|31|

3.9K 270 60
                                    

*3 tygodnie później*

W całym domu jest zamieszanie, wywołane jest ono tym że dziś o dwudziestej wyjeżdżamy, a już jest po osiemnastej, biegam po całym domu tak jak Adrian, i on i ja szukamy rzeczy które, nagle zniknęły, nie mam pojęcia gdzie co jest, zazwyczaj leżą na miejscu, ale gdy mamy wyjechać nagle ich nie ma.

— Kurwa mać no — Przeklął Adrian — gdzie są te zasrane spodnie z Adidasa?!

— Widziałaś gdzieś może moją czerwoną koszulkę?— Chłopak pojawił się w progu mojego pokoju.

— Nie, nie widziałam — Odpowiedziałam. Chłopak wyszedł za to ja dalej grzebałam w szafie.

__________________________________

— Łucja! Rusz się kurwa! Chłopaki czekają! — krzyknął Adrian. Dopięłam walizkę, po czym natychmiast udałam się z nią na dół.

— Już jestem — Powiedziałam —  Dlaczego przyszli?— zapytałam.

— No postanowili przyjść, bo im po drodze.

— Ale przecież, Igo... — Zaczęłam ale Adrian mi przerwał.

— On też chciał iść — wzruszył ramionami.

— Dobra — Powiedziałam. Wyszliśmy z domu, Adrian go zamknął, po czym dołączyliśmy do chłopaków. Przywitałam się z nimi, a już chwile później wszyscy zmierzaliśmy w stronę labelu.

— Nie mogliśmy po prostu wynająć hotelu? — zapytałam.

— No mogliśmy, ale wtedy poszło by dużo kasy — Bugajczyk dotrzymał mi kroku.

— Łucja... Wiesz jak bardzo cię kocham — Zaczął Adrian — no ale my... No z nami nie możesz spać, bo jest nas czterech i wiesz...

— Jasne, rozumiem. Znajdę sobie miejsce, bądź spokojny — uśmiechnęłam się do brata.

— Woah, nie sądziłem że tak na to zareagujesz — Borowski podrapał się po karku.

— A co? chciałeś być bity? — zaśmiał się Bugajczyk.

— Nie, ruchany — Po słowach chłopaka wszyscy się zaśmiali.

Nie długo później doszliśmy pod label gdzie stoją już, wszystkie osoby jadące w trasę, kilku ochroniarzy i dość spory tłum fanów.

— Niezłe zamieszanie — Powiedziałam widząc to co się dzieje.

— Trzeba się przyzwyczaić — Powiedział Bugajczyk.

— Dobra to tak... Po cztery osoby do jednego Auta, piątą osobą jest kierowca, musimy się szybko uwijać bo czas leci — podszedł do nas Malik.

Po słowach mężczyzny wszyscy momentalnie zniknęli, sama zaczęłam szukać wolnego miejsca, no i w końcu znalazłam, choć z nie najlepszym towarzystwem. W samochodzie siedzi Krupa, Czekaj i Świdnicki.

— Siema — przywitali się.

— Cześć — odpowiedziałam.

— Stary, możesz ruszać, bo wszyscy już jadą — Powiedział Bartek, po jego słowach mężczyzna odpalił silnik i ruszyliśmy.

— Gdzie pierwszy koncert? — zapytałam Sebastiana.

— Tam gdzie bilety pierwsze się wyprzedały — zaśmiał się Czekaj.

— Czyli? — Zapytałam ponownie.

— Szczecin — Odpowiedział.

— Przecież tam jedzie się około sześciu godzin — Powiedziałam.

Mów mi żabson suko {KOREKTA}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz