XLIX

387 14 0
                                    

Rano pierwsza obudziła się Malwina. Rozciągnęła się na łóżku, leżąc tyłem do męża. Usiadła, zakrywając piersi kołdrą, spoglądając potem na pana Huanga.
   Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się szeroko.
   — Przy mnie możesz chodzić nago... Nie będę wybredny — wodził wzrokiem po jej ramieniu, nagle zdejmując z niej kołdrę.
   Malwina westchnęła zrezygnowana. Zerknęła na swoje odsłonięte piersi, które jednak były trochę przykryte jej długimi włosami. Spojrzała na męża.
   — Zadowolony?
   — Byłbym jeszcze bardziej zadowolony, gdybyś się tu do mnie zbliżyła... — nie mógł powstrzymać uśmieszku, gdy obserwował każdy skrawek ciała żony.
   Zaśmiała się z niego pod nosem. Niebawem usiadła przy panu Huangu, na co ten przyciągnął ją do siebie i nie puszczał.
   — No co ty robisz? — odparła ze śmiechem.
   — Jestem trochę głodny...
   — To nie możesz sobie pójść do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia?
   — Nie... Bo chcę zjeść ciebie! — przewrócił Malwinę na plecy, będąc nad nią, kiedy namiętnie całował ją po szyi i ramieniu.
   Dziewczyna śmiała się z niego, bawiąc się w tym czasie włosami męża.
   — Ale ja nie jestem głodna.
   — Ale ja...
   Oboje milczeli, kiedy słuchali burczenia w brzuchu Malwiny.
   Pan Huang przygryzł dolną wargę, uśmiechając się cwanie do niej.
   Ona zaś się usprawiedliwiała.
   — Jestem głodna... ale inaczej.
   — Po prostu jesteś głodna i już... Ale na szczęście twój mężuś jest blisko ciebie... — zaczął znowu całować Malwinę po ramieniu.
   Malwina ciężko westchnęła, popychając go na bok. Usiadła na mężu okrakiem i wpiła się w jego usta znienacka.
   Pan Huang wybałuszył oczy, które z czasem zamknął i oddawał czuły pocałunek.
   Dziewczyna przerwała i spojrzała na niego uważnie.
   — To za ten pocałunek po złożeniu przysięgi... — pokazywała na niego palcem wskazującym, po czym wstała z łóżka, chcąc się ubrać.
   Pan Huang zaczął się śmiać, powoli się podnosząc, by jeszcze poprzyglądać się Malwinie, wykorzystując moment, że nie miała nic na sobie.
   — No wiesz... — mówił z przerwami, gdy ciągle wodził wzrokiem po jej ciele. — Jeśli była to kara, to... — zawiesił się na chwilę, kiedy Malwina odwróciła się do niego przodem, jednocześnie ubierając bieliznę.
   Przyjrzała mu się.
   — To... co?
   Ocknął się, po chwili siadając na skrawku łóżka, zakładając bokserki. Wstał, by podejść do Malwiny, a potem przytwierdził ją do ściany.
   — To taka kara mi pasuje... — uśmiechał się, gdy ściskał pośladek żony.
   — Daj mi się ubrać...
   — A po co się ubierać? — zerknął na jej ciało.
   — Żeby posprzątać dom, ugotować obiad, wyprasować ci garnitur, zająć się dzieckiem...
   — I zająć się mężusiem... — przerwał, składając pocałunek na jej czole. — No dobra... Ubieraj się... Ja też się ubiorę.

Malwina szykowała do obiadu, biorąc trochę wody na łyżce do ust, by się upewnić, że zupa była dobra. Gotowała zupę pomidorową. Uśmiechnęła się delikatnie, następnie wyjmując talerze, aby nalać do nich gotową zupę.
   Niebawem zjawił się pan Huang z małym Sehunem na rękach. Całował jego twarzyczkę, przez co chłopczyk śmiał się słodko.
   — Widzisz, jak mamusia gotuje obiadek? — mówił do dziecka. — Za chwilę będziemy wcinać zupkę.
   Sehun uśmiechnął się do taty, zasłaniając przy tym swoje usta rączką.
   Pan Huang cmoknął go w policzek. Odwrócił wzrok w stronę żony, widząc, że kładła już jeden talerz z zupą na stole. Zasiadł do stołu z dzieckiem, mieszając łyżką w zupie pomidorowej. Spojrzał na maluszka, który się cicho zaśmiał.
   — Co cię tak bawi? — spytał z uśmiechem, mieszając dalej.
   Chłopczyk znów się zaśmiał.
   — No co cię tak bawi? — spojrzał na niego ponownie, tym razem śmiejąc się z dziecka.
   Sehun po raz kolejny się zaśmiał, ale nieco głośniej niż poprzednim razem.
   Malwina podeszła z następnym talerzem dla siebie, kładąc go na stole, potem skupiając wzrok na śmiejącym się dziecku. Ona również cicho się zaśmiała, lecz szybko zakryła usta ręką.
   Pan Huang nic już nie rozumiał.
   — Z czego się tak śmiejecie?
   — Co ci się stało z włosami? — powstrzymywała się od śmiechu.
   Mężczyzna machinalnie dotknął swojej głowy, sprawdzając włosy. Wzruszył ostatecznie ramionami.
   — Co jest z nimi nie tak?
   — Czesałeś się w ogóle rano? — pan Huang zmarszczył nieco brwi. — Bo masz niezła burzę na głowie... No i... kosmyk włosów ci sterczy... — zaśmiała się.
   Pan Huang przymknął oczy i głęboko westchnął, opuszczając głowę.
   — No nie... — burknął.
   Sehun wybuchł nagłym śmiechem.
   Ten śmiech był bardzo zaraźliwy... Pan Huang również nie mógł w tej chwili się opanować, więc śmiał się, jak najęty.
   — Weź mu coś powiedz... — mówił przez śmiech.
   — Może po prostu idź się uczesz raz, a porządnie, a ja nakarmię dziecko.
   I tak też mąż postąpił.

●●●

Kolejnego dnia pan Huang wcześnie rano wyszedł z domu, by czym prędzej dotrzeć do pracy. Wysiadał właśnie z samochodu i pokierował się w stronę budynku. Pierwsze co, to udał się do sali biologicznej, poprawiając swój krawat, będąc już na miejscu. Stał nad biurkiem, jednocześnie przeglądając jakieś kartki, zapewne sprawdziany, które już wcześniej zostały przez niego przygotowane dla pewnej klasy. Napiwszy się trochę wody, utkwił następnie wzrok na zegarze, który wskazywał równie 8:00.
   Zadzwonił dzwonek na lekcje.
   Mężczyzna podszedł do drzwi, które potem otworzył na oścież, aby młodzie mogła wejść do środka.
   Siedząc już przy biurku, czekał tylko, aż wszyscy uczniowie zasiądą do swoich ławek. On w tym czasie bacznie ilustrował sprawdziany, po czym wstał z miejsca, rozglądając się po klasie. Jego twarz była dokładnie taka sama, jak dawniej; kamienna, a postawa nauczyciela była pewna siebie.
   Uczniowie stali przy ławkach, patrząc się na pana Huanga. Przywitali się.
   — Dzień dobry — odpowiedział, wychodząc na środek klasy. — Usiądźcie pojedynczo.
   I tak też postąpili.
   Pan Huang po rozdaniu sprawdzianów mógł usiąść na swoje miejsce. Zerkał co jakiś czas na uczniów dla pewności, że nikt nie ściągał. Na szczęście każdy pisał samodzielnie, w przeciwnym razie gorzko by ta osoba tego pożałowała...
   Pod koniec lekcji nauczyciel zbierał kartki od wszystkich, podchodząc potem do biurka.
   Wkrótce rozbrzmiał dzwonek, ogłaszający przerwę.
   Cała klasa spakowała swoje rzeczy i wyszła z sali. No, może... nie wszyscy...
   Niedaleko stojącego pana Huanga, który tymczasem przeglądał książkę, stała pewna uczennica. Spod jej długich i ciemnobrązowych włosach widniała twarzyczka, która wydawała się być niewinna. Obserwowała poczynania nauczyciela i nie odchodziła, jakby miała do niego jeszcze jakiś interes. Pytanie tylko, jaki? I jeśli w ogóle jakiś miała? Niestety strach ją paraliżował, aby podejść do mężczyzny, dlatego też stała i cierpliwie czekała, aż on sam zwróci na nią uwagę.
   Ostatecznie pan Huang odwrócił się tyłem do niebieskookiej dziewczyny. Pochłonięty był czytaniem pewnego fragmentu w książce, gdzie następnie odłożył ją na biurko i sięgnął po telefon. Dopiero chwilę później stanął na tyle bokiem, aby spostrzec kątem oka czyjąś niewyraźną posturę. Odwrócił zatem głowę, wreszcie zauważając uczennicę. Nie ukrywał wcale małego zaskoczenia jej obecnością, aczkolwiek zmrużył nieco oczy na dziewczynę, nie wiedząc, co się mogło stać?
   Poprawił powtórnie swój krawat i jął zapytać:
   — Coś się stało?
   Ona westchnęła po cichu, niebawem podchodząc do mężczyzny.
   — Chciałam tylko spytać czy... — wymyślała. — do jutro sprawdzi pan sprawdziany?
   — Postaram się, ale niczego nie obiecuję.
   Julia — bo tak miała na imię — pokiwała parę razy zrozumiale głową, skupiając po chwili wzrok na panu Huangu.
   Przygryzła trochę dolną wargę, po czym zerknęła do otwartej książki, którą trzymał nauczyciel na swoim biurku i coś czytał. Był to podręcznik do biologii.
   — A wytłumaczyłby mi pan jeszcze raz, jak przebiega proces rozmnażania płciowego?
   Pan Huang zerknął na Julię, wzdychając.
   — Dobrze, mam chwilę czasu, to mogę ci pokrótce wytłumaczyć — sięgnął po butelkę z wodą, by się napić.
   — Najlepiej, jakby pan pokazał, jak to działa w praktyce.
   Mężczyzna na słowa uczennicy zakrztusił się wodą, mocno przy tym kaszląc i łapiąc się za gardło. Odstawił natychmiast butelkę i odwrócił się tyłem do dziewczyny, aby się uspokoić. Wziął parę głębokich wdechów i wydechów. Miał mieszane uczucia. Kiedy odwrócił się całym ciałem do Julii, czuł jednocześnie gniew i zdezorientowanie. Czuł, że mógłby ją rozszarpać na kawałki za ten tekst, ale z drugiej strony nie wiedział, jak postąpić w takiej napiętej sytuacji.
   Pan Huang przymknął na moment oczy, głowę kierując gdzieś przed siebie, byle nie spojrzeć na dziewczynę, a palcem wskazał jej drzwi.
   — Wynoś się — próbował mówić opanowanym tonem, jednak szło usłyszeć w jego głosie zdenerwowanie. Jako że Julia nie ruszała się z miejsca, będąc nieco przestraszoną jego reakcją, raczył podnieść na nią głos, kierując wzrok równocześnie na dziewczynę: — Wynocha! I żebym cię dzisiaj więcej na oczy nie widział! W przeciwnym wypadku wylądujesz u dyrektora! I to ze mną! Sam osobiście cię do niego zaprowadzę, chyba że znikniesz mi z oczu! — zamknął oczy, zaczynając liczyć. — Liczę do pięciu... Raz!... Dwa!...
   Julia wybiegła z sali, trzaskając drzwiami.

KONIEC ROZDZIAŁU XLIX



|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz