XXXII

618 20 1
                                    

— Zitao! — krzyknęła Mei, kiedy wchodziła do mieszkania brata, kierując się do jego pokoju, mając pretensje, że nie przyjechał do niej. — Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie?!...
   Pan Huang siedział na łóżku z córeczką na rękach, a wzrok miał wlepiony w podłogę, mając łzy w oczach. Pociągnął nosem i spojrzał na siostrę smutnymi oczyma.
   Mei aż oniemiała na widok pustego pokoju. Rozejrzała się wszędzie, nie widząc zupełnie niczego, poza łóżkiem i rzeczy poustawianych na podłodze, które przedtem stały na półkach i szafkach, których już nie było. Podeszła do brata, wyciągając ręce w jego stronę, nie wiedząc, co powiedzieć.
   — Co tu się stało?...
   Pan Huang spuścił wzrok na śpiącą córkę i ciężko westchnął.
   Siostra jednak nie czekała na jego odpowiedź.
   — Spłaciłeś ten dług?
   Milczał.
   Kobieta westchnęła, wymachując rękami z bezradności.
   — Ostrzegałam cię... Przypominałam ci, żebyś wszystko wpłacił! Dlaczego tego nie zrobiłeś?! Dlaczego?!
   Pan Huang zmarszczył brwi na siostrę, która momentalnie przybrała inny wyraz twarzy.
   — Bo nie mam pieniędzy! — rozejrzał się dookoła, spuszczając potem głowę, jakby powiedział coś, co od dawna ukrywał.
   Mei skupiła wzrok uważniej na bratu.
   — Co?
   — Nie mam pieniędzy...
   Siostra usiadła obok niego, przybierając smutną minę.
   — Ile miałeś spłacić długu?
   — 14.000 zł...
   Mei aż złapała się za głowę.
   — Ile?!
   Pan Huang otworzył usta, by już odpowiedzieć, po czym się pohamował i zamyślił się na moment.
   — A nie... 40.000 zł... — spuścił głowę.
   — Ile?! — podniosła głos jeszcze bardziej, wstając z łóżka. — Skąd wzięła się taka suma?!
   Przełknął ślinę przed zaciśnięte gardło.
   — Moja była żona wzięła kredyt, gdy byliśmy jeszcze małżeństwem... Rozwiedliśmy się, a teraz ja muszę to spłacać...
   — Ale dlaczego akurat ty?
   — Bo wzięła ten kredyt na mnie — spojrzał na Mei. — Zrobiła to specjalnie, bo wiedziała, że mam zamiar się z nią rozwodzić. A już wtedy jej nie kochałem...
   Kobieta usiadła z powrotem, by pogładzić brata po jego ramieniu dla pocieszenia.
.  Mężczyzna odsunął się nieco ręką od niej, będąc załamanym obecną sytuacją. Pociągnął nosem, a jedna łza spłynęła mu po policzku.
   — Daj mi spokój... — wydukał, chowając twarz w włosy Kasi.
   — Zitao, chcę ci pomóc. Jestem twoją starszą siostrą, daj sobie pomóc. Mogę ci dać te pieniądze...
   — Nie! — podniósł nieco głos, ale nie odwracał głowy w jej kierunku. — Nie... Bo znowu będę u ciebie dłużny... Z deszczu pod rynnę... — zassał powietrze, kiedy starał się aż tak bardzo nie płakać, ale w pewnych momentach mu to nie wychodziło. — Idź już... proszę...
   Mei pierwszy raz słyszała u brata ten błagalny ton. Uszanowała jego decyzję, po czym wstała z miejsca i ruszyła powolnym krokiem w stronę przedpokoju, zerkając jeszcze na przygnębionego brata.
   — Zawsze możesz do mnie przyjechać i poprosić o te pieniądze...   powiedziała na koniec i weszła do przedpokoju, następnie wychodząc z jego domu.
   Pan Huang westchnął drżącym głosem i spojrzał na córkę, która się obudziła.
   Kasia rozejrzała się po pokoju, a potem utkwiła swe słodkie oczka na ojca, dotykając jego policzka dłonią, aby otrzeć mu łzę.
   Pocałował jej paluszki ostrożnie, łapiąc delikatnie jej rączkę, którą go dotykała.
   — Zabrano mi wszystkie dobra materialne... ale nikt nie zabierze mi ciebie — utulił córeczkę czule do siebie i ucałował ją w policzek. — Jesteś moim całym światem... Mój skarb najdroższy... Mam w życiu dwie najważniejsze dla mnie osoby; ciebie i Malwinę... Oddałbym za was życie, gdyby była taka konieczność...

●●●

W następnym tygodniu Malwina szła już normalnie do szkoły. Po szkole wracała od razu do domu, nie czując się zbyt dobrze; bolała ją głowa i miewała bóle w żołądku, przez co nie miała apetytu, nie zjadła nawet drugiego śniadania w szkole.
   Stojąc przy parkingu, zaczęło jej się kręcić w głowie. Usiadła na ławce obok i czekała, aż przestanie ją boleć. W międzyczasie rozglądała się za panem Huangiem, ale nigdzie go nie było. Ujrzała za to pana Oh, idącego w stronę parkingu.
   Nauczyciel zatrzymał się, spostrzegając cierpiącą Malwinę. Podszedł do niej i usiadł obok.
   — Co się dzieje? — zapytał zatroskanie, patrząc się na uczennicę z czułością w oczach.
   — Żołądek...
   Pan Oh zerknął na jej dłoń, którą trzymała się za brzuch.
   — Chodź, odwiozę cię do domu — złapał jej nadgarstek i wstał razem z Malwiną.
   Dziewczyna niechętnie się podniosła, po chwili upierając się i zabrała mu swoją rękę.
   — Nie — powiedziała.
   Pan Oh wbił nagle w nią wzrok, nieco zaskoczony jej odmową.
   — Co powiedziałaś?
   — Nie.
   Podszedł do niej bliżej, niepokojąco marszcząc brwi, gdy się patrzył na Malwinę.
   — Jak śmiesz mi odmawiać? Zdaje się, że jesteś moją dziewczyną, a ja muszę się o ciebie troszczyć, dbać o twoje zdrowie i cię chronić, prawda?
   Malwina pierwszy raz widziała go w takim stanie.
   — A-ale...
   Pan Oh zacisnął pięść, kiedy nadal miał utkwiony wzrok w oczy dziewczyny.
   Malwina zerknęła przelotnie za pana Oh, spostrzegając zmierzającego w ich stronę pana Huanga, który chwilowo był zajęty poprawianiem szalu na swoim płaszczu.
   — Może lepiej już idź... — powiedziała przerażona.
   — Ani mi się śni.
   — Proszę... bo będzie źle — zerkała bez przerwy za pana Oh, widząc pana Huanga coraz bliżej.
   — Zawiozę cię do domu i koniec tematu! — podniósł trochę głos.
   Dziewczyna spojrzała na niego z pełnym skupieniem, po czym odwróciła jego uwagę, zabierając teczkę pana Oh i rzuciła nią gdzieś w dal.
   — Zwariowałaś?! — zdenerwował się i pognał po nią.
   Pan Huang stanął niedaleko Malwiny, spostrzegając za nią pana Oh, podnoszącego swoją teczkę z ziemi. Podszedł do dziewczyny i ją przytulił, kiedy pan Oh nie patrzył i oboje zniknęli za samochodami.
   — Co ci strzeliło?!... — przerwał pan Oh, stojąc już prosto i rozejrzał się dookoła, zauważając odjeżdżającego pana Huanga swoim samochodem, dostrzegając obok niego siedzącą Malwinę.
   Pan Huang wyjechał z miejsca, zatrzymując się na moment, by pocałować Malwinę w policzek i następnie ruszył w stronę wyjazdu spod budynku szkoły.
   Pan Oh stał z teczką w ręku, którą niebawem upuścił, a zacisnął pięść z nerwów.
   — Albo on, albo ja...

|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz