XLIII

401 14 0
                                    

Malwina leżała razem z panem Oh na podłodze w jakimś ciasnym i nieznanym im zupełnie pomieszczeniu. Dziewczyna wkrótce otworzyła oczy, nadal pojękując z bólu postrzelonego uda. Ujrzała męża, który również odzyskał przytomność i próbował się podnieść, lecz ból ramienia był bardzo dokuczliwy. Malwinie cudem udało się usiąść i oprzeć się tyłem o ścianę. Ręce miała zdrowe, więc pomogła mężowi przysunąć się do niej.
   Niebawem oboje już siedzieli blisko siebie.
   Pan Oh obejmował żonę, żeby była bezpieczna. Rękę ułożył na jej brzuchu, by upewnić się, że dziecku nic się nie stało, ale również chciał je ochronić.
   — Dziecku nic nie jest? — spytał zatroskanie, czując, jak kręci mu się w głowie.
   — Dziecko jest całe. Sehun? — Malwina przyjrzała się mężowi, widząc potem, jak kładzie głowę na jej ramieniu.
   — Źle się czuję... Słabo mi... — mamrotał.
   — Ja tak samo... Gdzie my w ogóle jesteśmy?...
   Pan Oh zerknął na swoje obandażowane ramię. Na ten widok doznał szoku. Potem skierował wzrok na nogę swojej żony, na której też widniał bandaż.
   — O co tu chodzi?... — nie rozumiał.
   Oboje nagle wzdrygnęli się w jednym miejscu po usłyszeniu donośnego trzasku drzwiami, które zamknęła tajemnicza osoba i która wcześniej zaatakowała ich obojgu.
   Malwina zaczęła oddychać niespokojnie, bardzo się bojąc tego, co za chwilę może się wydarzyć.
   Pan Oh zaś mocno utulił żonę, aby ją obronić przed każdą czynnością, jaką mógłby dokonać ten zbrodniarz w najmniej oczekiwanym momencie. Ręką gładził brzuch Malwiny i ciągle wpatrywał się w tę osobę, która zbliżała się do nich powolnym tempem.
   Zbrodniarz odsłonił swą twarz, zdejmując chustę, i przypatrywał się głównie panu Oh, który rozchylił usta. Miał on czerwone włosy i małą bliznę na lewym policzku, która była prawie niewidoczna. Czyżby to był pan Huang? Pofarbował on włosy?
   — Poznajesz mnie?
   Malwina, zdezorientowana, patrzyła tu na zbrodniarza, tu na męża, nie rozumiejąc, co się dzieje. Czyżby właśnie na własne oczy ujrzała twarz pana Huanga? Ciągle miała mętlik w głowie.
   — Zitao? — spytała, będąc w ciężkim szoku.
   On zaśmiał się cwanie.
   — Nawet mi nie wspominaj o tym idiocie... — odparł szorstkim i niskim głosem, krążąc w kółko. — Na imię mi Mao i jestem bratem Zitao. O, właśnie... Pamiętasz jeszcze swoją ukochaną przyjaciółeczkę?
   — Co? — wbiła Malwina wzrok w Mao.
   Mężczyzna otworzył drzwi, wychodząc, ale za chwilę wrócił, trzymając mocno związane ręce Basi, o której to dawno temu słuch zaginął. Popchnął ją do przodu, gdzie dziewczyna upadła kolanami na podłogę, znajdując się tuż przed Malwiną i panem Oh.
   — Basia?! — powiedzieli pan Oh razem z Malwiną w jednym czasie.
   Mao tupał butami, kiedy tak stąpał po całym pomieszczeniu, mając założone ręce z tyłu.
   — Basia jest moją sprzątaczką... — zaczął mówić opanowanym głosem. — Moją osobistą sprzątaczką... Za to ty... — zwrócił się do Malwiny, mierząc ją przy tym wzrokiem. — Będziesz moją pielęgniarką... Ty, Sehun, jesteś bezużyteczny...
   — O czym ty mówisz? — nie rozumiała dalej Malwina, a kiedy spojrzała kątem oka na Basię, zobaczyła, jak dziewczyna kręciła głową na boki, powoli ją opuszczając z bezsilności.
   — Sama się przekonasz... — podszedł Mao do Malwiny i złapał ją za ramię, by wstała, ale mało brakowało, a spadłaby na podłogę przez ranną nogę, na którą kulała.
   Na szczęście Mao zdążył ją chwycić i wziął w ramiona, prędko z nią wychodząc.
   Basia podążyła za nim.
   Pan Oh z niepokoju zaczął krzyczeć za mężczyzną, mimo że drzwi już powoli się zamykały.
   — Ani się waż ją krzywdzić! Inaczej będziesz miał ze mną do czynienia! Słyszysz, łajdaku?! Zabiję cię, jeśli coś stanie się mojej żonie! Zabiję cię, jeśli stanie się coś mojej żonie i dziecku! Rozumiesz?! Odezwij się, tchórzu!
   Odpowiadała mu jedynie cisza.

●●●

Pan Huang jadąc autem, zatrzymał się na moment pod galerią. Wysiadł z pojazdu i rozejrzał się wokoło, widząc, że za wiele nic się nie zmieniło, odkąd wyjechał do Francji.
   Miał już zamiar wejść do drogerii, lecz zaciekawiły go czerwone ślady, które znajdowały się nieopodal starego płotu, gdzie widniała głównie trawa i drzewa. Podszedł bliżej, spostrzegając je tym razem dokładniej, mając dziwne przeczucie, że była to prawdopodobnie krew. Ale co mogło się takiego przydarzyć? Mężczyzna dla pewności ponownie rozejrzał się dookoła. Jednak doszedł do wniosku, iż lepiej będzie, jeśli nie będzie wtykać nosa w nieswoje sprawy... Zatem udał się do drogerii, udając, że nic się nie stało.

●●●

Mao rzucił Basią o podłogę. Podszedł do leżącej dziewczyny i rozwiązał jej ręce, aby mogła mu służyć. Malwinę zaś posadził ostrożnie, choć to nie było do niego podobne, na łóżku, a on sam uwalił się naprzeciwko niej na fotelu. Westchnął i spojrzał na Basię, która stała obok niego i czekała na jego rozkazy. Mao marszczył mocno brwi, zerkając niekiedy na siedzącą Malwinę.
   — Przynieś mi fajki.
   Basia odeszła, wychodząc z pokoju.
   Malwina odczuła ponownie niepokój.
   — A-ale... ja jestem w ciąży...
   Mężczyzna trzymał już w dłoniach zapalniczkę oraz ostatniego papierosa, jakiego zdołał jeszcze wyjąć z paczuszki, i skupił wzrok na dziewczynie.
   — No i? — burknął, biorąc papierosa do ust, a potem zaczął palić, wypuszczając sporo dymu.
   Malwina zakryła czym prędzej twarz poduszką, gdzie widzieć można było jedynie jej oczy.
   Mao znowu zmarszczył brwi na dziewczynę. Po chwili zaczął mówić:
   — Zastanawiasz się zapewne, co tu robisz? Co tu robi Basia i... — zaciągnął się papierosem, wypuszczając dym z ust. — twój mąż?
   Malwina spuściła wzrok.
   — Powiem ci — strzepnął trochę pyłu do popielniczki. — Basia jest moją sprzątaczką, to znaczy sprząta mój dom i robi wszystko, co jej rozkażę. Za to ty będziesz moją pielęgniarką... — ponownie zaciągnął się papierosem i głęboko westchnął. W pomieszczeniu robiło się powoli szaro. Mao wstał, by otworzyć okno i wywietrzyć. Stanął następnie nad Malwiną. — Będziesz podawać mi leki o wyznaczonych przeze mnie porach i to codziennie. Niestety jestem poważnie chory... — nachylił się nad nią, a dziewczyna oparła się plecami o ścianę, kiedy on był nad Malwiną i bacznie jej się przyglądał. — I wiesz co? — strzepnął resztkę pyłu z papierosa na podłogę, po czym przyłożył go do ramienia Malwiny, wiercąc nim, robiąc przy tym bolesną ranę Malwinie.
   Dziewczyna darła się z bólu, płacząc przy tym niezwłocznie, kiedy patrzyła się tak na Mao.
   On zabrał niebawem papierosa, widząc, że był już zgaszony, po czym wstał i podszedł do stolika, wsadzając go do popielniczki.
   — Tak prędko to ty stąd nie wyjdziesz — dokończył.
   Malwina położyła się na łóżku, zasłaniając twarz poduszką i płakała.
   Mao zaciskał pięści, gdy patrzył się na nią, niebawem słysząc kroki Basi, która przyniosła mu nową paczkę papierosów. Chwycił Basię za bluzkę i przyciągnął do siebie, wbijając w nią wściekły wzrok.
   Ona przełknęła nerwowo ślinę.
   — Posprzątasz tu, a potem przygotujesz obiad — zerknął przelotnie na płaczącą Malwinę. — Dla nas wszystkich — i wyszedł.
   Basia zaczęła sprzątać, nawet nie spoglądając przy tym na Malwinę.

KONIEC XLIII ROZDZIAŁU





|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz