|29|

3.6K 278 27
                                    


— Gdzie są stroje? — zapytałam gdy weszliśmy do szatni.

— Tam — wskazał na szafkę — Myślałem że nie będziesz chciała grać, wiesz... przeważnie grają w to mężczyźni.

— Na początku wkurzyłam się że bez  zapowiedzi mnie tu przywiozłeś — uśmiechnęłam się do Zawistowskiego — Ale ja lubię tego typu gry, dla tego chcę zagrać.

— Mhm — Mruknął —  Ogólnie to gramy z takimi sześcioma typami bo nie wydaje mi się że Tomek będzie chciał być z nami w drużynie. On chce się odegrać za to że ośmieszyłem go na świętach, w dodatku przeze mnie była mała awantura.

— Byłeś u niego na święta? — Zapytałam odwracając się w jego stronę.

— No tak, w końcu jest on moim chrzestnym — Powiedział.

— Ta jego zemsta chyba mnie nie dotyczy, nie? — zapytałam.

— Raczej nie — chłopak wyciągnął z szafy strój.

— Jest dość ciepło — Stwierdziłam — Chyba ściągnę bluzę i zostanę w samej koszulce — powiedziałam — mógłbyś się odwrócić? — zapyałam.

— Jasne — Mateusz się odwrócił.

Odwróciłam się do chłopaka tyłem, po czym zaczęłam się przebierać. Po przebraniu się odwróciłam się z powrotem, Mateusz stoi oparty o oszafkę, a swój wzrok ma wbity w moją osobę. Poczułam jak moje policzki robią się gorące.

— Miałeś się odwrócić — powiedziałam zawstydzona.

— Nie powiedziałaś na jak długo — uśmiechnął się zawadiacko — Poza tym masz fajny tyłek.

— Przebierz się lepiej — Odpowiedziałam zmieniając temat. Podeszłam do małego lusterka i zaczęłam robić sobie kitkę, mój wzrok co jakiś czas leciał w stronę Mateusza.

— Borowska, patrzysz się — usłyszałam jego głos, przez co automatycznie spuściłam z niego wzrok, poczułam się speszona tym że przyłapał mnie na przyglądaniu się jego osobie. Tak jak chłopak nałożyłam maskę ochronną, rękawiczki, okulary i czapkę, następnie opuściliśmy pomieszczenie i skierowaliśmy się na zewnątrz.
Od starszego mężczyzny odebraliśmy naładowane kolorami bronie po czym udaliśmy się w stronę reszty.

— No w końcu jesteście — Powiedział Borycki.

— Nie było nas z piętnaście minut — Odpowiedział Zawistowski.

— Mniejsza, musimy zaczynać, więc gramy tak, ja i chłopaki na was i tych sześciu, zasady są proste jest dziesięć rund, każdy postrzelony idzie do "szpitala" żeby zmyli mu ze stroju farbę i czeka tam na kolejną rundę, zrozumiano? — Zapytał Borycki na co wszyscy przytaknęli, następnie ruszyliśmy.

— Wow... dziewczyna w naszej drużynie, to nie spotykane — zaśmiał się jakiś chłopak dotrzymując mi kroku — Tak w ogóle to jestem Maks. — Przedstawił się.

— Łucja — również się przedstawiłam — Co masz na myśli mówiąc że to nie spotykane?— zaśmiałam się na jego wcześniejsze słowa.

— Bo wiesz... przeważnie widuję tylko mężczyzn którzy w to grają.— Odpowiedział.

— Yhm... rozumiem — Powiedziałam.

— Skupcie się na grze a nie rozmawianiu — usłyszałam za sobą Mateusza, którego zignorowałam.

— Rozdzielamy się? — zapytał jakiś blondyn.

— Najlepiej będzie jak rozdzielimy się po dwie osoby — odezwał się jeden z chłopaków idących z przodu.

— To co? — Zapytał Maks — idziemy raz...

— Ona idzie ze mną — Mateusz pojawił się obok mnie i chłopaka.

— Nie, nie idę — Odpowiedziałam Zawistowskiemu, po czym udałam się za Maksem. Schowaliśmy się za jakiś rozwalony mur, gdy usłyszeliśmy strzały.

— Nasza drużyna ma kolor czerwony, a ich żółty, tak?— zapytał.

— No przecież z boku pistoletu widać kolor farby — Odpowiedziałam.

Co chwila zmienialiśmy miejsce kryjówki, jakiś chłopak zaczął strzelać w naszą stronę, ale uniknęliśmy strzału, sama strzeliłam w jego klatkę piersiową dwa razy, chłopak uniósł w górę dwie ręce tym samym dając znak żeby do niego nie strzelać, po czym udał się w stronę „szpitala" w celu zmycia farby.

— Nieźle mała — Maks poklepał mnie po ramieniu.

— Dzięk — Odpowiedziałam. Po chwili znów przemieściliśmy się aby zmienić miejsce kryjówki, jednak chłopakowi się nie poszczęściło bo dostał po nogach żółtą farbą.

— Trzymaj się mała, no i nie daj się do końca!— krzyknął. Schowałam się za jakimiś oponami, mimo że to gra to emocje w tym momencie są nie do opisania.

Zauważyłam jednego chłopaka z drużyny Boryckiego, tak więc się wychyliłam po czym oddałam strzał w jego kierunku, niestety nie trafiłam, a chłopak zaczął zmierzać w moją stronę. W ostatniej chwili ktoś z tyłu do niego strzelił. Wypuściłam głośno powietrzę z ust, byłam wdzięczna temu kto oddał strzał. Biegiem ruszyłam przed siebie, postanowiłam schować się za jakimś dużym murem, gdy tam dotarłam zauważyłam Zawistowskiego,

— Kurwa — Powiedział patrząc na mnie — Myślałem że to jeden z nich.

— Spokojnie, to tylko ja — Odpowiedziałam.

— Gdzie zapodziałaś tego chłoptasia? — Zapytał.

— Ktoś do niego strzelił, a gdzie twój towarzysz? — Spojrzałam na chłopaka.

— Uciekaliśmy przed Boryckim, pośliznął się i wtedy właśnie Tomek go postrzelił. — Odpowiedział.

— Ilu zbiłeś? — zapytałam wychylając głowę za mur.

— Trzech, a ty? — chłopak podszedł do mnie.

— Tylko jednego — ruszyłam dalej a on za mną.

— Wow, myślałem... — Zaczął ale mu przerwałam.

— Że nie zbije ani jednego? — Zapytałam na co przytaknął. Postanowiliśmy schować się za jednym z drzew gdy zobaczyliśmy Boryckiego.

— Kurwa – przeklął.

— Co? — Zapytałam.

— Twój tyłek... — Mruknął.

— Zboczeniec — Odpowiedziałam. właściwie źle to wygląda, chłopak jest oparty plecami o drzewo a ja o niego, no a mój tyłek jest tam gdzie być nie powinien.

Gra trwała dalej, w pierwszej rundzie ja Mateusz i Krystian zbiliśmy wszystkich z drużyny Tomka. Gra trwała około pięciu godzin, wygraliśmy sześć rund, oni cztery, więc zostaliśmy zwycięzcami, z czym nie mógł pogodzić się Borycki. Po zakończeniu gry wszyscy się przebrali, i zostaliśmy zaproszeni na ognisko.

Mów mi żabson suko {KOREKTA}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz