XXII

982 42 7
                                    

- Głupek!
- Samotnik!
- Samolub!
Kiedy pan Huang był jeszcze małym chłopcem często słyszał od swoich rówieśników przykre i poniżające rzeczy na jego temat, głównie dlatego, że z charakteru był raczej cichy, ale zarazem śmiały. Cichy dlatego, że nie rozmawiał z żadnym z kolegów czy koleżanek, na lekcjach raczej też nic nie mówił. Aczkolwiek gdy ktoś zadał mu pytanie, ten potrafił od razu sprowadzić go do pionu, nawet, jeśli osoba zadająca mu jakieś pytanie nie była wobec niego drażliwa i okrutna.
Za czasów podstawówki uchodził jednak za cichego i nieśmiałego chłopca. Tak było na samym początku nawiązywania nowych znajomości. Pewna scena ugrzęzła w pamięci pana Huang aż do dziś, o której nigdy nie zapomni. Było to coś przykrego z czym pan Huang miał do czynienia już jako 8-latek.
Młody pan Huang chodził po korytarzu samotnie i penetrował każdy zakątek szkoły. Była obecnie przerwa. Nareszcie spostrzegł siedzącego chłopca na ławce, kiedy jadł drugie śniadanie i również był sam. Pan Huang podszedł do niego, uśmiechnięty, mając nadzieję, że z nim nawiąże jakąkolwiek znajomość i zostaną przyjaciółmi.
- Cześć - odezwał się pierwszy, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Drugi chłopiec zmierzył go tylko wzrokiem.
- Mój tata nie pozwala mi zadawać się z Chińczykami - powiedział nieśmiało, spuszczając głowę, wracając do jedzenia kanapki.
Pan Huang zaś doznał szoku. Posmutniał i spuścił wzrok, odchodząc powoli.
- Ale ja nie jestem Chińczykiem...
Rozejrzał się dokoła, spostrzegając niebawem trzech chłopców, którzy o czymś mówili i się śmiali przy tym. Podszedł do nich, z początku nic się nie odzywając, aż w końcu nabrał odwagi i zerknął przelotnie na każdego z osobna, przerywając im rozmowę.
Oni uważnie mu się przyglądali.
- Hej... - odparł już mniej pewniej niż przedtem. - Mogę się z wami pobawić?...
Cała trójka nic nie odpowiadała.
Dopiero jeden chłopiec się zaśmiał.
- Nie... Nie chcemy się bawić. Rozmawiamy teraz - zerknął na kolegów.
- A... a o czym rozmawiacie?
- A co cię to? - wtrącił drugi chłopiec.
Pan Huang spuścił wzrok, widząc po chwili jak cała trójka od niego odchodzi.
W tamtej chwili zdał sobie sprawę, że nawiązywanie kontaktów z obcymi dziećmi wcale nie było takie proste, a jego rówieśnicy aż go nie lubili na pierwszym starcie. Skoro tak miało wyglądać jego nawiązywanie relacji z kolegami/koleżankami, to czy to w ogóle miało jakiś sens?
Przez wszystkie lata podstawówki był tak traktowany: nielubiany, poniżany przez niektórych nauczycieli i prawie że pomijany, w tym sensie, że nawet pomijano go, kiedy nauczyciel zadawał każdemu uczniowi po kolei jakieś pytanie. On jednak najwidoczniej nie kwalifikował się do tego... Mimo to nie reagował na żadne zaczepki ze strony kolegów, a właściwie wrogów, ani na żadne wredne komentarze nauczycieli, jeśli popełnił w czymś błąd.
Do czasu...
W gimnazjum było jeszcze gorzej, w dodatku ojciec pana Huanga nie okazywał mu wcale tak wielkiej troski jak jego śp. matka. Był przygnębiony i samotny, a nauka nie szła mu za dobrze.
W liceum wszystko uległo zmianie... Już uczęszczając do pierwszej klasy miał małą potyczkę z kolegami, którzy, jak zwykle, zaczepiali go i padały nieprzyjemne komentarze na temat jego osobowości.
Pan Huang stał z plecakiem zarzuconym tylko na jedno ramię i przyglądał się dwójce chłopaków.
Jeden odezwał się pierwszy:
- Samolub! Czemu ty wiecznie siedzisz sam w ławce na każdej lekcji?
Pan Huang milczał, ale mierzył go wzrokiem.
Drugi zaś odpowiedział za niego:
- Jak to dlaczego? Bo jest samolubem!
Obaj śmiali się, jak dwaj idioci.
Pan Huang na to spuścił głowę i westchnął smutno, odwracając się do nich tyłem. A jednak... uniósł ją z powrotem, wpatrując się w niebo (cała akcja rozgrywała się na dworze tuż po wyjściu ze szkoły). Brwi nieco zmarszczył i wspominał te wszystkie wyrządzone na nim krzywdy w szkole. Dotarł aż do obecnej sytuacji, po czym odwrócił się przodem do chłopaków, marszcząc mocno brwi.
Koledzy pierwszy raz w swym życiu widzieli go z taką miną i te jego zmarszczone brwi, dlatego nieco się wystraszyli, zważywszy na to, że rzeczywiście pan Huang już wtedy wyglądał groźnie, gdy był na coś lub na kogoś zły.
- A ty co? - odparł jeden, ale wkrótce przestał się go bać, podchodząc do pana Huang.
Ten zaś chwycił go za nadgarstek i wbił w niego wzrok, popychając nieco kolegę daleko, dając mu do zrozumienia, aby lepiej nie podchodził.
- Dosyć tego... - odparł pan Huang. - Przez całe moje dzieciństwo byłem poniżany... czas na mały rewanż...
- Hę? - odparł drugi chłopak, zerkając na kolegę, ale obaj zaczynali powoli mięknąć, kiedy widzieli jak pan Huang odłożył plecak na ziemię i zaczął do nich szybko podchodzić z zaciśniętą pięścią. Uciekli w dal, zostawiając go w spokoju.
- Tchórze! Boją się samotnika! - krzyknął pan Huang i rozejrzał się dokoła, wszystko mierząc swoim sokolim wzrokiem.
Od tamtej pory wszystkich zaczął traktować na równi, łącznie z nauczycielami i obcymi dla niego ludźmi.

●●●

Malwina siedziała z pozostałymi chłopakami w milczeniu. Spojrzała na siedzącego niedaleko niej pana Huanga, który wzrok miał skupiony na swoim soku i bawił się słomką, aby mieć jakieś zajęcie i nie wtrącać się w rozmowę i małą opowieść Baek'a o jego dzieciństwie.
Dziewczyna spuściła wzrok, wycierając małe łezki z kącików oczu ze wzruszenia po opowieści Baek'a.
Pan Huang westchnął pod nosem do siebie, patrząc potem na Malwinę i kolegów.
- Ja po prostu nie chcę być znowu poniżany, dlatego jestem, jaki jestem... - odezwał się cicho.
Malwina pokiwała parę razy zrozumiale głową, po czym dotknęła niepewnie dłoni pana Huanga.
Mężczyzna przyjrzał się jej uważnie, nieco się do niej przybliżając i mocno przytulił do siebie Malwinę.
- Jeśli kiedykolwiek poczułaś się przeze mnie... upokorzona... skrzywdzona... to mi wybacz... - powiedział do niej ze łzami w oczach. - Ja to robię tylko i wyłącznie ze strachu i żeby każdy myślał, że ze mną nie można zadzierać...
- Teraz już wiem - wtuliła się.
Baekhyun przyjrzał im się uważniej.
- Wy jesteście razem?
- Tak - potwierdził pan Huang.
Koledzy zerknęli na siebie uważnie, uśmiechając się szeroko, ale przyjęli to pozytywnie do wiadomości.
- Musimy się kiedyś wybrać w jedno miejsce wszyscy i się zabawić! - stwierdził Chanyeol.
- Przez najbliższy czas nie będę mógł, bo muszę przygotowywać przyszłych maturzystów do próbnej matury z biologii - zadeklarował od razu pan Huang. - Ale na pewno kiedyś gdzieś się wybierzemy... Ja i Malwina musimy już wracać...
- W porządku - powiedział Suho. - Jeszcze się zgadamy!

●●●

Pan Huang odwoził Malwinę do jej domu. Przez całą drogę nikt się nie odezwał. Będąc już na miejscu pan Huang wysiadł pierwszy z samochodu i otworzył drzwi Malwinie, aby również wysiadła.
Dziewczyna, stojąc już naprzeciwko mężczyzny, patrzyła na niego uważnie.
- No już... możesz iść - oznajmił bez emocji w głosie, wskazując wzrokiem na jej klatkę.
Malwina rzuciła się w ramiona pana Huanga.
On zaś mocno ją utulił w swych ramionach i ucałował jej skroń.
- Idź, idź... - szepnął. - Jest zimno.
- Kocham cię... - powiedziała cicho, ale szybko się poprawiła: - Znaczy... kocham pana.
Zaśmiał się z niej pod nosem. Pogładził dłonią jej zmarznięty policzek, wpatrując się w jej oczy.
- Wiesz co? - nie spuszczał z niej oczu. - Właściwie to... możesz mówić mi po imieniu. Ale wracając do tematu... - przybliżył usta do ucha dziewczyny. - Ja ciebie też kocham, słoneczko - szepnął.
Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na swój blok.
- Muszę już iść...
- W porządku, kochanie. Widzimy się w szkole - cmoknął ją w czoło i puścił wolno ze swych objęć, widząc, jak odchodziła w stronę klatki schodowej.

KONIEC XXII ROZDZIAŁU

|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz