XXXIII

632 18 3
                                    

— To prawda?
   Pan Huang milczał. Wzrok miał jedynie utkwiony w ręce Malwiny, kiedy dziewczyna nadal siedziała na jego kolanach. Ostatecznie spojrzał na nią uważnie.
   — Tak, ale zrobiłem to w obronie mojej córki — tłumaczył się.
   Malwina zwiesiła głowę, trochę zaskoczona.
   — Zrobiłem to w dniu, kiedy ona porwała moją córkę. Zastałem je obie w domu mojej byłej żony, gdy ta akurat ją uderzyła. Musiałem jakoś zareagować... ale nie wiedziałem, że popełnię coś takiego...
   — A nie pomyślałeś o tym, że mogłaby pójść z tym na policję?! — odparła dziewczyna z małymi nerwami.
   — Nie. Byłem w takim amoku, że nie potrafiłem zapanować nad samym sobą.
   — Wiesz co?... — zeszła mu z kolan i ruszyła w stronę klatki schodowej. — Lepiej już pójdę, bo nie chcę się niepotrzebnie denerwować...
   Pan Huang wysiadł z samochodu i stanął przy schodach.
   — Nie znasz jej! Dlaczego ją tak bronisz?! — mówił z pretensjami.
   Zatrzymała się i spojrzała na mężczyznę.
   — Nie bronię jej. Po prostu nie powinieneś tego robić! W końcu to tylko kobieta i matka twojej córki, ona chyba też ma prawo do stałego kontaktu z dzieckiem, prawda?
   — Nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy! — wskazał palcem na Malwinę, jakby jej groził.
   — A ty panuj nad sobą! — podniosła na niego głos.
   Pan Huang nagle oniemiał. Upuścił dłoń, wpatrując się w Malwinę z mocno zmarszczonymi brwiami.
   Dziewczyna miała już wejść do środka klatki, lecz jeszcze odwróciła głowę w stronę pana Huanga.
   — Nie przyjeżdżaj jutro po mnie. Sama pójdę do szkoły — i zniknęła mu z oczu.
   Pan Huang westchnął ciężko, próbując uspokoić nerwy. Zaciskał pięście, kiedy szedł powoli do samochodu, a w jego myślach nadal krążyła ta rozmowa. Usiadł za kierownicą i wyjechał z parkingu, będąc nieco zdenerwowanym, że Malwina broniła jego byłą żonę.

●●●

Wczesnym wieczorem Malwina leżała na swojej pościeli w stronę okna i rozmyślała nad panem Huangiem. Poczuła nagły smutek, a gardło mocno jej się zacisnęło, czując, że zaraz się rozpłacze. Pociągnęła nosem, głęboko i powoli wzdychając, aby powstrzymać płacz.
   Około pół godziny później dziewczyna wyszła ze swojego pokoju i ukradkiem wyszła całkiem z domu, ubrana na czarno; czarny płaszczyk, szalik i założony czarny kaptur na głowie.
   Malwina wałęsała się po mieście, aby się przewietrzyć i zapomnieć o dzisiejszej kłótni z panem Huangiem. Rozglądała się w międzyczasie po budynkach i sklepach, widząc wszędzie kolorowe światła, które oświetlały jako tako ulice i chodniki.
   Zatrzymała się w którejś chwili przy przejściu dla pieszych i wyszła na pasy. Stanęła na środku jezdni, słysząc dźwięk szybko jadącego samochodu. Odwróciła głowę na bok i ujrzała pana Huanga w swoim samochodzie.
   Widział przed sobą Malwinę, ale nie miał zamiaru nawet się zatrzymać. W dodatku marszczył brwi i przyspieszył jeszcze bardziej.
   Dziewczyna stała sparaliżowana ze strachu, aż wreszcie została potrącona, odczuwając wszędzie przerażający ból.

●●●

— Nie! — krzyknęła Malwina, budząc się i będąc w łóżku. Miała łzy w oczach. Ujrzała przed sobą pana Oh, który siedział obok niej i strzegł Malwiny, jak oczka w głowie.
   Mężczyzna pogładził ją po policzku.
   — Już dobrze... to tylko zły sen... — przybliżył się i przytulił ją do siebie, ale delikatnie, uważając ciągle na swoje żebra, ale nie chciał też męczyć Malwiny mocnymi uściskami.
   Przerażona Malwina wtuliła głowę w jego lewą pierś, wciąż mając przed sobą obraz, kiedy pan Huang jedzie szybko będąc świadomym, że ona stoi na środku ulicy, jakby chciał ją celowo zabić...
   — Pan Huang chciał mnie zabić... — odparła prawie przez płacz.
   Pan Oh wybałuszył oczy i utkwił wzrok w płaczącą dziewczynę.
   — Co takiego?!
   — We śnie... — dodała, aby nie pomyślał sobie, że naprawdę pan Huang chciał ją zabić.
   Nauczyciel odetchnął z ulgą i przytulił dziewczynę nieco czulej do siebie. Mimo to spojrzał na nią powtórnie, jednocześnie głaszcząc policzek pełną dłonią policzek Malwiny.
   — Boisz się mnie?
   Zaprzeczyła, kręcąc głową na boki, kiedy wpatrywała się tylko w jego oczy.
   Przyjrzał się jej przez moment, znowu się odzywając:
   — A pana Huanga?
   W tym momencie spojrzała w dół, a po jednym policzku spłynęła jej łza.
  Pan Oh dopisał już swoją ideologię.
   — Czyli boisz się, tak?
   Ona nie odpowiadała, co tylko potwierdzało przypuszczenia pana Oh. Zgarnął trochę grzywki z oczu Malwiny i pocałował ją w czoło.
   Ona ułożyła niepewnie dłonie na jego klatce piersiowej, nie chcąc sprawić mu bólu. Pogładziła ostrożnie opuszkami palców jego biały podkoszulek, przybierając w tym samym czasie rumieńców na twarzy. Obejrzała jego silne ramiona i szyję. Na samym końcu skupiła się na twarzy pana Oh. Najbardziej podobały jej się jego blond włosy z niewielkimi czarnymi odrostami — zapewne je farbował. Oczy miał piwne, a usta duże, malinowe i delikatne, zwłaszcza, kiedy całował nimi jej każdy skrawek twarzy i szyi.
   Pan Oh za to przypatrywał się zielonym oczom dziewczyny, spostrzegając w nich tę pełną wrażliwość i skromność. Widział w nich także delikatność, potrafił z nich wyczytać wszystko; to, co czuła Malwina, jaka była, itp. Po czasie pokierował wzrok na jej usta, które również wyróżniały się wielkością; były pełne, lekko podkreślone czerwoną pomadką oraz wydawały się być takie delikatne na sam widok. Nosek miała zgrabny i lekko zadarty, co dodawało Malwinie tylko uroku. Następnie spojrzał się na jej czarne włosy z jasnymi odrostami — ona również farbowała włosy. Na koniec skupił wzrok na biuście dziewczyny; nie był ani duży, ani mały — taki w sam raz. Jednak nawet jeśli biust Malwiny był nieco mały, panu Oh to wcale nie przeszkadzało. W jakim sensie „nie przeszkadzało”? W takim, że kiedy przytulał do siebie Malwinę, często opierał swoje dłonie na jej piersiach, ale tylko dlatego, by okazać jej miłość, jaką do niej czuł. Pan Oh nie był zboczony... Uchodził za inteligentnego i wykształconego człowieka, zatem wiedział, jak należy stosownie traktować kobiety, zwłaszcza tę jego jedyną...
   Mężczyzna odwrócił w tym momencie delikatnie Malwinę tyłem do siebie i przytulił się do niej, kładąc ręce na jej biuście, jednocześnie całując ją w policzek. Oglądał uważnie Malwinę, co jakiś czas składając krótkie, ale zarazem czułe pocałunki na każdym skrawku jej twarzy.
   Ona zerknęła na nauczyciela kątem oka, szybko skupiając wzrok na   wprost siebie.
   — Jak się czujesz po tym upadku? — zapytał z troską w głosie.
   Malwina zmarszczyła brwi na jego pytanie i skupiła na nim wzrok.
   Pan Oh westchnął.
   — No tak... nie pamiętasz... Znowu o mało byś nie wpadła pod samochód. W ostatniej chwili zdołałem cię przyciągnąć w moją stronę. Zemdlałaś, a ja przywiozłem cię do domu.
   — Do mojego domu? — ocknęła się nagle, rozglądając się dookoła.
   — Nie, do mojego domu — odparł z lekkim uśmiechem.
   Malwina rozejrzała się po pokoju pana Oh, spostrzegając przede wszystkim masę książek. Wstała po chwili, odchodząc od nauczyciela, który obserwował dziewczynę, gdy zmierzała w stronę pierwszej lepszej półki. Czytała tytuły każdej książki, którą oglądała, zatrzymując w końcu wzrok na jednej z nich. Sięgnęła po nią powoli ręką i spojrzała na jej okładkę.
   — „Pani Bovary”... — przeczytała cicho pod nosem, otwierając pierwszą stronę, po chwili jednak czytając sam opis na tylnej okładce.
   Pan Oh wstał z łóżka i podszedł do dziewczyny, układając dłonie na biodrach Malwiny.
   — W drugiej klasie miałam tę książkę jako lekturę, taki wymysł naszej polonistki... — odparła, ale z delikatnym uśmiechem.
   — A podobała ci się?
   Malwina zamilkła na moment, kręcąc nosem.
   — Nie jest ona zła... Ale to nie są jednak moje klimaty. Mnie bardziej interesują... — przerwała na moment, wodząc wzrokiem po wszystkich książkach. Nie dokończyła jednak zdania. — Och... masz tylko książki z literatury...
   Pan Oh skupił wzrok na Malwinie.
   — Nie lubisz literatury?
   — Nie... znaczy... nic do niej nie mam... W sumie to zależy jeszcze na jaką książkę trafię, bo są takie, co mnie się spodobają, a są jeszcze takie, co się nie spodobają. Ale jakbym miała wybierać... to chyba jednak wolałabym coś z fantastyki, może jeszcze jakiś dramat obyczajowy... coś przygodowego... — wciąż oglądała książki. — O! „Opium w rosole” — wzięła książkę do ręki i przekartkowała wszystkie strony. — Ta lektura mi się podobała. Tak samo... — ponownie wodziła wzrokiem po książkach. —„Mały książę”... „Kamizelka”... Co prawda to nowela, ale podobało mi się. No i... „Balladyna” w zasadzie też.
   Pan Oh uśmiechał się do Malwiny, kiedy wymieniała przykładowe lektury, które jej się podobały. Jednak uśmiech zniknął mu z twarzy, kiedy porozglądał się po swoich książkach i zerknął przelotnie na Malwinę. Rozejrzał się wzrokiem po podłodze.
   — Kiedy masz urodziny? — spojrzał na uczennicę.
   — W grudniu, a konkretniej w II Dzień Świąt.
   Pan Oh pokiwał zrozumiale głową i przygryzł dolną wargę, obejmując potem Malwinę delikatnie rękoma wokół jej talii i ułożył brodę na jej głowie.

KONIEC XXXIII ROZDZIAŁU

|| THE TEACHER || Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz