XLV

423 13 0
                                    

Mao trzymał telefon nieżyjącego pana Oh w ręku i wpatrywał się w Basię, stojąc w przedpokoju. Nie okazywał wcale zadowolenia...
   — Powiedziałaś mu, gdzie jestem?
   Basia przełknęła nerwowo ślinę, wycierając ręce spod spodu z krwi w mały fartuszek.
   — Nie... Ale on chyba wie, gdzie mieszkasz.
   — Oczywiście, że wie, idiotko! — uderzył ją prosto w twarz.
   Dziewczyna upadła na podłogę, łapiąc się za jeden policzek. Uniosła wzrok na mężczyznę, mając szklane oczy od łez, starała się też podnieść, ale trzęsące ręce jej to uniemożliwiały. Bała się.
   Mao zaciskał pięści.
   — Miałaś mu powiedzieć, że się przeprowadziłem! Czy tylko ja muszę za wszystkich tutaj myśleć?! Ja jedyny?!
   — Przecież sam chciałeś się z nim zobaczyć, żeby go zabić! — odparła Basia nieco podniesionym głosem z wystraszenia.
   Mao zamilkł. Analizował odpowiedź dziewczyny, a potem swoją i spojrzał na Basię. Uśmiechnął się cwanie.
   — Ano racja... — podszedł do niej, chwytając ją za ramię i przyciągnął w swoją stronę. — Może i jednak nie jesteś taka głupia, za jaką cię uważam...
   Ona patrzyła na Mao ze strachem w oczach.
   Mężczyzna zmarszczył groźnie brwi i popchnął dziewczynę.
   — A teraz zejdź mi z oczu. I lepiej, żebyś mi się nie ukazywała do czasu, aż zabiję brata.
   Basia oddychała szybko, kiedy usłyszała od Mao, co chciał zrobić panu Huangowi. Dlatego też prędko pobiegła w swoją stronę, zostawiając go samego.

●●●

Pan Huang dobijał się do drzwi od domu brata i krzyczał:
   — Wiem, że tu jesteś! — zrobił krótką przerwę. — Otwieraj te drzwi, albo sam je wyważę!
   Stał przed nimi i czekał cierpliwie. Minęło sporo czasu, dlatego mężczyzna westchnął ciężko i zaczął wyważać drzwi. Z czasem udało mu się to uczynić. Drzwi leżały w przedpokoju, gdy w tym czasie rozmasowywał swoje ramię i trochę nogę.
   Pan Huang nareszcie wszedł do środka. Stanął w przedpokoju, obok drzwi, nikogo nie zastając. Mrużył oczy, będąc bardzo czujnym, gdyby jemu bratu przyszło do głowy go zaatakować.
   Wtem usłyszał czyjś płacz. Przystanął na moment w jednym miejscu i spojrzał na jedne drzwi, znajdujące się niedaleko niego. Były lekko uchylone. Mężczyzna podszedł po cichu, ostrożnie potem zerkając do środka, spostrzegając swojego brata stojącego naprzeciwko jakiejś leżącej osoby na łóżku. Widział, że ta osoba była ranna i miała długie włosy. Wtedy właśnie uświadomił sobie, że była to Malwina. Ta scena bardzo go rozczuliła, a na widok Malwiny jego serce zaczęło bić znacznie szybciej. Miał wrażenie, jakby zaraz miało ono wyskoczyć z jego piersi.
   Mao rozmasowywał sobie swoją pięść, ruszając przy tym palcami, kiedy wzrok miał wbity w dziewczynę i nie okazywał wcale zadowolenia.
   — Siadaj! — podniósł głos, obserwując ją uważnie.
   Malwina ledwo co usiadła, a Mao od razu chwycił ją za włosy i przyciągnął do siebie. Dziewczyna jęczała z bólu.
   On zaś nakierował jej zrozpaczoną twarz do swojej twarzy. Niespodziewanie wbił się w jej usta, powoli kierując dłoń pod bluzkę dziewczyny.
   Malwina uderzyła Mao w policzek z otwartej dłoni, zostawiając na nim czerwony ślad.
   Mao wpatrywał się w jeden punkt, kipiąc ze złości, po czym chwycił Malwinę za ręce i przytwierdził ją całą do łóżka.
   — Zostaw mnie! — krzyknęła, gdy rozrywał jej bluzkę.
   Niebawem Mao upadł na podłogę, tracąc przytomność.
   Malwina leżała cały czas na plecach, wkrótce znowu widząc jego twarz blisko jej twarzy. Chwyciła go za ramiona i mocno nim szarpała. Dziewczyna przewróciła go na łóżko i usiadła na nim, uderzając mężczyznę znowu w policzek. Ponownie zaczęła szarpać go za ubranie, krzycząc:
   — Zostaw mnie! Nigdy ci nie podaruję tego, że zabiłeś mi męża! Słyszysz?! — przyglądała mu się. — Odezwij się, chamie! Odezwij się!
   Malwina zmrużyła trochę oczy, dokładnie analizując twarz złoczyńcy. Dostrzegła jednak, że jego włosy były brązowe, na twarzy nie miał żadnej blizny. Nawet ubiór był zupełnie inny, bo miał na sobie biały garnitur.
   — Wyglądasz tak... inaczej... — nie rozumiała. — Wyglądasz jakoś... jak... — poczuła delikatny dotyk jego dłoni na swoim policzku. W końcu zaparło jej dech w piersiach i wybałuszyła oczy. — Zi... Zi...
   — To ja, najdroższa — trzymał jej oba policzki. Jego oczy były wypełnione wrażliwością i troską. Oglądał każdy skrawek twarzy Malwiny. Niebawem usiadł razem z nią na łóżku i mocno tulił do siebie, rozpaczając. — Tak cię bardzo przepraszam... za wszystko...
   Malwina była w ciężkim szoku. Czuła jedynie ciągłe gładzenie jej włosów i twarzy, niekiedy nawet czułe pocałunki, których się nie wypierała. Nic do niej w tej chwili nie docierało. Podniosła ostatecznie głowę, by przyjrzeć się panu Huangowi.
   — Przecież... — nie wiedziała, co mówić. — Byłeś we Francji... Jesteś modelem... Jesteś sławny... Każdy cię zna... Jesteś bogaty, masz wszystko, co sobie tylko zapragniesz... J-jesteś... jesteś... — jej głos zaczął się łamać, kiedy dłoń pana Huanga spoczywała na jej policzku, a on wpatrywał się w jej oczy z wielką czułością i z bliska.
   Pan Huang ułożył następnie drugą dłoń na drugim policzku Malwiny, nie spuszczając z niej oka.
   — Byłem, ale jestem tutaj. Byłem modelem, ale już nie jestem. Byłem sławny przez jakiś czas, ale już nie. Każdy mnie znał i być może każdy będzie mnie pamiętał, ale to nie jest takie pewne, a mnie to nie interesuje. Byłem bogaty... ale pod względem materialnym. Miałem wszystko, co sobie tylko zażyczyłem... ale jednej rzeczy nie mogłem mieć...
   Malwinie łzy napłynęły do oczu, przypominając sobie wszystko, co się wydarzyło przed jego wyjazdem. Spuściła wzrok, nie chcąc na niego patrzeć, jakby wciąż miała uraz do pana Huanga.
   Mężczyzna podniósł jej podbródek delikatnie, aby na niego popatrzyła.
   — Nie mogłem mieć ciebie — dokończył nieco ściszonym głosem, a usta zaczęły mu drżeć.
   Dziewczyna przyglądała się jego twarzy. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, na co odwróciła wzrok.
   — A-ale... ty mnie nienawidzisz...
   — Już wtedy ci wybaczyłem... — przytulił ją, napawając się wonią włosów dziewczyny. — Jeśli ktoś kogoś kocha, jest w stanie mu przebaczyć każdy uczynek...
   — To takie słodkie, że aż rzygać mi się chce...
   Oboje spojrzeli na siebie, a potem odwrócili głowy, spostrzegając stojącego Mao, który chwiejnie podchodził do ściany, żeby się oprzeć i przyglądał się bratu oraz dziewczynie. Trzymał się jedną ręką za głowę, a drugą opierał na ścianie.
   Pan Huang podniósł się z miejsca. Stał na razie przy Malwinie i obserwował, co robił jego brat.
   — Mogę wiedzieć, co ty wyczyniasz? — odezwał się surowym głosem. — Czyżby leki przestały działać? — zakpił sobie.
   Mao podszedł do niego i chwycił brata za kołnierz od marynarki.
   — Nic o mnie nie wiesz, jasne?! — krzyknął mu w twarz.
   — Przyznaj się... Ile już czasu minęło, odkąd przestałeś zażywać leki? — ciągnął dalej, uśmiechając się zadziornie.
   Mao powoli nie wytrzymywał.
   — Nie prowokuj mnie! Bo inaczej... — podszedł do stolika, biorąc broń do ręki i nakierował go na Malwinę. — Bo inaczej ona pożegna się z życiem!
   Pan Huang przestał się uśmiechać i zerknął na przerażoną dziewczynę. Rozejrzał się po pokoju i zmarszczył brwi. Przyjrzał się uważniej bratu, a potem pistoletowi.
   — Strzelaj.
   — Co?! — krzyknęła Malwina, wbijając wzrok w pana Huanga.
   Mao myślał, że się przesłyszał.
   — Zabiję ją! — ostrzegał.
   Pan Huang jedynie przytakiwał głową.
   — Strzelaj, strzelaj...
   — Zitao!  — wrzasnęła spanikowana Malwina.
   Mężczyzna zerknął przelotnie na dziewczynę, puszczając jej oczko.
   Malwina nie wiedziała za bardzo, jak ma to rozumować.
   Mao w tym czasie zerkał tu na brata, tu na Malwinę, będąc zdezorientowanym. Wodził wzrokiem po całym pokoju, nie wiedząc, co czynić. Stanął ostatecznie sztywno i trzymał broń w kierunku siedzącej dziewczyny. Zerkał ukradkiem na brata, aby upewnić się, że go obserwuje. Z czasem opuścił rękę bardzo powoli i spojrzał się w dół.
   Pan Huang podszedł do niego i wyrwał mu broń z dłoni, wyjmując wszystkie naboje. Kiedy pistolet był pusty, rzucił nim na podłogę i wbił wściekły wzrok w Mao.
   Tym razem to Mao cały drżał ze strachu, kiedy brat powoli kierował się z nim do ściany.
   W panu Huangu coś pękło. Mocno złapał bliźniaka za bluzkę i szarpał nim z całych sił.
   — Żebym ja ciebie zaraz nie zabił! — wrzasnął mu prosto do ucha, popychając go na podłogę.
   Mao jęknął pod nosem, łapiąc się za ramię.
   Pan Huang próbował się opanować, biorąc głębokie wdechy i wydechy. Odwrócił się do Malwiny i podszedł do niej, biorąc ją na ręce ostrożnie. Przypatrywał się dziewczynie, kiedy ona miała opartą głowę na jego ramieniu i się trzęsła.
   Mao obserwował spode łba odchodzącego brata z Malwiną, głęboko oddychając. Wziął głęboki wdech i wypuścił powietrze, opuszczając w tym czasie głowę na dół, jakby się poddawał.

●●●

Malwina rozpaczała w tors pana Huanga, gdy oboje przebywali w ciasnym pomieszczeniu, gdzie leżał martwy pan Oh. Dziewczyna siedziała obok pana Huanga, kiedy klęczał przy zwłokach i gładził włosy dziewczyny.
   Mężczyzna wzrok miał skupiony na przyjacielu. Zerknął następnie na Malwinę, układając brodę na jej głowie, jakby łączył się z nią w bólu. W jego oczach ukazały się łzy.

KONIEC ROZDZIAŁU XLV











|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz