LVII

297 8 0
                                    

Ne pokazhu tebe! Vse to, chto yest' vo mne... No zhal' v dushe vse ne pod kontrolem!... — nucił sobie pan Huang.
   Malwina przyglądała się mężowi, kiedy prowadził samochód. Wracali już do domu.
   Z tyłu siedział mały Sehun, który już dawno im usnął. Był zmęczony dzisiejszymi zabawami z ciocią i swoim o rok starszym kuzynem (Sehun miał obecnie 2 miesiące).
   Pan Huang nucił sobie cały czas pod nosem, będąc skupionym na drodze.
   Malwina za to uśmiechała się szeroko, kiedy nie mogła oderwać od męża wzroku, zwłaszcza, gdy podśpiewywał sobie cicho po rosyjsku.
   — Skąd znasz tę piosenkę? — zapytała.
   Mężczyzna przerwał nucenie i zerknął na żonę, posyłając jej kolorowy uśmiech.
   — Gdy byłem jeszcze młody, to słuchałem na okrągło mojego ulubionego zespołu Skillet. Pewnego dnia zupełnie przypadkiem trafiłem na jedną z ich piosenek, ale w wersji rosyjskiej. Pokochałem tę wersję, dlatego zacząłem się też uczyć rosyjskiego. Na szczęście mój ojciec pozwolił mi się uczyć tego języka. Postanowił również, że będę chodzić do korepetytora. Jedna jednogodzinną lekcję wynosiła mnie 20 zł. Lekcję języka rosyjskiego miałem raz w tygodniu, żeby nie przepłacić, bo pieniądze są też przecież potrzebne do życia, prawda? — przerwał, skręcając na parking przy bloku.
   Malwina wysiadła pierwsza z samochodu, a zaraz po niej mąż. Kobieta nachyliła się nad małym Sehunem, chcąc go ostrożnie zabrać z fotelika.
   Pan Huang nachylił się nad synkiem, będąc po drugiej stronie pojazdu.
   — Zaczekaj, ja go wezmę — powiedział nieco cicho, żeby go nie budzić.
   Mężczyzna wziął na ręce chłopczyka, owiniętego w kocyk i ułożył na swoim ramieniu jego główkę.
   Dziecko mruknęło coś pod noskiem, przybliżając twarzyczkę do szyi ojca.
   Pan Huang uśmiechnął się, czując jego ciepły oddech na swojej szyi.
   — Chodźmy — oznajmił, zabierając reklamówkę z zabawkami Sehuna z auta.

●●●

Malwina właśnie wychodziła spod prysznica. Wytarła dokładnie każdy skrawek swojego ciała i owinęła się ręcznikiem, stając przed lustrem. Nałożyła balsam na dłoniach, zaczynając rozprowadzać go po całych ramionach.
   Miała już zamiar odkryć trochę ręcznik, aby nałożyć również balsam na nogach, ale aż podskoczyła w jednym miejscu, kiedy spostrzegła w lustrze twarz swojego męża. Odwróciła się w jego stronę, trochę się denerwując.
   — A ty co tu robisz? — odparła z zaciśniętymi zębami.
   Pan Huang nie ukrywał wcale zadowolenia, że jego żona stała w samym ręczniku. Ilustrował ją od góry do dołu, czekając na cud, aż ręcznik sam się zsunie.
   — Popatrzeć sobie nie można?... — odparł z uśmieszkiem, wciąż patrząc się na jej ciało.
   — Nie, nie można!
   Nagle się zapowietrzył, spoglądając w stronę lustra.
   — Spójrz! — wskazał na nie palcem.
   Malwina odwróciła głowę za siebie.
   Mąż wykorzystał chwilę i zdjął z niej całkiem ręcznik, który wylądował na podłodze. Gwałtownie przyciągnął do siebie Malwinę i oparł czoło o jej czoło.
   Kobieta była zaskoczona postępowaniem męża. Gapiła się w jego oczy, gdy on się szeroko uśmiechał.
   Pan Huang zerknął przelotnie na jej piersi.
   — Była umowa, prawda? — powiedział, gładząc Malwinę po ramionach.
   Żona westchnęła.
   — Zaczynam powoli żałować, że zawarłam ten zakład...
   Mąż się roześmiał.
   — Mówi się trudno. Ja nie rzucam słów na wiatr i zabrałem cię na przejażdżkę.
   — Zitao, błagam... — odparła, przykładając rękę do skroni.
   Pan Huang przyjrzał się jej uważniej.
   — Co?
   — Jest bardzo późno i chcę iść spać, a do tego głowa mnie boli... Daruj sobie... — odparła z małymi pretensjami, sięgając po koszulę nocną i ją założyła.
   Mąż zamilkł. Wbił wzrok w randomowy punkt, marszcząc przy tym brwi, jakby z niezadowolenia.
   Malwina zauważyła to.
   — No, nic już na to nie poradzę, że jestem w ciąży i będę mieć częstsze bóle głowy... Skoro źle się czuję, to chyba normalne, że nie chcę się z tobą kochać, prawda? Gdyby na ciebie padło i ja bym cię namawiała, na pewno byś na mnie gniewał, że cię zmuszam... — mówiła już z nerwami w głosie, po czym wyszła z łazienki.
   Pan Huang oddychał szybko, następnie wychodząc z łazienki i podążał za żoną, która kierowała się w stronę sypialni.
   — Mnie chodzi tylko o...
   — O zakład, tak? — przerwała mu natychmiast. — Rozumiem, że nie obchodzi cię, jak się czuję... Bo niestety, kiedy ty masz ochotę, to ja też muszę. No, przykro mi bardzo, ale to tak nie działa... To tak samo, gdybym cię namawiała, żebyś ze mną coś rysował, a ty nie chcesz tego robić, bo, nie oszukujmy się, nie masz do tego zacięcia...
   Mąż marszczył mocno brwi, kiedy stał naprzeciwko Malwiny.
   — Mnie chodzi tylko o dane słowo...
   — Jeśli nadal mamy trzymać się tego zakładu, to przypominam ci, że sam zadeklarowałeś, że wygrałam, więc z logicznego punktu widzenia, tylko ja powinnam otrzymać od ciebie nagrodę.
   — Ale sama mi powiedziałaś, że, aby było sprawiedliwie, obie strony powinny dać sobie nawzajem nagrodę...
   Malwina pokręciła głową na boki z bezsilności.
   — Tobie zależy tylko na seksie...
   Pan Huang przytwierdził ją gwałtownie do ściany, łapiąc Malwinę za ręce, które po chwili również przytwierdził. Nie miała jak się uwolnić.
   — Nie waż mi się mówić, że zależy mi tylko na seksie! — warknął.
   Malwina patrzyła na mężczyznę ze strachem w oczach. Pojedyncza łza spłynęła jej po twarzy, niebawem zwieszając głowę, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z mężem.
   Pan Huang nagle oprzytomniał. Rozejrzał się po pokoju, szybko puszczając żonę.
   — Przepraszam... — wyciągnął dłoń do jej policzka.
   Malwina zaś uderzyła go lekko w rękę, by potem wybiec z sypialni z płaczem.
   Mężczyzna pobiegł za nią. Stanął przy drzwiach od łazienki, które zostały zamknięte na zamek od środka przez Malwinę. Słyszał jedynie jej płacz i widział zapalone światło przez mały prostokąt niewyraźnej szyby. Szarpnął parę razy klamką.
   — Kotku, otwórz drzwi... — mówił łagodnym tonem, lecz jego głos jakby się załamywał.
   Kobieta milczała. Płakała tylko i nie odpowiadała.
   Mężczyzna przełknął ślinę przez ściśnięte gardło.
   — Otwórz drzwi i wyjdź do mnie... — miał szklane oczy od łez. — Obiecuję, że jak wyjdziesz, to pójdziemy od razu spać.
   — Nie wyjdę... — załkała.
   — Ale dlaczego?
   — Boję się...
   Mąż milczał przez chwilę.
   — Czego się boisz, słońce?
   — Ciebie...
   Na tę odpowiedź pan Huang aż cały zaczął się trząść. Chwycił się za lewą pierś, czując kłucie w sercu. Po chwili mu przeszło i odetchnął głęboko. Mimo to jedna łza pociekła mu po policzku.
   — Przecież ja nigdy bym cię nie skrzywdził... Dobrze o tym wiesz...
   — B-boję się, ż-że mnie zgw-zgwałcisz...
   Pana Huanga zatkało. Utkwił wzrok w drzwi.
   — O czym ty mówisz?... — nie wytrzymał i zaczął walić pięścią w drzwi. — O czym ty mówisz?! Otwieraj te pieprzone drzwi! Wyjdź do mnie! — krzyczał przez rozpacz, powoli zsuwając się przodem po drzwiach.
   Malwinę zaskoczyło zachowanie męża i jego reakcja.
   Otworzyła zamek, a zaraz potem ostrożnie drzwi, aby nie uderzyć męża, kiedy siedział na podłodze.
   Pan Huang wstał natychmiast, rzucając się w ramiona żony, mocno płacząc i głośno wyjąc.
   Malwina tuliła mężczyznę cały czas.
   Kiedy pan Huang trochę się uspokoił, spojrzał na Malwinę.
   — Przepraszam... — wydusił z siebie.
   — Ciii... — uciszała go, układając dłonie na jego policzkach. — Już dobrze...
   — Nic nie jest dobrze...
   — Owszem, jest...
   — Nic nie jest dobrze, bo jutro przychodzi mój tata do naszego domu...
   Zapanowała totalna cisza, a Malwina patrzyła na męża, jakby wystraszona tą niespodziewaną wiadomością.

KONIEC LVII ROZDZIAŁU

|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz