51. - "Prezent"

3.1K 164 17
                                    

Nick:

Po rozmowie z klientką robię sobie chwilę przerwy, dzięki czemu mogę w końcu napić się kawy. Gdyby nie kaprysy Phoebe, wypiłbym ją w domu. Mała królewna robiła wszystko, abym nie wyszedł na czas z domu. Była na tyle pomysłowa, że wysmarowała moją koszulę dżemem. Myślałem, że Riley był łobuzem...

- Widzę, że się nudzisz? - podchodzę do biurka Sophie, dzięki czemu widzę, że przegląda portal społecznościowy.

- Według mojego harmonogramu pracy mam teraz przerwę. - uśmiecha się, odkładając komórkę. - A żonie kawy już nie zrobisz? - podnosi się, odbierając mi kubek.

- Było poprosić. - wzruszam ramionami.

- Zobaczymy kto kogo będzie prosić, kochanie. - podkreśla ostatnie słowo, uśmiechając się chytrze.

- No przecież wiesz, że żartowałem. - próbuję się wykręcić, jednak wiem, że muszę przy tej kobiecie zważać na słowa.

- Mhm. - kręci rozbawiona głową. - A co do twojej wczorajszej propozycji... Jestem skłonna zgodzić się na twój pomysł. - mówi poważnie

Teraz mnie zaskoczyła. Jeszcze wczoraj migała się od odpowiedzi, a dziś sama wznowiła temat. Myślałem, że będę przekonywać ją do kolejnego dziecka miesiącami.

- Phoebe za kilka miesięcy pójdzie do przedszkola, więc jakoś damy sobie radę. - uśmiecha się szerzej.

- To jest pewne. - obejmuję ją w talii, po czym sadzam na biurko, ale mieć lepszy dostęp do jej ust. - Kocham cię. - mówię wprost do jej ust.

- Nick! - słyszę syk ojca.

Odwracam głowę i widzę, jak wychodzi ze swojego gabinetu, prowadząc starszą kobietę. Nie jest zadowolony z mojej postawy, jednak mam to gdzie. Odsuwam się od Sophie, która zakłopotana udaje, że wraca do pracy.

- Moglibyśmy chociaż w pracy zachowywać się przyzwoicie? - pyta wkurzony, wracając do siebie.

Śmieję się z niego, kucając przy fotelu żony. Również jest rozbawiona tą sytuacją.

- Dokończymy w domu. - całuję jej usta, po czym idę do swojego gabinetu.

Muszę za godzinę jechać do sądu na rozprawę, więc muszę trzeźwo myśleć, a przy Sophie nie jest to możliwe...

***

Tuż po pracy jedziemy po młodego, który nie jest w dobrym humorze. Zapewne znów miał problem z nauczycielem od matematyki. Ten facet rzeczywiście jest specyficzny, aż się dziwię, że taki człowiek pracuje z dziećmi.

- Dziś dał mi taką kartkę. - podaję ją mamie, a ta zaczyna uważnie czytać, po czym wybucha śmiechem.

- Proszę porozmawiać z dzieckiem o dobrym zachowaniu. - czyta na głos, abym miał świadomość, co ten człowiek znów wymyślił.

- A co takiego zrobiłeś? - pytam.

- Nie powiedziałem mu do widzenia, jak wychodziłem z klasy. Przecież śpieszyłem się na następną lekcje. - mówi zdenerwowany.

- To następnym razem nie śpiesz się tak bardzo, a ja w poniedziałek zajrzę do szkoły i pogadam z panem, dobrze? - patrzę w lusterko, a ten zgadza się niechętnie.

- Mam zadane trzynaście zadań. - wzdycha.

- Ten facet naprawdę przesadza. - zauważa brunetka.

Jego zadnia składają się z trzech przykładów, więc to nie jest tak dużo, ale jak na siedmioletnie dziecko, to naprawdę przesada.

- Masz cały weekend, to jakoś  zrobimy te zadania. - obiecuję, a ten ponownie wzdycha, opierając głowę o szybę.

Znając młodego zajmie się tymi zadaniami zaraz po obiedzie. Jest już nauczony, że nie można zostawiać rzeczy na ostatnią chwilę. Szkoda tylko, że to działa tylko w przypadku nauki. Mógłby pomyśleć też o porządku w swoim pokoju.

Po wejściu do domu zauważam dwie walizki, których z pewnością nie było tu rano. O co chodzi? Wprowadza się ktoś czy co? Patrzę na Sophie, a ta uśmiecha się szeroko, po czym obejmuje moją szyję.

- Mam dla ciebie niespodziankę. - mówi, po czym całuję mnie.

Niespodziankę? Jestem nieco zdziwiony.

- Lecimy dziś wieczorem do Włoch. - dodaje, aby rozjaśnić mi sytuację. - To mój prezent na twoje urodziny.

- Przecież moje urodziny są dopiero za tydzień. - zauważam.

- Wiem i dlatego dopiero za tydzień wrócimy. Cieszysz się?

- No pewnie. - przytulam ją.

- A co z moją matematyką? - wtrąca się Riley.

- Właśnie co z dzieciakami? - pytam, zdając sobie sprawę, że trzeba pomyśleć o nich.

- Twoi rodzice zaoferowali się, że zaopiekują się nimi pod naszą nieobecność. - odpowiada, odsuwając się ode mnie.

- Dziadek bardzo lubi matematykę, więc nie będziesz miał problemu. - mierzwię mu włosy, za co po chwili dostaję w ramię.

Jak był młodszy, to jakoś nie przeszkadzało mu to. Mój mały chłopiec zdecydowanie za szybko dorasta.

***

Zanosząc ostatnią torbę do bagażnika, patrzę na Phoebe, która nic sobie nie robi z naszego wyjazdu. Woli bawić się z psem moich rodziców. Jednak Riley nie ma tyle entuzjazmu, co swoja siostra.

- Mamo, pamiętaj, żeby Riley odrobił wszyskie lekcje, a w szczególności matematykę. - mówię blondynce, a ta wzdycha.

- Ile razy będziesz mi to jeszcze powtarzał? - śmieje się, kręcąc głową. - Wychowaliśmy was z ojcem na dobrych ludzi, więc poradzimy sobie z takimi aniołkami. - uśmiecha się.

Aniołkami? Jestem pewien, że zmieni zdanie w przeciągu dwóch dni. Phoebe jak tylko odnajdzie się w ich domu, to od razu zacznie rozrabiać. Mam nadzieję, że nie będę musiał oddawać im pieniędzy za malowanie ścian. Mała ma tendencję do mazania po wszystkim, tylko nie po kartce...

- Sophie, rusz się! - krzyczę, mając nadzieję, że mnie usłyszy z domu.

Jeśli spóźnimy się na samolot, to ją chyba uduszę. Już nastawiłem się na odpoczynek, więc mam nadzieję, że tym razem się uda. Nie mieliśmy podróży poślubnej, więc musimy nadrobić.

- Tatusiu, a kupisz mi coś? - pojawia się przy mnie córka.

Biorę ją na ręce, śmiejąc się z niej. Zapewne będzie chciała nową lalkę, którą po kilku dniach rzuci w kąt. No cóż możliwe, że to będzie moja jedyna córka, więc muszę ją rozpieszczać.

- A będziesz grzeczna? - pytam, a ta oczywiście potwierdza, jednak nie wierzę jej.

- Kupimy wam coś. - obiecuję, całując jej policzek.

- Możemy już jechać. - biegnie w naszą stronę Sophie. - Pa, maleńka. - całuje jej drugi policzek, po czym wsiada do auta.

Oddaję dziecko mamie, po czym również wsiadam do auta.

- Pamiętaj, żeby nie malować ścian. - mówię przez okno.

- Malować ścian? - pyta przestraszona mama, jednak na szczęście odjeżdżam.

Nie chciałbym, aby nas jednak zatrzymała. Mam nadzieję, że nie spuści jej z oka, a wtedy nie będzie problemu.

- W końcu sobie odpoczniemy, co? - uśmiecham się do żony, która już jest w innym świecie.

- Zdecydowanie. - mruczy pod nosem.

- Będziemy mieli sporo czasu, żeby popracować nad maluchem. - zauważam, a ta kiwa głową, uśmiechając się.

Mam nadzieję, że urodzi się chłopiec, bo w innym razie Riley nas zabije. Już teraz nie jest zachwycony, gdy jest zmuszany do zabawy lalkami lub misiami. W podwójnej dawce ja również miałbym dość. Przecież to oczywiste, że w domu musi być przewaga mężczyzn...

_____________

Następny rozdział postaram się dodać jutro lub ewentualnie w poniedziałek.

Karix

Others IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz