewczyną, z którą spodziewamy się dziecka...
- Raczej nie, ale jak coś się zmieni, to napiszę. - odpowiadam, a następnie ruszam w stronę kancelarii ojca.
Z wielką chęcią poszedłbym na imprezę, gdzie w końcu oderwałby się od tych wszystkich problemów, jednak ojciec na sto procent nie pozwoli mi na to...
Widząc auto cioci Amnady, waham się czy wejść do pracy ojca. Mogę domyślić się, że już o wszystkim wie.
Biorę głęboki oddech i wchodzę po schodach, które prowadzą na piętro, gdzie znajduje się gabinet taty.
Pukam do drzwi, a za pozwoleniem przechodzę przez nie. Tak jak się spodziewałem przerwałem rozmowę rodzeństwu. Obydwoje patrzą na mnie, jakby co najmniej kogoś zabił.
- Czyli już wiesz? - pytam, siadając na krześle obok niej.
- Tak, Sophie ma dziś popołudniu wizytę u mnie. - mówi gorszym tonem niż ojciec.
Jeśli oni są aż tak źli, to już boję się reakcji babci... Ta dopiero dostanie szału.
- Możecie tak na mnie nie patrzeć?! Nie tylko mi zdarzyło się wpaść. - w końcu wybucham.
- Może trochę spokojniej? - pyta ojciec, który aż gotuje się ze złości.
Wstaję, zostawiając swój plecak i ruszam w stronę wyjścia. Nie mam ochoty z nimi rozmawiać...
- A ty dokąd? - nie odpowiadam na jego pytanie i po prostu wychodzę.
Idę na plażę, która znajduje się nieopodal. Najczęściej chodzę nad brzeg wody, aby trochę pomyśleć. Szum oceanu w jakiś sposób odpręża mnie.
***
Stojąc pod blokiem Sophie, czekam, aż w końcu jej mama podjedzie autem. Dostałem od dziewczyny wiadomość, że już wraca, także postanowiłem do niej przyjść. Jest to już lepsze, niż użeranie się z moją rodziną...
- O już jesteś. - słyszę Sophie, która nadchodzi z innej strony.
- Gdzie twoja mama? - pytam zdziwiony.
- Pojechała z powrotem do pracy. - odpowiada z uśmiechem. - Chodź na górę. - łapie mnie za rękę, ciągnąc do swojego mieszkania.
Co jej tak poprawiło humor? Coś się zmieniło czy co? A może test, który zrobiła dał fałszywy wynik? Oby!
- Idź do mojego pokoju, zaraz do ciebie dojdę. - informuje mnie, a sama idzie do kuchni.
Spełniam jej polecenie, od razu kładę na podłodze plecak, który dał mi tata, jadąc do domu, a następnie kładę się na łóżku. Nie jest zbyt wygodne, ale da się przeżyć.
Widząc, że wraca z dwoma kubkami soku, podnoszę się do pozycji siedzącej. Uśmiecha się do mnie, po czym siada na moich kolanach.
- Stało się coś, że jesteś taka rozpromieniona? - pytam, a ta wzrusza ramionami, przywierając do moich ust.
Coraz bardziej dziwię się jej zachowaniu. Może naprawdę nie jest w ciąży? Spytałbym, jednak boję się.
- Jak było na wizycie? - nie w prost, ale też dobrze.
- Chwila. - schodzi ze mnie, po czym wstaje po swoją torebkę, z której wyjmuje zdjęcie USG.
Siada z powrotem na moje kolana i obejmuje ramieniem moją szyję. Przyglądam się zdjęciu, jednak nic tam nie widzę. Nie będę ojcem?!
- Nie jesteś w ciąży? - pytam ze słyszalną nadzieją.
Przewraca oczami i pokazuje na palcem na małą kropkę.
- Jestem. - mówi niezadowolona, po raz kolejny stając na własnych nogach. - Rozumiem, że nie chcesz tego dziecka, ale mógłbyś chociaż udawać. - wzdycha, patrząc na mnie.
Jej dobry humor nagle prysł. Wspaniale...
- Masz ochotę na spacer? - pytam, a ta zamyka oczy, ponownie wzychając.
- Możesz choć raz nie uciekać od tematu? - pyta niespokojnym tonem.
Nie odpowiadam nic, bo sam nie wiem, co mam powiedzieć. Często mam wrażenie, że zachowuje się jak mój ojciec...
- Jak przemyślisz sobie co nieco, to zadzwoń do mnie, jak narazie chcę zostać sama. - oznajmia, więc wstaję i zabieram swoje rzeczy. - Weź zdjęcie dla rodziców. - dodaje, a ja niechętnie biorę niewielki kwadrat, który wkładam do kieszeni spodni.
Bez słowa wychodzę z mieszkania. Co ja mam teraz zrobić? Nie mam ochoty wracać do domu, a dziewczyna wyrzuciła mnie za drzwi... Schodzę na dół, po czym przypominam sobie, że mam przy sobie klucze od mojego mieszkania. Problem rozwiązany! Nie śpiesznie zmierzam do wyznaczonego celu, przy czym dzwonię do przyjaciela, że jednak zjawię się na imprezie jego dziewczyny. Postanawiam również zadzwonić do mamy, bo z ojcem nie mam ochoty rozmawiać.
- O której będziesz w domu? - pyta bezpośrednio.
- No właśnie jest taka sprawa, że chcemy iść z Sophie do kina i nie opłaca mi się wracać do domu. Mogę zostać na noc w swoim mieszkaniu? - wzdycha ciężko.
- Możesz, ale żadnych głupot. - ostrzega.
- Dziękuję, mamo. - mówię, próbując nie okazywać zbyt dużej ilości zachwytu.
Rozłączam się i z bananem na twarzy pokonuję miasto. Nareszcie spędzę wieczór w miłym towarzystwie!
***
Wchodząc do mieszkania, czuję niezły smród. Od razu orientuję się, że zapiekanka sprzed kilku dni nadal znajduje się w piekarniku. Zatykam nos, po czym wyjmuję zepsute jedzenie.
Po nieprzyjemnej akcji idę wyrzucić śmieci, bo w innym razie nie wytrzymałbym w mieszkaniu. Okazuje się, że na prawdę tamtego dnia zamówiłem pizzę, szkoda, że tego nie pamiętam...
Widząc, że zostało dość mało czasu do rozpoczęcia się imprezy biorę szybki prysznic, po którym szukam jakiś sensownych ubrań. Przecież nie pójdę w dresie. Odnajdując niebieską koszulę na krótki rękaw, postanawiam, że założę ją, a do tego pozostawiam ciemne spodnie. Poprawiając fryzurę, uświadamiam sobie, że przydałby się mi fryzjer... Niedługo będę miał dłuższe włosy od dziewczyny.
Biorąc odłożone pieniądze na czarną godzinę, dzwonię do przyjaciela i pytam, co mam kupić do picia. Oznajmił, że mogę wziąć cokolwiek, dlatego też biorę kluczę i wychodzę z mieszkania. Do domu Nicole mam raptem piętnaście minut drogi, więc nie muszę się śpieszyć...
___________
Żadnych głupot... W przypadku Nicka to chyba niemożliwe...
Karix
CZYTASZ
Others II
RomanceKontynuacja książki "Others" przedstawiająca dalsze losy rodziny Parkerów. W głównej mierze książka będzie skierowana na światopogląd starszych dzieci Zacka i Kelly. Nick przeprowadza się do mieszkania, gdzie chce poznać dorosłe życie. Jednak niedłu...