— Gdzie są stroje? — zapytałam gdy weszliśmy do szatni.— Tam — wskazał na szafkę — Myślałem że nie będziesz chciała grać, wiesz... przeważnie grają w to mężczyźni.
— Na początku wkurzyłam się że bez zapowiedzi mnie tu przywiozłeś — uśmiechnęłam się do Zawistowskiego — Ale ja lubię tego typu gry, dla tego chcę zagrać.
— Mhm — Mruknął — Ogólnie to gramy z takimi sześcioma typami bo nie wydaje mi się że Tomek będzie chciał być z nami w drużynie. On chce się odegrać za to że ośmieszyłem go na świętach, w dodatku przeze mnie była mała awantura.
— Byłeś u niego na święta? — Zapytałam odwracając się w jego stronę.
— No tak, w końcu jest on moim chrzestnym — Powiedział.
— Ta jego zemsta chyba mnie nie dotyczy, nie? — zapytałam.
— Raczej nie — chłopak wyciągnął z szafy strój.
— Jest dość ciepło — Stwierdziłam — Chyba ściągnę bluzę i zostanę w samej koszulce — powiedziałam — mógłbyś się odwrócić? — zapyałam.
— Jasne — Mateusz się odwrócił.
Odwróciłam się do chłopaka tyłem, po czym zaczęłam się przebierać. Po przebraniu się odwróciłam się z powrotem, Mateusz stoi oparty o oszafkę, a swój wzrok ma wbity w moją osobę. Poczułam jak moje policzki robią się gorące.
— Miałeś się odwrócić — powiedziałam zawstydzona.
— Nie powiedziałaś na jak długo — uśmiechnął się zawadiacko — Poza tym masz fajny tyłek.
— Przebierz się lepiej — Odpowiedziałam zmieniając temat. Podeszłam do małego lusterka i zaczęłam robić sobie kitkę, mój wzrok co jakiś czas leciał w stronę Mateusza.
— Borowska, patrzysz się — usłyszałam jego głos, przez co automatycznie spuściłam z niego wzrok, poczułam się speszona tym że przyłapał mnie na przyglądaniu się jego osobie. Tak jak chłopak nałożyłam maskę ochronną, rękawiczki, okulary i czapkę, następnie opuściliśmy pomieszczenie i skierowaliśmy się na zewnątrz.
Od starszego mężczyzny odebraliśmy naładowane kolorami bronie po czym udaliśmy się w stronę reszty.— No w końcu jesteście — Powiedział Borycki.
— Nie było nas z piętnaście minut — Odpowiedział Zawistowski.
— Mniejsza, musimy zaczynać, więc gramy tak, ja i chłopaki na was i tych sześciu, zasady są proste jest dziesięć rund, każdy postrzelony idzie do "szpitala" żeby zmyli mu ze stroju farbę i czeka tam na kolejną rundę, zrozumiano? — Zapytał Borycki na co wszyscy przytaknęli, następnie ruszyliśmy.
— Wow... dziewczyna w naszej drużynie, to nie spotykane — zaśmiał się jakiś chłopak dotrzymując mi kroku — Tak w ogóle to jestem Maks. — Przedstawił się.
— Łucja — również się przedstawiłam — Co masz na myśli mówiąc że to nie spotykane?— zaśmiałam się na jego wcześniejsze słowa.
— Bo wiesz... przeważnie widuję tylko mężczyzn którzy w to grają.— Odpowiedział.
— Yhm... rozumiem — Powiedziałam.
— Skupcie się na grze a nie rozmawianiu — usłyszałam za sobą Mateusza, którego zignorowałam.
— Rozdzielamy się? — zapytał jakiś blondyn.
— Najlepiej będzie jak rozdzielimy się po dwie osoby — odezwał się jeden z chłopaków idących z przodu.
— To co? — Zapytał Maks — idziemy raz...
— Ona idzie ze mną — Mateusz pojawił się obok mnie i chłopaka.
— Nie, nie idę — Odpowiedziałam Zawistowskiemu, po czym udałam się za Maksem. Schowaliśmy się za jakiś rozwalony mur, gdy usłyszeliśmy strzały.
— Nasza drużyna ma kolor czerwony, a ich żółty, tak?— zapytał.
— No przecież z boku pistoletu widać kolor farby — Odpowiedziałam.
Co chwila zmienialiśmy miejsce kryjówki, jakiś chłopak zaczął strzelać w naszą stronę, ale uniknęliśmy strzału, sama strzeliłam w jego klatkę piersiową dwa razy, chłopak uniósł w górę dwie ręce tym samym dając znak żeby do niego nie strzelać, po czym udał się w stronę „szpitala" w celu zmycia farby.
— Nieźle mała — Maks poklepał mnie po ramieniu.
— Dzięk — Odpowiedziałam. Po chwili znów przemieściliśmy się aby zmienić miejsce kryjówki, jednak chłopakowi się nie poszczęściło bo dostał po nogach żółtą farbą.
— Trzymaj się mała, no i nie daj się do końca!— krzyknął. Schowałam się za jakimiś oponami, mimo że to gra to emocje w tym momencie są nie do opisania.
Zauważyłam jednego chłopaka z drużyny Boryckiego, tak więc się wychyliłam po czym oddałam strzał w jego kierunku, niestety nie trafiłam, a chłopak zaczął zmierzać w moją stronę. W ostatniej chwili ktoś z tyłu do niego strzelił. Wypuściłam głośno powietrzę z ust, byłam wdzięczna temu kto oddał strzał. Biegiem ruszyłam przed siebie, postanowiłam schować się za jakimś dużym murem, gdy tam dotarłam zauważyłam Zawistowskiego,
— Kurwa — Powiedział patrząc na mnie — Myślałem że to jeden z nich.
— Spokojnie, to tylko ja — Odpowiedziałam.
— Gdzie zapodziałaś tego chłoptasia? — Zapytał.
— Ktoś do niego strzelił, a gdzie twój towarzysz? — Spojrzałam na chłopaka.
— Uciekaliśmy przed Boryckim, pośliznął się i wtedy właśnie Tomek go postrzelił. — Odpowiedział.
— Ilu zbiłeś? — zapytałam wychylając głowę za mur.
— Trzech, a ty? — chłopak podszedł do mnie.
— Tylko jednego — ruszyłam dalej a on za mną.
— Wow, myślałem... — Zaczął ale mu przerwałam.
— Że nie zbije ani jednego? — Zapytałam na co przytaknął. Postanowiliśmy schować się za jednym z drzew gdy zobaczyliśmy Boryckiego.
— Kurwa – przeklął.
— Co? — Zapytałam.
— Twój tyłek... — Mruknął.
— Zboczeniec — Odpowiedziałam. właściwie źle to wygląda, chłopak jest oparty plecami o drzewo a ja o niego, no a mój tyłek jest tam gdzie być nie powinien.
Gra trwała dalej, w pierwszej rundzie ja Mateusz i Krystian zbiliśmy wszystkich z drużyny Tomka. Gra trwała około pięciu godzin, wygraliśmy sześć rund, oni cztery, więc zostaliśmy zwycięzcami, z czym nie mógł pogodzić się Borycki. Po zakończeniu gry wszyscy się przebrali, i zostaliśmy zaproszeni na ognisko.
CZYTASZ
Mów mi żabson suko {KOREKTA}
FanfictionPokazałaś mi co liczy się Kiedyś tylko hajs tu liczył się Ale dziś już to nie liczy się Gdy nie ma ciebie obok mnie Emocji mam deficyt, zostały tylko złe Następna nie ma na co liczyć, tylko pusty seks